
Jeszcze pewnie nie raz o tym napiszę, ale zjawisko jest takie cudacznie fatalne! Deformacje języka stosowane przez wojujące feministki, żarliwych genderystów, antyklerykalnych socjalistów są charakterystyczne i pozwalają poznać poglądy mówiącego, zanim zacznie je przedstawiać. Wystarczy, jeśli użyje liczby mnogiej do opisania ludzi.
Lewicowe elementarze uczą bowiem mówić o ludziach według schematu „człowiek i człowieczka”. Jeśli jest liczba mnoga, koniecznie przynajmniej raz na 5 minut musi pojawić się w stwierdzeniu rodzaj żeński!
Język polski ma co prawda wygodniejszą możliwość, ale została ona przez spadkobierców Marksa potępiona. Napisano o zagadnieniu sporo poważnych prac! Po polsku można powiedzieć na przykład „politycy”, mając na myśli wszystkich partyjniaków, bez znaczenia czy kobiety, czy mężczyzn. Przykładowo: politycy Platformy Obywatelskiej głosowali za podwyżkami diet poselskich. Nikogo nie obchodzi, czy były to panie, czy faceci, więc użyłem liczby mnogiej rodzaju męskiego. Tak można i tak się dotychczas robiło. Ale dla skrzywdzonych kobiet nic nie może być, u licha ciężkiego, męskie! Kiedy feministki zauważą cokolwiek, co kojarzy się z mężczyzna, stają się agresywne. Brzmi śmiesznie, ale taka właśnie była geneza dziwactwa. Zacietrzewione panienki ustaliły na zjeździe, że godność kobietom przywróci wymienianie ich osobno. Nawet jeśli, jak wspomniałem, płeć w zdaniu nie ma kompletnie żadnego znaczenia.
Tym sposobem lewica nabawiła się środowiskowego natręctwa. Autentycznie, nie są oni w stanie wyartykułować akapitu, jeśli trzeba mówić o grupach osób i jeśli przynajmniej raz nie padnie forma rozdwajająca na płci. Czy dziewczyny ze Strajku Kobiet są z tego powodu bardziej rumiane od dowartościowania? Raczej nie, jedną widziałem i była biała jak ściana. Kiedy na manifestacji co kilka sekund pada „obywatele i obywatelki”, „działaczki i działacze”, czy „kierowcy i kierowniczki”, jest to dla nich normą savoir-vivre’u, na którą nikt nie zwraca uwagi. Zabawne, że sami posługują się również od czasu do czasu wygodniejszą wersją, ale zamiennie, nigdy tylko nią. Czym zresztą przyznają, że jest ona użyteczna i nie warto z niej rezygnować.
Za to jeśli ktoś z ich otoczenia regularnie pomija nową świecką regułę, stają się wściekłe jak gzy. Czyli nieco bardziej niż zwykle.
Niestety manierę przejmują dziennikarze. Szkoda, bo są autorytetami w sprawach językowych, a jednocześnie godzą w jeden z fundamentów każdego języka – jeśli możesz, idź skrótem. Na wypracowaniach ważna jest objętość i wodolejstwo, ale nie w codziennym użyciu. Nie ma co niepotrzebnie strzępić ozora.
Także politycy (napisałem tylko jedno słowo. Fajnie, co?) kiedy chcą zwrócić się do wyborców o lewicowych poglądach używają odruchowo tego samego języka.
Wszystko to pod woalem słusznej sprawy, żeby każdy czuł się dobrze i nie było między mężczyznami i kobietami barier… a niech będzie – żeby nie było barier i barierek.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie