
Punkt przedszkolny Ala i As to placówka terapeutyczna. Kiedy z początkiem września 2018 roku została otwarta, grupa przedszkolaków liczyła kilkoro dzieci. Dziś jest to kilkunastu maluchów, zwiększyła się też obsada kadrowa. Wszystkich podopiecznych łączy jedno - mają zdiagnozowany autyzm, ale stopień zaburzeń u każdego z nich jest inny. Codziennie pracuje z nimi kilkunastu terapeutów i nauczycieli przedszkolnych. Przedszkole kierowane przez białostocką fundację "A jak..." rozrasta się. Prowadzone jest z pasją, zatrudnia ludzi, którzy chcą stale pogłębiać swoją wiedzę i umiejętności. O tym, jak rozwinęło się przez półtora roku funkcjonowania i jakie plany ma na przyszłość, w rozmowie z Piotrem Walczakiem opowiadają dyrektorka Edyta Bałakier oraz prezes wspomnianej fundacji Wojciech Depczyński.
Piotr Walczak, Dzień Dobry Białystok: Placówka się rozwija. Możecie państwo dziś powiedzieć, że "wszystko idzie zgodnie z planem"?
EB: Robimy to, co zakładaliśmy od początku i dla nas jest to niewątpliwie sukces. Cały czas jesteśmy weryfikowani przez dzieci. Na przykład plany dnia, wystrój sal, dostępne pomoce terapeutyczne i w ogóle system naszej pracy poddawaliśmy wielokrotnym zmianom. Bywało tak, że nawet co tydzień. Udało nam się przez ten czas wypracować model, który staje na wysokości zadania, ale gdy dochodzą nowe dzieci, musimy nadal poddawać go weryfikacji, bo powinien być dostosowywany do danej grupy.
To co nam się na pewno udało, to fajni ludzie, których mamy w zespole. Wytworzyła nam się bardzo dobra atmosfera. Ludzie, którzy u nas pracują, myślą podobnie jak my i to jest świetne.
Zaskoczyło nas, jak szybko przedszkole zaczęło być rozpoznawalne. Są takie dni, że odbieramy po kilka telefonów od rodziców z pytaniami, czy są u nas miejsca, czy mogą zapisać swoje maluchy.
Przedszkole zaczynało od sześciorga dzieci...
WD: I zakładaliśmy, że tak będzie przez pierwszy rok. Nie spodziewaliśmy się, że to pójdzie w tym kierunku, by tę liczbę powiększyć już po kilku miesiącach. Decyzję o otwarciu punktu przedszkolnego podjęliśmy w czerwcu 2018 r., ruszył on we wrześniu, po pół roku mieliśmy dziesiątkę dzieci i kilkoro na liście rezerwowej. Dziś jest to już kilkunastu przedszkolaków. Ciągle otrzymujemy zapytania kolejnych rodziców, ale jesteśmy ograniczeni wielkością lokalu, jakim dysponujemy. Obecnie mamy trzy grupy, a jedna - w związku z naszą specyfiką pracy - nie może liczyć więcej niż pięcioro dzieci. Jeśli chcielibyśmy przyjąć więcej osób, musielibyśmy zmienić obiekt, w którym prowadzimy przedszkole.
Ci, którzy pytają o miejsca w Ali i Asie, to osoby, których dzieci uczęszczają już do innych placówek, czy też szukają dla nich dopiero przedszkola?
WD: Z tym jest bardzo różnie. O miejsca pytają nas nie tylko białostoczanie, dla dzieci których byłaby to zarówno pierwsza placówka, ale też tacy, którzy posyłają już swoje pociechy do innych - integracyjnych czy terapeutycznych.
EB: Są takie sytuacje, że dziecko w innym miejscu nie potrafi się odnaleźć albo rodzice nie są usatysfakcjonowani. Z różnych źródeł dowiadują się o nas, kontaktują się, przychodzą, pytają.
Zasoby kadrowe też zwiększacie?
EB: Z początku pracowało u nas kilka osób, w tej chwili mówimy już o kilkunastu. Część zatrudniona jest w niepełnym wymiarze etatu, ponieważ przychodzi tylko na prowadzone przez siebie zajęcia, na przykład kilka godzin w tygodniu.
Placówek dla dzieci z autyzmem przybywa. Czym wyróżnia się Ala i As?
EB: Przede wszystkim zespołem i jego historią, która się za nim niesie. Znaczna część pracujących z nami osób posiada wieloletnie, nawet kilkunastoletnie doświadczenie i szkoliła kadry pracujące w innych miejscach. Sądzę, że to właśnie zaufanie do ludzi jest ważnym wyróżnikiem.
WD: Swoje w naszym przypadku robi po prostu poczta pantoflowa. Jeżeli rodzic jest zadowolony, to przekazuje taka informację dalej.
Podkreślę, że my nie zamykamy się w jednej metodzie terapeutycznej. Wychodzimy z założenia, że najważniejsze jest dziecko i jego potrzeby. I do niego dostosowujemy metody pracy. Staramy się robić to najlepiej, jak umiemy.
Od dyskusji o metodach terapii w autyzmie grzeją się fora internetowe. Raz jedna zyskuje wśród rodziców rozgłos, by po chwili ustąpić miejsca drugiej. Jest jakiś złoty środek, który można wskazać?
EB: My na dziecko patrzymy całościowo. Trzeba mu zorganizować cały system pomocy, a nie tylko poszczególne zajęcia. Jeżeli osoby, które je prowadzą, nie będą ze sobą współpracowały, to każdy może robić swój wąski wycinek i to się nie będzie przekładało na poprawę funkcjonowania dziecka. A o to tutaj chodzi, a nie o to, by każdy miał zapewnioną godzinę płatnej pracy. My podchodzimy tak, że nawet jeśli dzieci mają u nas terapię logopedyczną, pedagogiczną, integrację sensoryczną itd., to najpierw patrzymy na dziecko i przyglądamy się, gdzie jest największa trudność, jak mamy wszyscy pracować nad tym, żeby żyło mu się lepiej i potem dopiero dobieramy formę zajęć. Jeśli pracujemy nad komunikacją alternatywną, to nie jest tak, że dziecko wychodząc od logopedy kończy przygodę z tym tematem, tylko wszyscy nad tym pracujemy przy innych zajęciach, dokładnie tak samo jak ten logopeda, który wprowadza dane rozwiązanie.
WD: Są metody, które muszą być prowadzone w pracy z dzieckiem z autyzmem. I są metody, które są uzupełniające i mogą wspomagać, ale nie są kluczowymi. Wychodzimy z założenia, że aby pracować z dziećmi z autyzmem, musimy zbudować w nich poczucie bezpieczeństwa. Dlatego też cała przestrzeń w pomieszczeniach u nas jest odpowiednio zagospodarowana, a każdy dzień przebiega według ustalonego i przewidywalnego rozkładu.
W większości przedszkoli korzysta się z cateringu. Tutaj to rodzice przygotowują posiłki i przynoszą je rano przyprowadzając dzieci. Ten system się sprawdził?
EB: Tak, zaproponowane przez nas rozwiązanie się sprawdziło. Często jest tak w innych placówkach, że dzieci w ogóle nie chcą jeść, a zatem albo i tak trzeba gotować dla dziecka w domu i przynosić do przedszkola, albo dziecko chodzi głodne, bo nie ma zgody, by jadło coś innego niż grupa. To czego początkowo się niektórzy obawiali, że dzieci będą chciały jeść to co inne dzieci, nie urosło do rangi problemu. Dziecko u nas je to, co faktycznie zjada też w domu. To co lubi i może jeść, bo pamiętajmy, że przypadki diet nie są odosobnione. Dla nas tym samym jest ważne, że dziecko jest najedzone.
Jest też grupa rodziców mówiąca, że ich dzieci i tak jedzą wszystko, więc przygotowywanie posiłków w domach i przynoszenie ich do przedszkola będzie kłopotliwe. Później okazuje się zazwyczaj, że można się przyzwyczaić.
Proszę jeszcze powiedzieć o samej przestrzeni lokalowej. Przedszkole posiada już pełną infrastrukturę do prowadzenia zajęć?
EB: Dysponujemy przestrzenią około 300 metrów kwadratowych. W pierwszej połowie ubiegłego roku powstał nowy plac zabaw, wcześniej korzystaliśmy z gościnności przedszkola znajdującego się obok. Od września 2019 r., uruchomiliśmy salę do integracji sensorycznej, co jest dużym ułatwieniem dla rodziców, bo dotychczas musieli wozić dzieci na te zajęcia do innej części miasta. Z kolei od stycznia tego roku prowadzimy również na miejscu zajęcia WWR (wczesne wspomaganie rozwoju - red.).
Dziękuję za rozmowę.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie