Eks-stażystka Marysia, obecnie piastująca zaszczytną funkcję pełniącego obowiązki leśniczego leśnictwa Mazgaje, wpadała do kancelarii leśnictwa Krużganki, gdzie leśniczy Zdzisio z podleśniczym delektowali się uświęconą wszelką leśną tradycją kawą.
- Ten ch…j Mazgaj napisał na mnie notatkę służbową!- wypaliła od progu Marysia – Żeby go obesrało!
Leśniczy Zdzisio gestem leśnego weterana, doświadczonego setkami mniej lub bardziej kretyńskich notatek służbowych inżynierów nadzoru, wskazał eks-stażystce Marysi krzesło i zapytał głosem pełnym kurtuazji:
- W małym czy w dużym kubku?
- W dużym k…a jego mać!- westchnęła Marysia siadając, a cały czas myśląc o nieszczęsnym Mazgaju splunęła – Dziad jeden!
I tu padło jeszcze kilkanaście słów, które nie miały nic wspólnego ani z kulturą, ani z dobrym wychowaniem, a które swoją wulgarnością sprawiły, że zza ściany przemówiła małżonka leśniczego, rosła i postawna Kaszubka:
- Proszę, proszę jak to się wyraża narybek trwałej, wielofunkcyjnej i zrównoważonej gospodarki leśnej! Wróciła córa marnotrawna!
- Dzień dobry!- przywitała się Marysia, która jakkolwiek odważna i bojowa, a po dopalaczach czy bimbrze wręcz nie do zatrzymania, przed rosłą i postawną Kaszubką czuła zawsze respekt (tylko ten kto miał kiedykolwiek kaszubską lub niemiecką małżonkę, jest w stanie to zrozumieć).
Zza ściany dobiegło jakieś burknięcie, które równie dobrze mogło być „dzień dobry” czy zachętą do pocałowania małżonki tu i ówdzie.
- Cóż tam naskrobał na ciebie ten Mazgaj?- zapytał rzeczowo leśniczy Zdzisio.
- Że szyszek za mało na zrębie nazbierałam!- zawołała Marysia- Miała być tona szyszek, a ja zebrałam głupie dwieście kilo! O tu napisał, że: „…szyszki byli zbierane nieprawidłowo i niedokładnie….”!
- Napisał „byli”?- zainteresował się podleśniczy.
- Pisze tak jak mówi – powiedział leśniczy Zdzisio – A tak właśnie mówi, przecie on mimo wszystko z Podlasia.
- Jak taka gadzina na Podlasiu się uchowała?- rozważał dalej podleśniczy.
- Nie odbiegajmy od meritum sprawy!- poprosiła eks-stażystka.
- Skoro miała być tona, należało zebrać tonę – powiedział leśniczy Zdzisio- Trzeba było przywieźć do mnie baby na zrąb! U mnie szyszek zatrzęsienie! Niechby zbierały!
- Toż to nie jest drzewostan nasienny- wzruszyła ramionami Marysia – Szyszki należy zbierać z drzewostanów nasiennych!
- Ależ ty głupia Marysiu! – skarcił ją leśniczy Zdzisio – Szyszka jest szyszka. A gdzie zebrana to już najmniej ważne. Ważne żeby się zgadzały kilogramy z planu z wykonaniem! Na przyszłość zbieraj szyszki gdzie popadnie! Widzisz, teraz musisz pisać głupie wyjaśnienia!
- Już trochę napisałam- powiedziała skromnie Marysia.
- Daj przeczytać- powiedział leśniczy Zdzisio i pochylił się nad kartką, którą podała mu ek-stażystka.
Czytał dosyć długo, a kiedy skończył podniósł wzrok na Marysię i westchnął:
- Nie możesz wyjaśnieniu napisać, że inżynier nadzoru jest znanym w okolicy pośmiewiskiem i mało kompetentnym bałwanem, który piastuje stanowisko inżyniera wyłącznie dzięki wujowi biskupowi.
- Dlaczego?- wzruszyła ramionami Marysia.
- Primo: niczego to nie wyjaśnia w sprawie szyszek. Secundo: jeśli chodzi o wpływy i rozmiar pleców, to twój wuj naczelnik może pana biskupa pocałować w…
- Zdzisław!!!- ryknęła gromko i wściekle małżonka leśniczego, rosła i postawna Kaszubka.
A potem leśniczy podyktował długie wyjaśnienie, w którym Marysia kajała się, za swoje, wynikające z braku doświadczenia niedopatrzenie, a jednocześnie pokrętnie i w wyrafinowany sposób sugerowało, że inżynier nadzoru nie jest ani alfą, ani tym bardziej omegą.
Komentarze opinie