Reklama

Etyka urzędnika - czyli jak z klienta zrobić przestępcę?



W Białymstoku można śmiało od dziś wprowadzać hasło – „Etyka urzędnika nie dotyka”. Takie wnioski nasunęły nam się po kolejnym posiedzeniu sądu, gdzie rozpatrywana jest sprawa mężczyzny oskarżonego o naruszenie nietykalności cielesnej urzędniczki z białostockiego magistratu.

Pierwsze przesłuchanie świadków w temacie naruszenia przez starszego mężczyznę nietykalności cielesnej urzędniczki odbyło się ponad miesiąc temu. Z tego fragmentu postępowania sądowego dowiedzieliśmy się, że znajomość języka polskiego jest kompletnie do niczego niepotrzebna, aby urzędnik mógł wykonywać swoje czynności służbowe w godzinach pracy. Na dodatek okazało się, że białostocki magistrat wprowadza nowe zwyczaje w postaci zamykania klientów wewnątrz pomieszczeń biurowca na Słonimskiej i to w czasie załatwiania formalności. Po co? Tego nie wiadomo, ale wiadomo, że to konieczne. I co ciekawe aby zostać urzędnikiem w stopniu inspektora wystarczą uprawnienia dozorcy, ochroniarza tudzież personelu sprzątającego. Bo w ciągu postępowania administracyjnego urzędnik w stopniu inspektora miał tylko jeden obowiązek, otwierać i zamykać drzwi pomieszczenia, w którym taka rozprawa trwała. Więcej pisaliśmy TUTAJ.

Na kolejnym posiedzeniu, które odbyło się w miniony piątek dowiedzieliśmy się innych ciekawych rzeczy. Między innymi tego, że urzędniczka, która oskarżyła starszego mężczyznę o naruszenie swojej nietykalności cielesnej, nie czuje się pokrzywdzona. To właśnie ujawniono na nagraniu z reportażu telewizyjnego emitowanego na antenie telewizji TTV. Zeznał to również dziennikarz tej stacji, który rozmawiał osobiście z tą urzędniczką.

- W rozmowie ze mną ta pani powiedziała, że nie czuła się skrzywdzona i że pan Józef Bzura niczego jej nie zrobił. Wszystko zostało zarejestrowane na nagraniu – mówił Piotr Czaban, dziennikarz.

Chociaż to nie wszystkie nowości zaobserwowane w zachowaniu pracowników magistratu. Bowiem wyszło na jaw, że z trudem przychodzi im wypowiadanie samodzielnych zdań. W trakcie rozmowy, którą prowadził Piotr Czaban z oskarżającą mężczyznę urzędniczką – obecna była rzecznik prasowa prezydenta Białegostoku – Urszula Mirończuk. I jak zeznał dziennikarz to ona co chwila przerywała wypowiedzi urzędniczki i sugerowała zmianę odpowiedzi lub całkowite milczenie wobec zadawanych pytań.

- Jeszcze zanim udało mi się spotkać z tą urzędniczką rozmawiałem osobiście z prezydentem Białegostoku – Tadeuszem Truskolaskim. Powiedział mi, że każdy urzędnik ma obowiązek przedstawić się z imienia i nazwiska, jeśli ktoś o to prosi. Mi chwilę później urzędniczka nie chciała się przedstawić mimo wielokrotnych próśb – dodawał dziennikarz.

Jest to akurat kluczowa sprawa, bowiem oskarżony Józef Bzura znalazł się w sądzie z zarzutem karnym tylko dlatego, że chciał wiedzieć jak się urzędniczka nazywa i w tym celu odwrócił identyfikator z jej imieniem i nazwiskiem. Ten właśnie czyn miał naruszyć ją cieleśnie. A to, że miała obowiązek podania swoich danych klientowi, był dla urzędniczki nieistotny. Możliwe, że wstydziła się czynności, jakie jej powierzono. Te skomplikowane czynności służbowe polegały na obsłudze klamki oraz przekręcania klucza w drzwiach do jednego z urzędowych pomieszczeń.

Przy okazji zeznań innego ze świadków wyszło na jaw, że ówczesny zastępca prezydenta Białegostoku – Andrzej Meyer – próbował wpłynąć na to aby całość zdarzeń, które odbywały się feralnego dnia, nie była zarejestrowana na nagraniu kamery. Mimo, że strona postępowania administracyjnego ma prawo do rejestrowania wszelkich czynności, które go dotyczą, okazało się, że w tym przypadku magistrat miał nowe, znane tylko sobie prawo. Bo wezwano policję z uwagi na obecność kamery w pomieszczeniu urzędu, która mimo, że pracowała bezgłośnie, zakłóciła porządek publiczny. Za co dodatkowo Józef Bzura musiał zapłacić mandat w wysokości 50 złotych. Obecnie Andrzej Meyer jest wojewodą podlaskim i jeśli w ten sposób czuwa nad prawidłowością działania urzędów w województwie, jak kierował podległymi sobie urzędnikami w białostockim magistracie, można mieć wątpliwości co do właściwego nadzoru nad tymi urzędami.

Niemniej gdyby nie powstało nagranie z rozprawy administracyjnej pana Józefa Bzura, nie dałoby się ustalić, czy oskarżony popełnił czyn karalny, czy nie. Urzędniczka twierdziła kategorycznie, że została szarpnięta za ramię podczas odwracania identyfikatora. Ale nagranie ujawniło tyle, że takie zdarzenie nie miało miejsca. Ponadto widać było na nim wyraźnie, że urzędniczka celowo zakrywała swoje dane, aby klient nie mógł ich odczytać. Podczas składania zeznań pracownica magistratu podkreślała, że zawsze się przedstawia klientom, chociaż materiał dowodowy wskazuje jednoznacznie, że w opisywanym przypadku, tak nie było.

Prokurator podczas mowy końcowej domagał się ukarania Józefa Bzura za popełnienie czynu karalnego w postaci naruszenia nietykalności cielesnej. I w związku z tym wymierzenia mu kary w postaci prac społecznych w wysokości 50 stawek dziennych wartych każda po 10 złotych. Wyliczał przy tym katalog czynów, które przewiduje naruszenie nietykalności cielesnej, ale żadne z przytoczonych nie odnosiło się do tego, co zostało ujawnione w najważniejszym dowodzie postępowania w postaci nagrania. Kamera nie zarejestrowała ani zrzucenia czapki, ani pocałunku, ani zniszczenia odzieży, ani żadnego innego gestu, który wyczerpywałby znamiona tego czynu.

Obrońca domagała się z kolei uniewinnienia Józefa Bzura od zarzucanych mu czynów. Argumentowała swoje stanowisko tym, że cała sprawa z oskarżeniem wynika z faktu, że starszy mężczyzna postanowił dochodzić swoich spraw w sądzie wobec prezydenta Białegostoku. Zaś późniejsze działania podległych mu urzędników zmierzały wyłącznie w kierunku upokorzenia klienta.

- Oczywiście atmosfera panująca podczas rozprawy administracyjnej nie była przyjazna ani klientowi urzędu, ani urzędnikom. Niemniej sam fakt nieprzyjazności tej atmosfery nie uzasadnia przyjęcia założenia, że pan Józef Bzura naruszył nietykalność cielesną któregokolwiek urzędnika. Jak widzieliśmy na nagraniach nikt nie zachowywał się agresywnie wobec urzędniczki, nikt jej nie groził, ani nie ubliżał. W końcu nie było zarejestrowanego samego czynu naruszenia nietykalności cielesnej – argumentowała obrońca w mowie końcowej.

Trudno powiedzieć, w którym z paragrafów kodeksu etyki urzędnika jest zapis mówiący o takim zachowaniu wobec klienta, jaki został przez nas opisany w kilku artykułach poświęconych tej sprawie. Jedno jest pewne – z niewinnego człowieka urzędnicy naszego magistratu usiłowali zrobić przestępcę. Człowiek chciał tylko poznać dane osoby zajmującej się jego sprawą w urzędzie, zarejestrować przebieg postepowania, do czego miał prawo. A wylądował na ławie oskarżonych jako osoba z zarzutami z kodeksu karnego.

W tym miejscu możemy już tylko zwrócić się do wszystkich z prośbą o pomoc. Bardzo zależy nam na tym, aby ktokolwiek wskazał właściwy artykuł, paragraf lub zapis z przyjętego i obowiązującego kodeksu etyki urzędnika, który mówi, że właśnie w taki sposób należy postępować z klientami Urzędu Miasta Białystok. Być może sąd znajdzie taki zapis, ponieważ ogłoszenie wyroku w tej sprawie ma nastąpić w piątek, 17 kwietnia. Z pewnością wybierzemy się tam kolejny raz i oby był to już ostatni raz.

(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska)
Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    Janina - niezalogowany 2015-04-12 17:55:37

    szkoda ludzi, a ta urzedniczke bym zwolnil z miejsca

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do