Reklama

Nostalgiczne dźwięki rodem z Białegostoku


"Acedia" duetu Hidden by Ivy, którego połowę stanowi białostocki wokalista, Rafał Tomaszczuk, ukazała się już kilka tygodni temu. Dziś spieszymy, by ją zrecenzować.


Nie od dziś mówi się, że melancholia potrafi być źródłem natchnienia, a poczucie straty czy braku można przekuć w artystyczną wartość. Hidden By Ivy zdają się dobrze o tym wiedzieć. A jednak, pomimo że swoją płytę zatytułowali „Acedia” – od określenia stanu, któremu bliżej do apatii niż do twórczej refleksji – komponują muzykę, w której żaden dźwięk nie jest osadzony w próżni. Duet tworzy bowiem dwóch muzyków z doświadczeniem w zakresie gatunków, do których (między innymi) nawiązuje „Acedia”: Rafał Tomaszczuk z synth-gotyckiej grupy Agonised By Love i Andy, znany dotychczas z altrockowo-nowofalowego projektu God’s Own Medicine. I chociaż to nadal muzyka rodem z lat osiemdziesiątych, to nie sposób powiedzieć, że Hidden By Ivy grają tylko na sentymentalnej nucie.

Na „Acedii” liczy się bowiem przede wszystkim przestrzeń. Przestrzeń w postaci zniuansowanych aranżacji, których poszczególne, drobne fragmenty z urzekającą lekkością łączą się w harmonie. Najprościej byłoby utożsamić takie brzmienie z post-rockiem, o ile pod tym pojęciem rozumie się korzenie gatunku, z Talk Talk i „Spirit of Eden” na czele. Słychać to już od pierwszych dźwięków „Cold Summer Day”, w przypadku którego post-rock i art pop wydają się sobie szczególnie bliskie. Bo „Acedia” to przede wszystkim zbiór pięknych piosenek, odrębnych od siebie, lecz powiązanych ze sobą za pośrednictwem wspomnianych przestrzeni, w których jak na pograniczu spotykają się różne stylistyki. Taktykę tę do perfekcji opanowały czołowe grupy wydawane przez wytwórnię 4AD, przy czym jeden z najważniejszych punktów odniesienia dla Hidden By Ivy stanowi grupa This Mortal Coil. Już zagrany na smyczkach wstęp do „Pale Shade” przywodzi na myśl „Holocaust”, a gdy do wykonania włączają się klawisze i gitara, skojarzenie to tylko się umacnia. Również „Everything Was” z charakterystyczną (choć i nieco manieryczną) wokalizą wiedzie myśli ku „Dreams Made Flesh” z płyty „It’ll End In Tears”. Na „Acedii” wyczuwa się też jednak wpływy innych wykonawców: choćby także wydawanego przez 4AD, choć mniej znanego, gotycko-rockowego zespołu The Wolfgang Press („Remembrance”) czy Davida Sylviana (nieco folkowe „To Abandon”). To wąska, lecz zarazem barwna paleta odcieni stylistycznych, której ograniczenie – wobec swobody i płynności łączenia ze sobą motywów – stanowi ogromną zaletę płyty.
„Acedia” to płyta melancholijna, jednak w duchu pogodna, kojarząca się – podobnie jak wspomniane „Spirit of Eden” Talk Talk – raczej z jaskrawymi promieniami październikowego słońca niż z ciężką, listopadową mgłą. Hidden By Ivy mogą stanowić dla innych grup wzór, jak smucić się, nie popadając w egzaltację, krótko mówiąc: tak, żeby był to smutek piękny. A tytułowa „acedia” stanie się chyba moim ulubionym słowem tej jesieni.

https://www.youtube.com/watch?v=HXA2OUVGa3Q&list=PLoqHdbWyCsfCAWHxq-zA0n37ES8epq9qM

(Ania Szudek)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do