Miasto nakłada kary na firmy odśnieżające. „Nie wywiązały się z umów, na drogach leżał śnieg i błoto

Po 54 tysiące złotych będą musiały zapłacić PHU Jacek Zarzecki i Garden-Com za brak efektu w postaci odśnieżonych ulic w sześciu sektorach w wymaganym czasie. Do tego dojdzie jeszcze 2 000 zł za niepodjęcie działań na ulicach osiedlowych oraz 2% za każdy dzień zwłoki. Taką decyzję podjął białostocki magistrat po weekendowych opadach śniegu. Przedstawiciele urzędu miejskiego podkreślają, że te dwie odpowiedzialne za zimowe oczyszczanie ulic firmy nie wywiązały się ze swoich obowiązków, które zapisane są w umowach z nimi.

W zeszły weekend mieliśmy w Białymstoku pierwsze tej zimy tak duże opady śniegu. Firmy odpowiedzialne za odśnieżanie przystąpiły do akcji zarówno w sobotę, jak i niedzielę po ich ustaniu.

- Wszystkie ulice były przejezdne, ale nie ma co ukrywać, że jakość wykonania tej usługi odbiegała mocno od naszych oczekiwań i mieszkańców Białegostoku. Nie wszystkie drogi były utrzymane tak, jak trzeba. Nie wszystkie były przygotowane na czas – dotyczyło to i dróg głównych, i osiedlowych. W związku z tym korzystamy z zapisów umowy, że jeżeli nie ma jakości takiej, jakiej wszyscy mieszkańcy oczekują, nakładamy kary – mówi wiceprezydent Robert Jóźwiak (na zdj. drugi z prawej). - Miejmy nadzieję, że w przypadku wystąpienia kolejnych opadów śniegu wykonawcy się poprawią, a te kary ich zmobilizują. My już wyciągnęliśmy wnioski, wierzę, że i przedsiębiorstwa to zrobią. Tym bardziej, że to nie nowicjusze. Są doskonale wyposażone i przygotowane.

Andrzej Karolski, dyrektor Departamentu Gospodarki Komunalnej w białostockim urzędzie miejskim (na zdj. pierwszy z prawej), tłumaczy, że delikatne opady śniegu zaczęły się już w piątek o godzinie 17.17. Nasiliły się do tego stopnia, że o godzinie 18 straż miejska ogłosiła akcję czynną odśnieżania. Oznacza ona, iż w ciągu godziny firmy odśnieżające miasto cały przeznaczony do tego tabor, czyli 33 jednostki z pługami, wyposażone w solankę, muszą wyjechać na drogi. I tak też się stało.

- W systemie GPS sprawdziliśmy, że ten wymóg został zachowany, akcja prowadzona była do północy, ponieważ opady śniegu nie słabły, a momentami się nasilały. Akcja czynna została więc ogłoszona na drugi dzień. Firmy prowadziły ja całą noc i wszystkie jednostki uczestniczyły w niej dość solidnie, co widać po liczbie godzin, kiedy samochody pracowały. Nie poświęcano dużo czasu na zjeżdżanie do bazy, wymianę kierowców, tankowanie i uzupełnianie soli – wyjaśnia Karolski.

Jak dodaje, w sobotę rano o godzinie 7, według instytutu meteorologicznego, opady ustały (w ciągu 13 godzin i 45 minut spadło 6 cm śniegu). Od tego momentu liczy się czas na doprowadzenie dróg miejskich do stanu nawierzchni czarnej. Ulice pierwszego standardu powinny zostać odśnieżone w ciągu czterech godzin, a drugiego – sześciu. Po tym czasie inspektorzy zaczęli sprawdzać, czy standardy zostały osiągnięte. Przejezdność co prawda została zachowana i nie było większych problemów komunikacyjnych, było też zaledwie kilka telefonów od mieszkańców, natomiast jakość pracy była niezadowalająca.

- Miejscami zalegał zajeżdżony śnieg i błoto pośniegowe, których nie powinno już być – podkreśla dyrektor. - Zdarzały się też ulice, gdzie było ślisko. Na osiedlowych sytuacja się przedłużała, jakieś efekty uzyskano dopiero w niedzielę. A przypomnę, że od momentu ogłoszenia zlecenia odśnieżania ulic osiedlowych, w ciągu 12 godzin powinniśmy mieć zadowalające efekty. W poniedziałek okazało się, że również jeśli chodzi o chodniki, będziemy wnioskowali do prezydenta o nałożenie kar, bo tam też nie wszystko było w porządku.

Inspektor pełniący dyżur w nocy z piątku na sobotę już po godzinie 1 w nocy zlecił konieczność odśnieżania ulic osiedlowych. Miało się ono rozpocząć od godz. 4. Firmy informowały jednak, że ze względu na zaawansowanie prac na drogach głównych nie jest możliwe rozpoczęcie ich na osiedlówkach. Konieczność wykonania tego zadania była telefonicznie przekazywana jeszcze kilka razy, ale bez rezultatu.

(Piotr Walczak)