A słowo stało się ciałem: radny Zbigniew Brożek niczym prorok niedawno zwiastował, że w lipcu Białystok odwiedzi minister sportu Witold Bańka. Dotychczasowe rozmowy Prezydenta Białegostoku z ministrem szły bowiem co najmniej dziwnie. Bo prezydent rozmawiał, a minister nawet o tym nie wiedział. Ale grunt, że coś się dzieje. Bo cel wizyty to dyskusja na temat budowy hali sportowej i innych problemów środowiska sportowego w Białymstoku.
Choć wcześniej toczyły się rozmowy, których nie było, to ostatecznie wróżbitą, który rozwiązał zagadkę, okazał się radny Zbigniew Brożek. Po prostu przepowiedział, że nie ważne, co było, minister sportu do nas przyjedzie… I voilà – 15 lipca minister Bańka zapowiedział wizytę w grodzie nad Białą. Ponoć za zaproszeniem Bańki stoi minister rolnictwa Krzysztof Jurgiel: białostoczanin i szef podlaskiego Prawa i Sprawiedliwości.
Ale od początku. Jeszcze w czerwcu miały się toczyć jakieś rozmowy w sprawie hali widowiskowo-sportowej. To znaczy, nasz magistrat utrzymywał, że porozumiał się z ministerstwem sportu w sprawie budowy takiej hali w naszym mieście. Rozmowy te jednak były o tyle ciekawe, że minister, który miał je prowadzić, nie za bardzo w ogóle wiedział, z kim rozmawiał i o czym. Wywiązała się bardzo ciekawa dyskusja na twitterze pomiędzy ministrem Bańką, a prezydentem Truskolaskim, z której ostatecznie wynikło, że ktoś przy kimś stanął do zdjęcia i to w zasadzie by było na tyle. Ale wiadomo, że chłop uparty jest, więc do akcji wkroczył w końcu ten uparty radny Zbigniew Brożek, szef Komisji Sportu, który niczym wróżka przepowiedział wkrótce jakieś fizyczne i namacalne spotkanie w sprawie budowy hali, o której politycy dyskutują już około 30 lat. Jak widać się da.
Dlatego w tej sytuacji, naciski awanturniczych radnych z Komisji Sportu, zakłócających błogi spokój prezydentów drzemiących w magistracie na Słonimskiej, nabierają zupełnie nowego charakteru. Przypomnijmy: kilka tygodni temu radni i wiceprezydent Rafał Rudnicki zgodzili się, że w sprawie hali nic im się nie zgadza. Można? Można! Nie wiedzą jak ma wyglądać, komu służyć, jakie dyscypliny sportowe obsługiwać, a przede wszystkim ile ma kosztować. Cena hali przedstawiana przez wiceprezydenta Rudnickiego rosła jak rozmiar ryby u wędkarza, aż… osiągnęła wartość 170 milionów złotych. To sporo, jeśli brać pod uwagę, że pierwsza wartość ogłoszona jakiś rok temu to 80 milionów. Rudnicki wzrost cen tłumaczył podwyżkami cen materiałów budowlanych oraz wykonawstwa. To co najmniej dziwne biorąc po uwagę ilość wylanego w Białymstoku betonu, bo powinniśmy co najmniej w ramach karty stałego klienta, otrzymać 50 proc. bonifikaty.
Nawet zdaniem radnych, co kart na beton nie mają, Rudnicki przesadził, bo takich podwyżek w tak krótkim czasie (prawie 100 procent) w Polsce od czasów reformy Balcerowicza nie było. Po awanturze, która wybuchła na komisji, radni zażądali powołania komisji eksperckiej, która ustali jaka hala widowiskowa powinna powstać w Białymstoku. Ściślej – jakiej potrzebują białostoccy sportowcy. Wezwali prezydenta do wystawienia swoich fachowców i jak najszybszego ustalenia szczegółów. Jak dotąd nie dostali żadnej odpowiedzi ani nawet potwierdzenia, że ktoś ich żądania przeczytał. Ponadto Rudnicki oświadczył, że z finansowania hali wyłamuje się marszałek, który nie chce dać oczekiwanych 40 milionów. Możliwe, że to dlatego, że kilka lat wcześniej prezydent pogardził milionami marszałka. Tak się jakoś stało, w tak zwanym międzyczasie, i wyszło, że Tadeusz Truskolaski w 2012 roku sam zrezygnował ze środków unijnych od marszałka na budowę hali. Powiedział, że pieniądze sobie znajdzie sam, w kieszeni białostoczan. I tak raptem poczuł w sobie ducha kibica piłki nożnej i marszałkowi powiedział, że na waciki pieniędzy nie trzeba. Bardziej by się nadały żeby dofinansować tym kosztem mocno niedoszacowaną i – w związku z tym – coraz droższą budowę Stadionu Miejskiego. W tej sytuacji nie tylko charakter hali, ale i jej finansowanie to same niewiadome.
Przypomnijmy: minister sportu jeszcze za rządów premier Kopacz obiecał dotację 40 milionów złotych na budowę hali w Białymstoku. Obecny minister tę obietnicę, póki co, podtrzymał. No chyba, że znów prezydent uzna, że na waciki brać nie będzie, więc chyba już tylko zostało trzymać kciuki, żeby mu się znów jakieś kibicowskie geny nie odezwały i nie postanowił dofinansować tym razem dla odmiany Mistrzostw Polski Sołtysów w turlaniu kapusty lub rzutu gumofilcem wzwyż. Niemniej jednak białostockie środowiska sportowców oraz polityków PiS mocno liczą, że minister usłyszawszy: o problemach z finansowaniem, o wsparciu lokalnego Prawa i Sprawiedliwości dla inwestycji oraz o planach poszerzenia hali o elementy lekkoatletyczne, uzna sens zwiększenia udziału ministerstwa w jej finansowaniu. Tym bardziej, że Bańka to były lekkoatleta i pomysł stworzenia w Białymstoku (mającym markę kuźni lekkoatletycznych talentów) krajowego ośrodka przygotowań dla lekkoatletów, przypadnie mu do gustu.
Problem w tym, że przedstawienie mu jedynie chciejstwa radnych i sportowców bez żadnego konkretu ze strony prezydenta wygląda niepoważnie. I tak właśnie może zostać potraktowane. Tym bardziej, że początek rozmów nie rokował dobrze, bo tak przy zdjęciu… i nad dodatek takim szeptem, że minister nie usłyszał najważniejszego białostockiego głosu naczelnego organu. A niech tam, niech się dzieje wola nieba! Zatem – panowie prezydenci do dzieła! Bo jeśli minister Bańka uzna, że hala w Białymstoku nie zasługuje na dodatkowe pieniądze, bo Wam nie chciało się nic robić, to żeby go przekonać, nie wystarczy już na pewno ani kolejne zdjęcie, ani seria zdjęć, ani nawet uśmiech prezydenta odciśnięty na kamieniu węgielnym owej hali. A środowiska sportowe dołączą aktywnie do zwolenników organizacji ewentualnego referendum po głosowaniu nad brakiem absolutorium. Dobrze radzimy – przyłóżcie się! Kolejna szansa na dodatkowe środki na halę może już się nie powtórzyć. Gdyby tak się stało, to nasza hala będzie tak samo udaną inwestycją, jak super nowoczesne lotnisko regionalne.
(Adam Remy i Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: bialystok.pl)
Ach ta legendarna kurtuazja w artykułach kiedy portal tow. Janowskiego dowiaduje się z "przecieków" jak PIS próbuje ubrać miśków z Warszawki w lokalne gierki ;):):)
odpowiedz
Zgłoś wpis
Podziel się swoją opinią
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Ach ta legendarna kurtuazja w artykułach kiedy portal tow. Janowskiego dowiaduje się z "przecieków" jak PIS próbuje ubrać miśków z Warszawki w lokalne gierki ;):):)