Jeremiah Heaton, ojciec trójki dzieci właśnie zajął nienależący do nikogo pas terenu między Egiptem, a Sudanem. Wszystko dlatego, żeby jego siedmioletnia córeczka mogła być prawdziwą księżniczką.
Zaczęło się od niewinnej zabawy podczas której córeczka Heatona, Emily, zapytała czy kiedykolwiek będzie prawdziwą księżniczką. Heaton niewiele się zastanawiając odparł: "No pewnie!". Ciężej było z wykonaniem. Poważny internetowy research pokazał jednak, że pomiędzy Egiptem i Sudanem leży 800 mil kwadratowych terenu, którego wskutek utarczek między wspomnianymi państwami jeszcze nikt sobie nie przywłaszczył. Jest to jeden z ostatnich skrawków naszej planety, które nie należą do nikogo. A właściwie - nie należały.
Heaton udał się tam i wbił w piaski flagę zaprojektowaną przez pozostałe dwoje jego dzieci. Teren nazwano Heaton Kingdom. Po powrocie do domu nakazał rodzinie i znajomym tytułować swoją córkę "księżniczką Emilią", przygotował jej również koronę. Emilia skwitowała całą sytuację konkretnie. "Jest spoko" - powiedziała. Jak się okazuje, według analizy Shelii Carapico, profesor nauk politycznych z Uniwersytetu w Richmond, prawnie postępowanie Heastona było legalne i faktycznie ma pełne prawo do terenu, który zajął, co wedle reguł geopolitycznej gry uznać będą musiały i Egipt, i Sudan. Heaston potwierdził, że zależy mu na formalnym uznaniu jego państwa przez obu afrykańskich sąsiadów.
Poproszone przez Washington Post o komentarz, ambasady Egiptu i Sudanu nie wydały oświadczenia. Nie wiadomo też, czy pozostałe dzieci Jeastona, Caleb i Justin będą chciały podjąć tytuł księcia.
- Martwię się, czy inne dzieci w moim państwie mają wystarczająco jedzenia - skwitowała całą sytuację Księżniczka Emilia. Siedmiolatka.
Pozostaje życzyć wszystkim i wszędzie by włodarze wykazywali się taką troską o swoich poddanych. U nas na przykład politycy na głód sugerują rozwiązanie w postaci zbierania szczawiu i mirabelek.
(Huffington Post/Mateusz Kos, foto: kadr z materiału Huffington Post)
Komentarze opinie