Reklama

Lecą wióry: Leśni Neronowie



Należy przyznać to bez ogródek, że nadleśniczy Z. był łotrem i to spod najciemniejszych z ciemnych gwiazd, czyli spod czarnej dziury.

Różni zdarzają się nadleśniczowie, niejeden ma na sumieniu takie grzeszki o jakich się zwykłemu, szaremu przedstawicielowi Służby Leśnej nawet nie śniło, natomiast nadleśniczy Z. miał tych grzeszków tyle, że nie tylko wielbłądowi łatwiej byłoby przejść przez ucho igielne niż nadleśniczemu dostać się do czyśćca (o Edenie nie wspominajmy nawet!), ale i płetwal błękitny miałby łatwiejszą z tym przeprawę!

Nadleśnictwo traktował jako swój folwark, a zatrudnionych w niej ludzi, jak chłopów pańszczyźnianych, choć jak wiadomo, na terenie byłego zaboru rosyjskiego (a tam sprawował swą władzę nasz namiestnik), car zniósł ten przykry dla wiejskiego pospólstwa dawno temu. Chwała Jowiszowi Kapitolińskiemu, że nie zamierzał nadleśniczy egzekwować należnego feudałom prawa pierwszej nocy, choć bąknął o tym na naradzie gospodarczej, wzbudzając niemały przestrach wśród leśniczych ( lecz większy wśród podleśniczych, bo wiadomo, że jak zadanie w leśnictwie gorsze – na front idzie podleśniczy).

Do jednych z większych łobuzerstw jakie miał na swoim sumieniu nadleśniczy Z. było zatrudnienie na odpowiedzialnym stanowisku leśniczego, swego pierworodnego syna. Mniejsza większa jakie imię miał ów syn, nadzieja polskiej zjednoczonej myśli leśnej! Był on patentowanym cymbałem, a nawet i bałwanem, o czym nadleśniczy doskonale wiedział, przez co jego łotrostwo wydawało się jeszcze większe. Na usprawiedliwienie nadleśniczego dodajmy, że pierworodny nie miał zupełnie szans na jakąkolwiek inną posadę, nawet w zaprzyjaźnionym z nadleśniczym zakładzie branży mięsnej, gdzie pierwotnie został ulokowany na posadzie pomocnika rzeźnika, nie sprawdził się zupełnie, kpiąc sprawę uboju w karygodny sposób (kilka wieprzków wykorzystało sytuację i uciekło).



Nie było innej rady: nadleśniczy na mocy prerogatyw udzielonych mu przez nie mniej łotrowską Derekcję, powołał (takie to były czasy!) na stanowisko leśniczego swego syna. Furda wykształcenie! Furda doświadczenie! Szkoły się ukończy, a doświadczeń nazbiera!

„Bądź co bądź, rakiet tu nie budujemy!” – twierdził nadleśniczy, tłumacząc wystraszonemu (bądź co bądź) synowi o co z grubsza chodzi w jego pracy – „W twoim wieku Neron już kwiatki wąchał od spodu, a zdążył być panem Imperium, a nie las sadził!”

Po tym krótkim, acz treściwym wprowadzeniu w obowiązki, zaczął pierworodny urzędowanie. Miał na szczęście na tyle zdrowego rozsądku, że nie zamierzał się kompromitować w lesie (z trudem rozróżniał gatunki drzew, wiedział, że drewno grabowe dobrze się pali) i nie opuszczał kancelarii leśnictwa. Szczęściem dla gospodarki leśnej, nadleśny, starym i chytrym zwyczajem, zatrudnił do kompletu mądrego podleśniczego, który jakoś wypełniał obowiązki i nie żądał za to szczególnych gratyfikacyj („Dobrze, że nie zwolnili, a mogli, bo zawsze mogą!”).

Jak to w polskich bajkach bywa, wszystko co dobre, kończy się niezbyt przyjemnie i szczęśliwie. Nadleśniczy, a zarazem łotr Z., będąc już biologicznie osobnikiem zużytym, pewnego dnia umarł, wprawiając w nieopisany żal i smutek całą swą, zatrudnioną w nadleśnictwie rodzinę (czyli prawie połowę kadr). Rzecz jasna nie wylewali oni łez krynic z żalu po tak wybitnej jednostce, a na myśl, jak to ich rozpędzi na cztery wiatry nowy namiestnik (bo przecież każdy ma swoją rodzinę, którą należy jakoś ulokować). Co też się stało wkrótce, zaraz po tym jak nieboszczyk nadleśniczy, został z fanfarami przywalony granitową płytą ze stosownym napisem.

Tylko syn pierworodny ostał się jeszcze na posadzie, albowiem nowy namiestnik Derekcji, postanowił dobrze zabawić się jego kosztem, nasyłając nań kontrole inżyniera nadzoru (któren również ostał się po starym nadleśniczym, albowiem pokrewieństwo między nimi okazało się symboliczne, a który musiał obecnie dowieść bezwzględnej lojalności) i czytając głupie wyjaśnienia na jeszcze głupsze notatki służbowe pisane przez inżyniera. Dziedzicowi starego nadleśniczego wystarczyło pomysłów na wyjaśnienia na jakieś pół roku, po czym złożył rezygnację z zajmowanego stanowiska na piśmie, gdzie wytłumaczył, że skołatane nerwy i zaawansowana borelioza (czyt. „gdzież sierocie pozbawionej wsparcia ojca, prowadzić leśnictwo!), nie pozwalają mu dłużej prowadzić trwałej, wielofunkcyjnej i zrównoważonej gospodarki leśnej.

(http://lecawiory.blog.pl/2016/01/30/lesni-neronowie/ Foto: Flickr.com/ Lionel Fernandez Roca)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do