To nie jest zwykła sobota dla podlaskich fanów kosza. 20 grudnia o godzinie 18.00, w hali Szkoły Podstawowej nr 50 przy ul. Pułaskiego, koszykarze Żubrów Abakus Okna Białystok staną przed najważniejszą próbą w tym sezonie. Po długiej serii trzynastu porażek z rzędu, walki z własnymi słabościami i niemocą, podopieczni Kamila Piechuckiego zmierzą się z Miners Katowice. Stawka? Coś znacznie cenniejszego niż ligowe punkty – odzyskanie dumy, wiary i nadziei na pozostanie w I lidze.
Żubry to jedyny zespół, który w I lidze jeszcze nie wygrał. Białostoczanie po awansie rozsypali się i z zespołu, który wygrał II ligę zostało niewiele. Wielu zawodników odeszło, bo klubu ze stolicy województwa nie było stać na ich zatrzymanie, a rywale byli hojniejsi i mieli większe możliwości finansowe. Po 10 przegranych Skrzecz zrezygnował, a jego miejsce zajął Kamil Piechucki. Prezes Jacek Zaniewski uzyskał obietnice wsparcia zarówno od sponsora jak i od Łukasza Prokoryma, marszałka województwa. Klub dokonał zmian personalnych, wzmocnił kadrę o dwóch Amerykanów i Ukraińca z polskim paszportem. Na razie nie przyniosło to przerwania serii przegranych, ale zespół prezentuje się coraz lepiej. Nowa twarz w Żubrach czyli amerykański lider zespołu, Samajae Haynes-Jones, prosi fanów o wsparcie:
Przyjdźcie nas wesprzeć, to będzie piękny dzień.
Atmosfera wokół białostockiego klubu nie jest wesoła, ale zawodnicy nie zamierzają spuszczać głów. Najgłośniejszy apel do kibiców wystosował w mediach społecznościowych Samajae Haynes-Jones. Amerykański rozgrywający, który stał się jedną z kluczowych postaci w zespole, doskonale rozumie, że bez wsparcia trybun przełamanie fatalnej passy będzie niemal niemożliwe.
Przyprowadźcie wszystkich swoich przyjaciół, swoją rodzinę i przyjdźcie nas wesprzeć. Weź całą piękną energię, którą wszyscy dla nas macie, aby zapewnić wam wszystkim wygraną – zachęca Haynes-Jones.
Reklama
Jego słowa to nie tylko marketingowa zagrywka, ale szczera prośba o pomoc w momencie, gdy drużyna znalazła się na dnie tabeli. W Białymstoku wszyscy wiedzą, że pełna hala fanów potrafi ponieść zawodników, a dzisiejszy wieczór ma być powrotem do czasów, gdy Żubry były postrachem każdego rywala.
Trener Kamil Piechucki nie siedział z założonymi rękami w ostatnich dniach. Po bolesnej lekcji w Rzeszowie, sztab szkoleniowy wspólnie z zarządem podjął zdecydowane kroki. Dzięki wsparciu prezesa i sponsorów, do składu w ciągu zaledwie siedmiu dni dołączyło trzech nowych zawodników. To sprawiło, że jakość treningów weszła na zupełnie inny poziom.
Mamy w tym momencie 12 ludzi do mocnego treningu. Wykorzystujemy wszystkie jednostki, czasami siedzimy na sali dłużej. Aby pójść do przodu, trzeba było tę rywalizację na treningu polepszyć – wyjaśnia trener Piechucki.
Szkoleniowiec podkreśla również, że nie ucieka od odpowiedzialności.
Trenerem nie jest się tylko w momentach, gdy ma się fajny skład i wygrywa. Jest się też edukatorem w sytuacjach słabszych. To dla nas nowa lekcja i nikt nie będzie się chował za tym, że nie jest fajnie - zapewnia szkoleniowiec.
Reklama
Zwiększona intensywność i świeża krew w zespole mają być „bezpiecznikiem”, który nie pozwoli na czternastą wpadkę.
Dzisiejszy rywal, Miners Katowice, to przeciwnik niezwykle ciekawy i niebezpieczny. To zespół, który powstał w wyniku ambitnej fuzji kilku śląskich ośrodków: KKS Mickiewicz, UKS SP27, KŚ AZS, MKS MOS oraz Stowarzyszenia Projekt Basket. Takie połączenie sił miało na celu stworzenie stabilnego i silnego klubu, który jako beniaminek – podobnie jak Żubry – będzie walczyć o swoje miejsce w I lidze.
Miners to drużyna grająca twardy, śląski basket, oparty na solidnej defensywie i zespołowości. Dla białostoczan mecz z katowiczanami to starcie z „sąsiadem” z tabeli, co czyni go klasycznym spotkaniem o przysłowiowe sześć punktów. Jeśli Żubry chcą myśleć o odbiciu się od dna, muszą pokazać, że podlaski charakter jest silniejszy od śląskiej fuzji.
Analizując ostatnie występy białostockiego zespołu, zawodnicy i trenerzy zgodnie wskazują na jeden element: walkę pod koszami. Dawid Jakubiec po ostatnim meczu z Resovią nie miał złudzeń – przegrana walka o zbiórki (30 do 45) była gwoździem do trumny Żubrów.
– Na pewno był to bardzo fizyczny mecz. Jak widzimy w statystykach zbiórki, to w dużej mierze zadecydowało o zwycięstwie rywali – przyznał Jakubiec.
Dzisiaj błędów z Rzeszowa nie można powtórzyć. Żubry muszą od pierwszej minuty zdominować strefę podkoszową i nie pozwalać „Górnikom” na ponowienia akcji. Trener Piechucki zapowiedział, że zespół „dodał sobie presji” na ostatnich jednostkach treningowych, by przygotować się właśnie na tak fizyczne starcie, jakie czeka ich z Miners Katowice.
Jeżeli jesteś fanem koszyków z regionu podlaskiego to nie może Cię zabraknąć w sobotę w hali na Nowym Mieście! Zawodnicy i trener wierzą, że napiszą tego dnia historię wielkiego powrotu Żubrów do gry w I lidze.


Przemysław Sarosiek
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie