Internetowi giganci nieustannie walczą o reklamowy rynek, wart niewyobrażalne kwoty. Niestety bardzo często do swojego wyścigu o profity wciągają nieświadomych użytkowników.
Trudno dziś znaleźć kogoś, kto nie posiada konta na Facebooku. Jeszcze trudniej trafić na osobę, która nigdy nie zalogowała się na g-mailu. Wierząc w dobroduszność światowych korporacji często ślepo wręcz akceptujemy regulamin. Zmiany w interfejsach interesują jednak dość skromną grupę internautów.
Najwyższy czas zmienić ten trend, o ile oczywiście nie chcemy stać darmowymi statystami w kampaniach promocyjnych.
Google już od jakiegoś czasu wyświetla elementy polecane przez użytkowników, dodatkowo ilustrując je ich zdjęciami profilowymi. Facebookowi również nie obce są tego rodzaju praktyki. Co ciekawe zmiany w regulaminach są dość często wprowadzane z dużymi opóźnieniami.
Niestety, to co jeszcze do niedawna było fikcją rodem z „Raportu mniejszości”, dziś staje się faktem. Internetowi giganci spajają ze sobą prywatne zdjęcia, dane użytkowników oraz reklamy.
Efekt? Nasi „wirtualni przyjaciele” już teraz mogą zobaczyć miejsca, które niegdyś oceniłeś lub poleciłeś. Już teraz buszując po zasobach sieci możemy trafić na tzw. „rekomendacje”. Dzięki nim wiemy, jakie strony lub produkty polubili nasi znajomi.
Wszystkie te działania służą zwiększeniu skuteczności zamawianych przez największe brandy kampanii promocyjnych. Z jednej strony reklamy z naszym udziałem są fajną ciekawostką, Patrząc na to jednak z innej perspektywy - zupełnie za darmo udostępniamy nasz wizerunek.
Warto więc sprawdzić ustawienia naszego konta zanim znajomi zaczną nam wytykać, że promujemy np. kamerę dla kotów lub serwis randkowy dla starszych panów.
Komentarze opinie