
Ustawa o ochronie zwierząt. Na początku chciałem złożyć zdecydowaną deklarację, że nikt, kto od tej chwili będzie występował ze znaczkiem PiS w jakichkolwiek wyborach, nigdy nie dostanie mojego głosu. Bezwzględnie, bez litości, w ramach odpowiedzialności zbiorowej za przegłosowanie zamachu na wieś. Z opinii cenionych przeze mnie publicystów miał to być szkodliwy dla rolnictwa i hodowców gniot, a cytowane artykuły ustawy zdawały się opinię potwierdzać. Wgryzłem się w temat, żeby wyrobić zdanie, bez opierania na pośrednich relacjach. Pierwsze przekonanie, w którym się utwierdziłem było takie, że niewiele osób jest w stanie rozumieć, co się dzieje, bo próby są potwornie czasochłonne i bolesne dla psychiki, zaś skala szumu informacyjnego i tępoty posłów bezbrzeżna.
Podczas „debaty” sejmowej powoływano się na nieludzkie warunki, w jakich przebywają ładniutkie zwierzątka, na masowe gazowanie ich, padła nawet nazwa miejscowości, symbolu zwierzęcego holokaustu – Góreczki. Musiałem więc obejrzeć reportaż Onetu „Krwawy biznes futerkowców”, z którego posłowie czerpali wiedzę ekspercką. Otóż w Góreczkach na 2 miesiące zatrudnił się ekologiczny aktywista i nagrywał filmy. Zakładam, że wszystkie drastyczne momenty zostały wykorzystane, bo materiał Onetu jest nakierowany na skandal, z lubością wzmaga efekty grozy i nie sądzę, aby pominięto wstrząsające ujęcia. Szczególnie, że spora część filmu pokazuje nudne kadry, które z łatwością dałoby się ubarwić szokującymi akcentami. Naliczyłem w sumie 19-20 (nie jestem pewien, czy niektóre przebitki nie przedstawiają kilka razy tego samego osobnika) norek padłych, zagryzionych, okaleczonych lub chorych. Spora część przykrych ujęć była skutkiem błędów personelu, jedno zjawisko (kanibalizm) uznałem za błąd systemowy, który jednakowoż zapewne da się naprawić. Przypomnę, facet był tam 2 miesiące, a liczność zwierząt w wielohektarowym kompleksie oszacowano na nie mniej niż 350 tys. sztuk.
Gazowanie w celu uśmiercenia, do którego mamy uprzedzenia historyczne, jest humanitarne. W krajach, w których istnieje kara śmierci spekuluje się, że uduszenie w komorze ze stopniowo malejącym stężeniem tlenu byłoby łagodniejsze niż wszystkie inne metody. Ponoć jest dłuższa chwila przed utratą przytomności, że nawet odczuwa się przyjemność, relaks i poczucie bezpieczeństwa jak po zażyciu narkotyków.
Zielony aktywista opisuje przerażenie i depresję na widok cierpiących stworzeń. Jednocześnie zdradza, że podczas pracy udawał się dla odprężenia w miejsce ustronne i przeprowadzał dziesięciominutowe ćwiczenia oddechowe. Oceniam, że jest rodzajem oszołoma, który jogę może brać na poważnie i staje się kłębkiem nerwów na widok wszystkiego co siedzi w klatce i ma wyraźnie smutne oczka.
„Krwawy biznes futerkowców” jest przykładem podłego, brukowego dziennikarstwa. Nie wypowiadam się jeszcze zdecydowanie w kwestiach merytorycznych, ale wiem, że podczas oglądania należy siłą woli zlikwidować z przekazu po pierwsze muzykę. Sceny mające wyglądać na drastyczne opatrzone są podkładem dźwiękowym z horrorów. Po drugie, trzeba zrobić w myślach korektę światła. Fragmenty ze „złymi” ludźmi są celowo przyciemniane, osoby związane z branżą przedstawiane w mrocznych barwach, z odjętym nasyceniem kolorów, poddawane wyolbrzymionym aberracjom i deformacjom. Stare dobre techniki oddziaływania na podświadomość z surrealistycznych filmów grozy. Dla kontrastu, działacze i autorzy zawsze mają jasną scenerię i kojącą muzyczkę. W wyniku oszukańczych zabiegów, hasająca po skromnej klatce zdrowa norka wywołuje co najmniej dreszczyk niepokoju. Na ten moment nie wierzę, że norki, nutrie, szynszyle, gronostaje mają gorzej niż kury w chowie klatkowym.
Dzięki zabiegom dźwiękowym oraz na obrazie „dziennikarze” Onetu programują emocjonalnie widza, kogo ma odbierać jako dobrego, a kogo jako złego.
Czy ustawa zakazująca hodowli na futra zmniejszy „cierpienie zwierząt”? Ani odrobinę. Dopóki jest popyt, fermy będą istniały. Tyle że już nie na terenie Polski i nie my na tym zarobimy. Osobiście na miejscu właścicieli wyniósłbym biznes do Rosji, Chin, Afganistanu, na Ukrainę itp. Im mniej cywilizowany kraj, tym lepiej. Będzie można zapomnieć o służbach sanitarnych albo weterynaryjnych – wystarczy łapówka. Ale durnie z Wiejskiej, którzy mieli okazję bardziej ucywilizować hodowlę, mówiąc ustawą JAK należy obchodzić się z podopiecznymi, poszli na łatwiznę i zdecydowali CZY można prowadzić chów w Polsce.
Bałwany rządzące krajem argumentowały, że Państwo dokłada do branży. Futrzarze odpowiadali bowiem w 2019 za wpływy do Skarbu Państwa w wysokości 11 mln zł z podatku dochodowego, ale także odzyskali od Państwa 27 mln zł z podatku VAT. Tak, odebrali od Państwa 27 mln zł VAT-u. Sejmowi ignoranci uznali, że robią dobrze, tyle że nie wiedzą, jak działa VAT! Oddane branży 27 mln zł oznacza, że ich dostawcy lub dostawcy ich dostawców zapłacili o 27 mln zł VAT-u więcej! VAT jest bardzo sprytnym i pięknym podatkiem – bardzo go lubię, bo nie da się legalnie obejść. Wynika stąd, że Państwo jednym tylko akapitem w nowym prawie pozbawiło się co najmniej 38 mln zł i zagwarantowało zwierzakom syf, gnój i minimalne nakłady na dobrostan. Rodzi się także pytanie – jeżeli tak źle jest na fermach, to gdzie są i co robią państwowe inspekcje weterynaryjne? One są, co można poznać po pieniądzach, które pobierają! Narzędzia prawne oraz instytucjonalne do walki z okrutnymi hodowcami istnieją od dawna. Dlaczego nie działają?
Utrudnieniem w ocenie jest fakt, że potentat futrzarski prawdopodobnie wspiera Konfederację. Niewykluczone, że PiS chce po prostu odciąć rosnącego konkurenta politycznego od finansowania i w nosie ma rozsądek i interes Państwa.
Futra są tylko detalem w ustawie. Inna kwestia to produkcja mięsa „religijnego”, którego – jak się okazuje – eksportujemy od cholery. Czy wytwórcy mięsa koszernego znikną? Tak, z Polski. Bo PiS tak chciał. Jakiś inny kraj przejmie ogromną produkcję wołowiny i drobiu.
Najgorsza wiadomość dla producentów mięsa i wyrobów zwierzęcych jest taka, że nastroje większości posłów, tych którzy byli za ustawą, kierują ich sposób myślenia w stronę regulowania zakazami każdej działalności hodowlanej. Wyczuwa się pragnienie wpisania do polskiej czerwonej księgi gatunków zagrożonych: krów, kóz, świń, kur. Bo przecież w naturze nie mają szans, a człowiekowi trzeba zabronić.
Żeby opisać przebieg uchwalania, to książkę należałoby wydać. Obłuda, ignorancja, skarżypyctwo, wielkie słowa–głupia treść, powierzchowność wiedzy, gadanie nie na temat na każdym kroku. Ża-ło-sne. Atmosfera mimo to była podniosła, a deklaracji, że chwila jest przełomowa nie brakowało.
Zwalam winę na PiS, mimo że niemal jednomyślne poparcie było ze strony Lewicy i Koalicji Obywatelskiej, bo to PiS wprowadziło ustawę i to PiS wykorzystało poparcie rolników do wygrywania wyborów. Kiedy wybory się skończyły, to nóż w plecy.
(Obywatel Gie Żet/ Foto: pixabay.com/ chinchilla i kadry z filmu „Krwawy biznes futerkowców”)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
cóż, ja tam się ciesze, ze w końcu i dobro zwierząt bedzie pod kontrola, nie mozna tak męczyć zwierzaków. to bestialstwo a sam ubój rytualny brr