
8 listopada
Wystartował wielce fetowany jeszcze przed premierą "Pakt" z Marcinem Dorocińskim i Magdaleną Cielecką. Pierwsze, co rzuca się w oczy, już praktycznie od samego wejścia, pierwszych kadrów, to mocna inspiracja pierwszym sezonem "True Detective". Choćby w pracy operatora, który każe "pięknu" wysuwać się spod "brzydoty", czyli lśniącej stalą i szkłem ("z drewna i stali było moje Atari" – pamiętacie?) Warszawie wysuwać się spod brzydoty Warszawy właściwej, nie tkniętej postkomunistycznymi przemianami. Anachronicznemu krzyżowi kopuły jednego z kościołów konkurować z ukończonymi lub jeszcze nie wysokościami. Podobnie z podróżą pod Łuków: szerokie plany, samochód drążący przez nieatrakcyjną wizualnie geometrię. Podobnie w rzutach na warszawskie mosty. Takie zastygłe...
9 listopada
Nie jest wielką tajemnicą, że jako palikociarnia, głosowałem na Zlew, bo na Razem nie jestem wystarczająco radykalny, ani nie zatrzymałem się w rozkminie polityczno-ekonomicznej na Szwecji z różowych lat siedemdziesiątych. Efekt wiadomy. Tymczasem w grudniu odbędzie się kongres SLD mający zdecydować o przyszłości partii. Rozdział łatwy do przewidzenia. Betonu będzie bronił wiecznie zadowolony z siebie, choć niepozbawiony uroku Włodek Czarzasty, wiatr zmian (może raczej "wiatry", w znaczeniu tym, co myślicie) zaproponuje partyjna "młodzież" w postaci Gawkowskiego i Jońskiego, którzy ostatnio błysnęli tym, że pięć sekund po krytyce Millera za jego plecami, kiedy ów wychynął nagle ze swojego gabinetu i zagwizdał, polecieli za nim, jak dobrze ułożone pieski. No i z tego, że tytanami intelektu nie są. Kongres średnio wróży SLD. Więc średnio wróży też Zlewowi. Nic, tylko wygrażać niebu pięścią, że Palikot nie miał Nowackiej, kiedy zrobił ponad dziesięć procent...
10 listopada
Jutro święto niepodległości, a więc trzeba będzie zrobić na zaś zakupy. Z dwóch powodów – pierwszy taki, że sklepy w święto będą zamknięte. Drugi – że po ulicach stolicy będa hasać naziole, czyli przygłupy w tych wszystkich koszulkach z Polską Walczącą, żołnierzami wyklętymi i hasłami w stylu "red is bad". Swój patriotyzm wyrażą pewnie demolowaniem wystaw sklepowych i zabytkowej kostki brukowej na Placu Konstytucji. Smuteczek. Że tak dużo ludzi (czytaj: uczestników marszu) kompletnie nic nie rozumie z otaczającej ich rzeczywistości. Walczą z Żydem, którego nie ma. Tępią muzułmanów bijąc syryjskiego katolika. Nie zgadzają się na dyktat gendero-homo-lobby, którego procentowy udział w społeczeństwie waha się między 3-5%. Czyli jak widać bronią wszystkich ważkich interesów wszystkich z nas przed Hannibal ante portas...
11 listopada
Marsz przeszedł, a Warszawy nie zdemolował. I już to tylko stanowi podstawę do samozadowolenia. Ot, jakie standardy tyczące się łysych mamy w kraju. Wystarczy, że nie rozwalą miasta i już chcemy ich chwalić, tulić, slinić im rozporki. Tymczasem hasła, które ta zbieranina niosła, to cały kalejdoskop czynów z artykułu 257 K.K. Okazuje się, że Polak, do którego należy Polska (wedle hasła przewodniego) powinien "je*ać Żydów", "je*ać TVN" i to samo robić z Donaldem. Nie przeszkadzało to niektórym z uczestników zatrzymać się w arabskiej budce i zeżreć w niej kebab. Gdyby natomiast na Litwie przeszedł marsz pod hasłem "Litwa dla Litwinów", albo podobny w UK: "Anglia dla Anglików", skowyt narodowych środowisk byłby histeryczny. Tak to właśnie, polscy łysi upodabniają się moralnie do jednego z bojaterów powieści Henryka Sienkiewicza. Konkretnie Kalego, bo "jak Kali ukraść komuś krowa, to być dobrze, a jeśli Kalemu ukraść krowa, to być źle". Proponuję za rok dać Kalego na sztandary, a hasłem uczynić "Jak narodowiec ukraść krowa, to być dobrze".
12 listopada
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie