O swoim awansie na stanowisko inżyniera nadzoru, leśniczy Mazgaj dowiedział się w porze czyszczenia cholewek jego słynnych oficerskich butów (jedynie ciut bardziej słynna była jego szpicruta).
Podleśniczy, który właśnie polerował oficerki leśniczego, aby w lesie błyszczały niczym szczegóły anatomiczne pewnych udomowionych zwierząt, szczekających czy pilnujących rozmaitych stad owiec, nieomalże podskoczył z radości, kiedy Mazgaj, tonem pełnym wyższość oznajmił:
- Idę w inżyniery!
Podleśniczy, który od dłuższego czasu dawał na mszę w tej intencji, a jednak czekał nadaremnie (przez co zaczął nawet wątpić w istnienie Stwórcy), zdołał wybełkotać jedynie jakieś pokrętne gratulacje i popędził do lasu z radosną nowiną (nawet Anioł Pański ogłaszający narodziny Syna Bożego, byłby mniej wylewnie przyjęty przez robotników leśnych).
Awans leśniczy Mazgaj zawdzięczał oczywiście nie swoim ponadprzeciętnym zdolnościom, wiedzy leśnej i doświadczeniu, a wujowi biskupowi, który zadzwonił do nadleśniczego i zapytał wprost czy zdaje sobie sprawę, komu zawdzięcza ocalenie swego nędznego (z punktu widzenia teologii rzecz jasna) stołka.
Nadleśniczy zdawał sobie sprawę doskonale i w trymiga wywalił poprzedniego inżyniera nadzoru (posiadał on znajomości jedynie na poziomie starszych specjalistów w Derekcji), powołując na odpowiedzialne stanowisko biskupiego pociotka, dając mu rozmaite auta służbowe czy najprzeróżniejsze prerogatywy, dzięki którym Mazgaj nareszcie poczuł wiatr w żaglach.
Wprawdzie kilka uwag Mazgaja, które wymienił z nadleśniczym podczas luźnej rozmowy, zaskoczyło tego ostatniego, zwłaszcza ta o potrzebie niezwłocznego zamontowania klimatyzatora w pokoju inżyniera i osobnego wc dla niego, ale nadleśniczy cały czas zdawał sobie sprawę komu zawdzięcza ocalenia swego nędznego stołka (nędznego oczywiście nie z punktu widzenia trwałej, wielofunkcyjnej i zrównoważonej gospodarki leśnej, a teologii i ogólnie szeroko pojętego Kosmosu) i zapowiedział, że wprawdzie pieniądze na inwestycje tego rodzaju zostały już wyczerpane, ale w przyszłym na pewno uda się je zrealizować – tu należy wyjaśnić, że nadleśniczy liczył, że po tak spektakularnym zwycięstwie wiadomej partii, za rok, Mazgaj będzie pracował co najmniej w Derekcji.
Pierwsze co zrobił inżynier Mazgaj po zajęciu swego miejsca za okazałym biurkiem w swym inżynierskim pokoju, było sporządzenie listy wrogów, których jako inżynier nadzoru zamierzał zadręczyć. Na pierwszym miejscu znalazł się leśniczy Zdzisio, a zaraz po nim stażystka Marysia (dzięki innej protekcji zdobyła stanowisko leśniczego w leśnictwie Mazgaje), która wyśmiewała publicznie jego oficerki, twierdząc, że nie ma takiego obuwia w żadnym rozporządzeniu, osoba która je nosi, zapewne cierpi na jakieś zaburzenia psychotyczne. Po nich na liście znalazły się nazwiska prawie wszystkich pracowników nadleśnictwa, toteż inżynier Mazgaj pomyślał, że czeka go ciężka praca, aby dobrać się im do skóry, zadręczyć ich i sprawić, że będą żałować, że ich noga postała w lesie.
- Ale co ja mam właściwie innego do roboty?!- zapytał sam siebie Mazgaj i natychmiast zaczął knuć.
Komentarze opinie