Reklama

Chili w Wanilii: Bo JA mam pierwszeństwo!



Cieszy mnie żywa reakcja jaką wzbudził list o Matkach Terrorystkach. Wprawdzie zboczyła z głównego toru, ale widocznie ludzie chcą pisać o tym, co ich boli. Smutne jest to, że użytkownicy dróg i chodników są do siebie wrogo nastawieni, stąd decyzja by wrócić do tematu, który był podejmowany w komentarzach.

Ciężko zawrzeć temat w takim tekście, który nie przerazi czytelnika długością, więc niczym dobry sklep RTV-AGD rozłożę go na raty.

Pieszy – święta krowa.

Skrzyżowanie pod jedną z białostockich galerii handlowych. Jadę autem z dozwoloną prędkością i widząc zielone dla samochodów, jadę spokojnie i równo. Cień niepokoju zasiewa dziewczyna zbliżająca się do przejścia dla pieszych.

„Nie, nie przejdzie, ma przecież czerwone“ – myślę, ale jednocześnie zaczynam zwalniać.

I wlazła! Centralnie. Na czerwonym. Nie rozglądając się w ogóle na boki.

Mimo niewielkiej prędkości, od uderzenia w nią uchronił mnie refleks i wolny, lewy pas, na który mogłam zjechać. Było pusto na drodze, więc wróciłam na prawy pas zatrzymując się w zatoczce, bo kończyny zaczęły odmawiać mi posłuszeństwa. Wysiadłam. Wdech – wydech.

Oczyma wyobraźni widziałam tę pannę na masce samochodu. Kij z nim! Gdyby coś jej się stało, wyrzuty sumienia miałabym do końca życia, mimo że to nie moja wina. Pannę zrugałam (bo strasznie się przejęła), pozbierałam się do kupy i pojechałam.

Czasem zastanawiam się, czy ta dziewczyna wyciągnęła z tego wnioski na przyszłość. Właściwie to nie moje życie i nie moja sprawa, współczuję ewentualnie tylko innym kierowcom. Wielu z nich ma podobne, lub gorsze doświadczenia z pieszymi. Moja koleżanka mieszka w Holandii i śmieje się, że spacerując nie zdąży zbliżyć się do jezdni, a tramwaj zatrzymuje się, by ją przepuścić, nie mówiąc już o samochodach. Niby tak być powinno, ale czy ktoś zdaje sobie sprawę z tego, że to pozbawia nas czegoś ważnego?

Przez setki tysięcy lat ewoluowaliśmy. Przeżyliśmy. Czymś, co nam to umożliwiało był instynkt samozachowawczy. Dzięki niemu ludzie wyczuwali niebezpieczeństwo i działali. Nikt nie pchał się tam, gdzie mogło mu się stać coś złego, a jeśli z różnych powodów znalazł się w takiej sytuacji, to szybko uciekał. I właśnie teraz ta cenna cecha jest w zaniku. Dlaczego?

Dlatego, że widząc zielone światło bezmyślnie ruszamy nie rozglądając się na boki. Dlatego, że uważamy, iż mamy bezwzględne pierwszeństwo i kompletnie nie zważając na prawa fizyki (tak, w szkole fizyka jest najgorszym przedmiotem, ale ma ścisłe zastosowanie w życiu) wchodzimy na przejście, często nie dając szans kierowcy, bo nawet jeśli trafimy na kogoś z doskonałym refleksem, to samochód ma jakąś drogę hamowania i nie zrobi tego w miejscu.



Dlatego, że często zachowujemy się jak stado baranów. Jeden baran rusza a reszta za nim, zupełnie nie zwracając uwagi na konsekwencje. Jak się okazuje, prawo o ruchu drogowym ma również dwa końce. Z jednej strony reguluje większość aspektów, a z drugiej usypia czujność. A rodzice prawdopodobnie uczyli – przed wejściem na ulicę rozejrzyj się najpierw w lewo, potem w prawo i jeszcze raz w lewo. Jeśli nie zrobili tego, tłumaczył to nauczyciel w szkole.

Rozumiem, młodość – chmurna i durna, dzieci, które nie zdążyły wyrobić sobie nawyków, ale ludzie dojrzali i starsi? Bezmyślność dotyczy wszystkich, bez względu na wiek. Reagujemy jak psy Pawłowa. Zielone – idź, czerwone – stój (widocznie pannica opisana wcześniej kieruje się jeszcze czym innym), pasy – mam pierwszeństwo i wchodzę!

Piesi są najliczniejszą grupą. Każdy z nas jest pieszym, chociaż niektórzy bardzo się starają by nim nie być, podjeżdżając nawet 50-100 metrów autem (witaj Ameryko!), ale nikt się przecież za kółkiem nie urodził (mój sąsiad z dzieciństwa miał na ten temat inne zdanie). Największa grupa, roszczeniowa w dodatku i pozbawiona tego, co wpaja się kierowcom – zasady ograniczonego zaufania. Nie brzmi to dobrze. Czy można z tym coś zrobić? Młodych edukować, wbijać do głów i liczyć na to, że coś tam zostanie a co ze starszymi?

Ale co tam drogi! Spójrzmy na chodniki. Nawet na nich dochodzi do różnych spięć. „Angielski“ sposób chodzenia lewą stroną, gdy jednak większość chodzi prawą. Pruje taki jak Titanic na górę lodową. Zawsze mam dylemat – zderzyć się, czy uciekać na trawnik? Kiedyś wolałam ustąpić, ale w pewnym momencie góra lodowa wzięła przewagę. Na szczęście nie zatopię, ale i nie ustąpię. Ciekawiej jest, gdy idę z dziećmi (odkąd wyszły z wózka, wbijam im do głów chodzenie prawą stroną), mijamy taką osobę, dzieci skonsternowane, a ja mówię na cały głos:

- Widzicie dzieci? Tak właśnie nie powinno się chodzić!

Nadal łudzę się, że coś dotrze do niektórych. Nadzieja to jednak wyjątkowa matka.

Piesi mają najwięcej pretensji. Do kierowców, bo to, tamto i owamto. Do rowerzystów, bo jeżdżą jak piraci (niestety, czasem tak jeżdżą, ale nie wszyscy) i czasem do siebie nawzajem, bo jak to, żeby starszy człowiek nie mógł iść jak mu się podoba? Albo takie młodzieżowe komando, rozciągnięte na całą szerokość chodnika musiało ustąpić idącej naprzeciw osobie?! Przecież oni MAJĄ PRAWO.

Wspomniane dwa tygodnie temu matki z wózkami, jak te spychacze z moich koszmarów – jeden obok drugiego, nie chcące ani na centymetr oddać przestrzeni. Inne matki, z innymi wózkami (albo i te same) bezrefleksyjnie wchodzące na jezdnie, nie oglądające się zupełnie wokół. Gdzie ich instynkt macierzyński? Przecież pchają wózek i to on, z dzieckiem w środku, oberwie najbardziej. Gdzie wyobraźnia? Mówię Wam, cofamy się ewolucyjnie.

Drogi Pieszy. Nie wiem jakie obecnie mamy prawo i czy rzeczywiście masz bezwzględne pierwszeństwo. Chciałam to ustalić, ale dzielnicowi nie odbierali telefonów, chociaż nie jestem im jeszcze znana i nie muszą mnie unikać, a w wydziale ruchu drogowego sekretariat chyba zasnął, bo telefonu też nikt nie odbierał. Może ktoś z czytelników uświadomi mnie, czy weszło to prawo, czy jeszcze nie? Będę wdzięczna, cenię użyteczną wiedzę.

Zostawmy prawo. Ważniejsze jest to, że z większym nie masz szans. Z większym i szybszym od siebie tym bardziej. Choćbyś miał nie wiem jakie pierwszeństwo, to w niektórych sytuacjach może Ci ono dać jedynie wątpliwą satysfakcję i temat do rozważań w dłużące się dni na szpitalnym łóżku. A niektórym będzie można, niestety, wyryć na nagrobku „Zginął, bo miał pierwszeństwo“.

Czego nikomu nie życzę.

Z uśmiechem, wyobraźnią i silnym instynktem samozachowawczym

(Basiek May-Chang/ Foto: BI-Foto)
Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    Nika - niezalogowany 2016-08-05 23:02:15

    Niestety dokładnie to o czym piszesz zaobserwowałam i ja w Polsce. Natomiast w Belgii idąc piechotą nie zdążę czasem dojść do przejścia, a samochody juz stają, żeby mnie przepuścić. Ale gdy juz weicę do Paryża to zamieniam sie w myśliwego. Nie tu juz nikt cie nie przepuści, a samochody jadą nawet gdy piesi maja zielone. No to pieszy musi upolować okazje i jak nikt nie jedzie to przechodzi nawet orzy czerwonym świetle. Po prostu nikt nikomu nie ufa i idzie czy jedzie kiedy moze. Najniebezpieczniejsze sa obecnie smartfony, szczegolnie u pieszych. Ze juz nie wspomnę o grze w Pokemony, która to zamienia w niemoty wszystkich pieszych. Pół biedy w parku, ale na ulicach kopacze Pokemonow to prawdziwe niebezpieczeństwo...

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do