
W Białymstoku w piątek upamiętniono 83. niewyobrażalnej tragedii, która rozegrała się 27 czerwca 1941 roku. Właśnie tego dnia niemieckie oddziały spędziły do Wielkiej Synagogi – jednego z najokazalszych obiektów w mieście – od 600 do nawet 2,5 tysiąca Żydów, a następnie podłożyły ogień. W płomieniach spłonęła żywcem większość uwięzionych. Uratowało się tylko kilkanaście osób dzięki bohaterskiej postawie dozorcy Józefa Bartoszki, który otworzył tylne okno.
Wiele lat po tej tragedii zbudowani pomnik upamiętniający tamte wydarzenia. Przedstawia on spaloną kopułę synagogi i stoi w miejscu dawnej Wielkiej Synagogi przy ul. Suraskiej (niegdyś Bożniczej). W piątek władze Białegostoku i województwa podlaskiego złożyły tam kwiaty. Poza nimi byli też przedstawiciele organizacji społecznych oraz służby mundurowe. Wszyscy oni oddali hołd ofiarom. Ustawiono tam również krzesło – symbol pamięci o przeszłości.
To jest puste krzesło, na którym ktoś kiedyś siedział. Dzisiaj go nie ma. Chcemy pamiętać o tych ludziach. I to krzesło symbolizuje tę nieobecność, która zawsze może być nacechowana takimi dobrymi, poznawczymi emocjami. To jest prosty gest. Słowa są zbędne wobec tego, co się tutaj wydarzyło – powiedział Tomasz Wiśniewski, prezes Stowarzyszenia Muzeum Żydów Białegostoku.
Głos w imieniu mieszkańców Białegostoku zabrał także Tadeusz Truskolaski, prezydent Białegostoku. Wieloletni włodarz stolicy województwa powiedział:
- To była niewyobrażalna tragedia. Jak można spędzić ludzi i podpalić? To okropne bestialstwo, ale to był początek, bo tak naprawdę później zginęły jeszcze miliony
Truskolaski dodał, że miasto niezmiennie pamięta o tych wydarzeniach, a także o sierpniowej rocznicy wybuchu powstania w getcie białostockim. Dramat w Wielkiej Synagodze był szokującym "debiutem" niemieckiego Wehrmachtu po zajęciu Białegostoku 27 czerwca 1941 roku, który dzień wcześniej zaatakował ZSRR.
Wstrząsające relacje świadków mówią o dantejskich scenach rozgrywających się na ulicach wokół płonącej synagogi. Niemcy spędzali Żydów do świątyni, a tych, którzy stawiali opór, rozstrzeliwali i wrzucali do środka. Jednocześnie podpalono całą żydowską dzielnicę Szulhojf, co pochłonęło kolejny tysiąc ofiar. Spośród uwięzionych w synagodze uratowało się zaledwie kilkanaście osób, a to wszystko dzięki bohaterskiemu dozorcy Józefowi Bartoszce, który otworzył tylne okno, narażając własne życie. W uznaniu jego czynu, decyzją miejskich radnych, skwer w pobliżu miejsca dawnej synagogi będzie nosił jego imię – jako symbol "odwagi i człowieczeństwa mieszkańców Białegostoku w obliczu wojennego terroru".
Przed II wojną światową Białystok, zwany obok Wilna „Jerozolimą Północy”, był prężnym ośrodkiem kultury i religii żydowskiej, liczącym około 50-60 tysięcy Żydów. Działały tu liczne synagogi i domy modlitwy. Data 27 czerwca 1941 roku symbolizuje "początek końca" tej kwitnącej społeczności, której finałem było powstanie w getcie w sierpniu 1943 roku i ostateczne wywózki do obozów zagłady. Z tej ogromnej społeczności ocalało zaledwie kilkaset osób, co stanowi tragiczną kartę w historii miasta i przypomina o konieczności pielęgnowania pamięci o ofiarach Holokaustu.
Przemysław Sarosiek
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie