Najlepszą golonkę w powiecie podają w Czarnej Białostockiej

Dziś nie będzie bułkę przez bibułkę. Żadne tam „ą czy „ę”. Jeśli ktoś chce zjeść prosto, smacznie i tanio, a nie chce iść do baru mlecznego, polecamy z całego serca wyskoczyć kilkanaście kilometrów za Białystok. Zaraz za torami kolejowymi jest Bar Max, w którym podają najlepszą golonkę w powiecie.

W zasadzie od tego baru powinniśmy zacząć opisywać nasze kulinarne eskapady po regionie. Lokal jest położony bardzo blisko Białegostoku, dojazd jest bardzo dogodny, a wewnątrz panuje świetna atmosfera. Po za tym, to nie jest żadna restauracja z górnej półki, żadnych kelnerów w białych koszulach, żadnych białych czy różowych obrusów. Baru Max nie ma też w elitarnych przewodnikach kulinarnych. Co wcale nie znaczy, że trzeba go omijać szerokim łukiem. Wręcz odwrotnie. Mijając zjazd do Czarnej Białostockiej, należy podjechać kilkadziesiąt metrów dalej i skręcić w pierwszy zjazd w prawo za torami. To tyle, jesteśmy na miejscu.

Puszcza Knyszyńska kryje wiele lokali kulinarnych. Kilka z nich już nawet zdążyliśmy opisać. Jednak Bar Max to miejsce wyjątkowe. Tu się czuje swojski klimat. Choć lokal nie znajduje się w samej Czarnej Białostockiej, to redakcyjnie i roboczo nazywamy to miejscówką w Czarnej Białostockiej. I wiadomo zawsze, że jak jedziemy do Czarnej, to na bank na golonkę. A przynajmniej ktoś z nas zawsze golonkę zamówi. Powód jest banalnie prosty – podają tam najlepszą golonkę w powiecie.

Już słyszeliśmy, że golonka z Czarnej ponoć we fryturze smażona, że tłusta i niezdrowa. No i dobrze. Nam pasuje. Tyle co człowiek wszędzie teraz chemii się nałyka, to kilka gram oleju więcej czy mniej różnicy, nie robi. A przynajmniej my tej różnicy, póki co, nie odczuwamy i średnio raz w tygodniu na golonkę mus jest zajechać. Jesteśmy nawet w stanie wyzwać każdego na pojedynek na szable, na gołe klaty, czy w dupniaka, jeśli ktokolwiek podważy naszą ocenę golonki z Czarnej Białostockiej. Co w niej takiego? Przede wszystkim smak. Jest niepowtarzalny.

Golonka zawsze jest przygotowana elegancko. Jest zapeklowana tak, że nie ma sie o co przyczepić. Mięso odstaje od kości, tak jak powinno, jest równo przyprawione, i co koniecznie trzeba dodać – golonka zawsze trafia na stół gorąca, pachnąca z cudownie opieczoną skórką. Paluszki lizać. Nie wierzycie? Tyle z niej zostaje po wszystkiemu. Zawsze. Za każdym razem.

Na miejscu można zamówić golonkę gotowaną lub pieczoną. Na tę gotowaną trzeba poczekać nieco dłużej. Ale ta pieczona podawana jest w zasadzie w przeciągu 10 minut. Polecamy ją szczególnie z musztardą i chrzanem. Do tego – kto co lubi. Można chlebek, można ziemniaki – normalne z wody, albo opiekane. Na miejscu są nasze tradycyjne i smaczne surówki do wyboru – kapusta, buraczki, marchewka. Jedzenie po polsku, po naszemu, tak jak akurat my lubimy najbardziej.

Żeby nie było, że my tylko golonka i golonka. W Barze Max można zjeść solidne porcje polskich obiadów. Są tradycyjne mielone, kartacze są, bardzo dobry żurek z białą kiełbasą i smażonym boczkiem oczywiście z jajkiem i jeszcze ze śmietaną. Bardzo dobrze smakuje solianka, zupa fasolowa. Podane bez zbędnego przepychu, prosto, smacznie i szybko.

W tym miejscu jedzenie zamawia się przy barze. Wszystkie panie obsługujące klientów są serdeczne, bardzo miłe i potwierdzamy, że mają anielską cierpliwość – nawet do takich wredot jak my. Ani razu nie zdarzyło się nam spotkać tam obsługi z ponurą miną na twarzy. Za to także lubimy ten lokal. Lubimy go również i za to, że jest z drewna, bo to sprawia, że wewnątrz jest ciepło i przytulnie. Stoły i ławy drewniane. W każdą niedzielę, w porze obiadowej jest pełno ludzi. My wpadamy o różnych porach w różne dni tygodnia i nigdy nie zdarzyło się, żebyśmy byli jedynymi gośćmi. No chyba, że akurat zasiedzimy się do tej godziny, że wszyscy już idą spać. Ale nawet i wtedy, kiedy obsługa powinna zamykać Bar, nikt nigdy nam nawet nie śmiał zasugerować żebyśmy obrali azymut na Białystok. No i te ceny.

Za ceny jedzenia kochamy to miejsce. Za porządny obiad z zupą i czymś do popicia raczej ciężko będzie wydać więcej niż 40 zł. Zazwyczaj kończy się na dwudziestu lub trzydziestu kilku. Chyba, że zaczynamy wydziwiać i do golonki wjeżdża jeszcze jakieś 0,5 litra, albo coś w tych okolicach. Z tym, że i wtedy kieszeń nie boli. Naprawdę.

Kilka miesięcy temu Bar Max przeprowadził modną dziś z nazwy modernizację. Właściciele zadbali o parking i na zewnątrz rozbudowali tak zwany ogródek letni, który jest czynny przy ładnej pogodzie. Podejrzeliśmy jeszcze, że pewnie na wiosnę powstanie tam miejsce do zabaw dla dzieci, bo już pojawiły się drobne elementy tak zwanej infrastruktury do zabaw.

Szczerze, to zastanawialiśmy się, czy w ogóle opisywać to miejsce, ponieważ zdajemy sobie sprawę, że wkrótce pojawi się tam znacznie więcej gości i może zabraknąć miejsca dla nas. A tego byśmy nie chcieli, żeby miejsca dla nas nie było. Z drugiej strony, właścicielom i obsłudze należy się wiele ciepłych słów za to w jaki sposób podchodzą do klienta, jak smacznie można tam zjeść i jaki świetny klimat ma to miejsce, dzięki nim wszystkim.

No cóż. Nie jest to żaden exclusive, żadne tam wysokie progi, tylko swojskie miejsce, z domową kuchnią, bardzo warte uwagi i godne polecenia. Co tu gadać, w Czarnej zwyczajnie czujemy się niemal jak u siebie w domu. Nie będziemy opisywać tu skali, którą zazwyczaj kończymy nasze kulinarne opisówki. Bo Bar Max jest poza kategoriami, które podlegają naszej zwyczajowej ocenie. Po prostu – do zobaczenia w Czarnej Białostockiej i smacznego.

(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska)