Reklama

Lecą wióry: A w styczniu bez zmian…



Leśniczy Zdzisio z podleśniczym siedzieli w kancelarii leśnictwa Krużganki i nudzili się setnie. Z nudów przeczytali całą pocztę jaka przyszła do nich w ciągu roku na służbową skrzynkę. Chcieli nawet z nudów pouzupełniać brakujące wpisy w dokumentach kancelaryjnych, ale ogrom zadania i zaległości przerosły ich najśmielsze wyobrażenia, toteż z tym zadaniem dość prędko dali sobie spokój.

Pili kawa za kawą i od czasu do czasu udawali się na pieszą przechadzkę po lesie, gdzie nie działo się absolutnie nic, gdyż nawet okoliczne złodziejstwo, z uwagi na ciężkie warunki meteorologiczne dało sobie spokój z pozyskaniem drewna.

Nuda wynikała z ponurego faktu, że przetarg na usługi leśne, ogłoszony gdzieś w listopadzie ubiegłego roku trwał w najlepsze, a końca procedury nie było widać. Zwłaszcza, że leśnictwo Krużganki stało się areną zażartej walki dwóch zakładów usług leśnych, które zapowiedziały walkę o leśnictwo do samego końca. Cóż ów „sam koniec” miał oznaczać nie wiadomo, ale mogło się to wiązać jakoś ze słowami nadleśnego, który szczerze zdenerwowany postawą ZUL, siejących ferment i niepotrzebne zamieszanie, zapowiedział, że „wyp… z roboty obydwa zakłady”.

Miejscowa ludność, pragnąca kupić gałęzie i inne drewno opałowe, odchodziła odprawiona z kwitkiem ( i ironicznym śmiechem leśniczego, który nie znosił ludności z Krużganków, gdyż światopoglądowo różnili się tak dalece jak rzymski cesarz Tytus od swego brata Domicjana) spod drzwi kancelarii, albowiem nadleśnictwo, mając na łbie szereg innych ważniejszych zadań, nie ustaliło jeszcze cennika na produkty drzewne i nie można było nimi handlować.

Nuda wyzierała z każdego kąta kancelarii i nic więc dziwnego, że obydwaj leśnicy zaczęli dyskretnie raczyć się wysokoprocentowymi nalewkami, produkcji podleśniczego. Aby nie zaalarmować małżonki leśniczego Zdzisia, rosłej i postawnej Kaszubki, największego wroga alkoholu na wschód od Wisły, nalewki trzymali w termosie.

Oczywiście zachowywali się aż nazbyt dyskretnie, albowiem małżonka zaniepokojona ciszą jaka dobiegała zza ściany kancelarii, wpadała tam z niezapowiedzianą kontrolą, a trzeba powiedzieć, że nawet najgroźniejszy z inspektorów jaki kiedykolwiek pracował w Lasach Państwowych nie potrafił tak wystraszyć leśniczego Zdzisia jak małżonka.

Jedno jest pewne – leśniczy chciał ukryć nieszczęsny termos przed wkraczającą zdecydowanie do kancelarii połowicą, natomiast małżonka chciała ów corpus delicti jak najbardziej ujawnić. Efektem zajścia zaś był upadek monitora komputera na podłogę, podbite oko podleśniczego i szereg ruszających się zębów (otrzymał silny cios termosem).

- Cóżeś narobiła stara jędzo!?- złapał się za głowę leśniczy- Jak my teraz będziemy grać w pasjansa? Wiesz jak długo jeszcze może potrwać nasza przymusowa przerwa w pracy!? Za cóż bogowie mnie pokarali taką żmiją!?

- Przepraszam Dzidek – wyjąkała małżonka leśniczego.

Owe przeprosiny były tak bezprecedensowym wypadkiem w dziejach wieloletniego i wielodzietnego małżeństwa leśniczego Zdzisia, że otworzył gębę tak szeroko jak pozwalały zawiasy żuchwy. Zaskoczony był również podleśniczy, przyzwyczajony że w takich chwilach do akcji wkracza Szarik, bestia rodem z piekieł, mieszaniec wyżła z chartem afgańskim. Trzeba przyznać, że chwila słabości małżonki trwała jedynie krótką chwilę, zwłaszcza, że komputer zdawał się działać poprawnie.

- Wszyscy mi powtarzali, żebym za ciebie nie wychodziła stary draniu! – zagrzmiała swoim głębokim barytonem małżonka – Wszyscy mi mówili, że najgorsze co może spotkać kobietę z Kaszub to mąż w Służbie Leśnej! Pijak i rozpustnik to synonimy leśnika! Skończysz w piekle wespół z całą resztą pracowników Lasów Państwowych, gdzie od dawna za waszą rabunkową gospodarkę leśną macie miejsce w kotłach ze smołą!

- A na ciebie, świadomie czerpiącą korzyści z rabunkowej gospodarki leśnej czeka kocioł największy!- odparował leśniczy Zdzisio – Hipokrytka!

Czy leśniczyna nie zrozumiała dokładnie ostatniego słowa, czy go po prostu nie znała, dość, że wypaliła do leśniczego słowami, których z całą pewnością nie używała na cotygodniowych spotkaniach Kółka Różańcowego:

- Oż ty ch…!

I pobiegła po Szarika.

(http://lecawiory.blog.pl/2016/01/11/a-w-styczniu-bez-zmian/ Foto: sxc.hu/ morning-sun-in-snowy-forest)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do