
Straszne rzeczy, straszne rzeczy, proszę Państwa. Zaraz do więzienia pójdzie dyrektor Muzeum Podlaskiego, a wtrącić go tam chce prezydent śledziowej stolicy.
- Podpisałem już pismo do prokuratury – mówił na niedawnej konferencji Tadeusz Truskolaski. Zaraz też wyjaśnił zarzuty. – Dyrektor Muzeum ocenzurował prezydenta Białegostoku, uniemożliwił wykonywanie obowiązków służbowych przez funkcjonariusza publicznego, jakim jest osoba z wyboru publicznego, czyli Prezydent Białegostoku. Nadto uniemożliwił skorzystanie z własności Urzędu Miejskiego, czyli sprzętu muzycznego. A także naraził na niebezpieczeństwo utraty zdrowia pracownika UM, Bartosza Matelę, który musiał być w ciemnym pomieszczeniu i stwierdził, że czuł się niebezpiecznie, dlatego, że tam są wąskie schody.
Przez maseczkę na twarzy nie zrozumiałem, czy oprócz wymienionych punktów nie skarżył się jeszcze na maleńkie bubki w wieży ratuszowej, które wyglądem i smakiem wskazują na obecność gryzoni. A myszy, jak wiadomo, mogą wyjadać zapasy z pobliskich delikatesów oraz przenosić choroby i uśmiercać mieszkańców osiedla Centrum. Rzecznik prasowa ponoć może zejść na zawał na sam widok maleńkich oczek i wąsików.
Opowiedzmy historię od początku. Z jakiegoś powodu pan Truskolaski zapragnął zostać didżejem i odtworzyć na Rynku Kościuszki znany szlagier europejski An die Freude, znany u nas jako Oda do Radości. Jak wynika z jego słów, przytachał sprzęt, podłączył do przedłużacza, a ten wetknął do gniazdka w Ratuszu. Kiedy miała wybrzmieć upragniona melodia, okazało się, że z przedłużacza zniknął prąd. Szybka wymiana pism ujawniła dyrektora placówki jako winowajcę. Ten się tłumaczy, że przyszła jakaś łobuzeria z magistratu, zażądała zmiany hejnału na swój przebój i zabrała za rozstawianie sprzętu. Ale że nie dali muzyczki do sprawdzenia, więc na wszelki wypadek odciął zasilanie, gdyby komuś przyszedł do głowy nieprzystojny żart i przyniósł na kasecie ścieżkę dźwiękową z pornusa. Żeby – jak mawia młodzież – siary nie było. Tak to się zaczęło.
Trzeba przyznać, że skandal jest poważny, a oskarżenia przytłaczające. Z tym, że do czterech z nich mam obiekcje.
Nikt nie uniemożliwił wykonywania obowiązków służbowych. Jeśli obowiązkiem służbowym jest publiczne wykonanie klasyki symfonicznej, to spełnienie obowiązku polegałoby na stanięciu na schodkach w otoczeniu wiernych, etatowych widzów, wzięciu do ręki partytury, zwinięciu ust w trąbkę i – truu, tu, tu, tu – odegraniu melodii.
Czy ktoś przeszkadzał? Nie. Zatem podejrzenie cenzurowania również jest bzdurą.
Jeżeli zaś nie odegranie muzyki zostało uniemożliwione, to co? Sprzętem także można było operować, naciskać przyciski, kręcić gałkami. Zabrakło jedynie prądu. No, ale prąd był marszałkowski. Karawana ze Słonimskiej przyszła bez zasilania. Co se chciała z własnym sprzętem robić, to se mogła.
Nie oszczędzę pana Bartosza, który wychodzi na strasznego bojduszę i zacofańca. Zakładam, że nie zaopatrzył się w telefon, z których każdy jeden ma wbudowane światełko. Kiedy spojrzymy na budynek zauważymy, że wyposażony jest dookoła w okna, a zdarzenie miało miejsce w południe. Nie trzeba się po prostu organizować w ostatniej chwili i zamiast spieszyć, dać minutę na oswojenie wzroku.
Niemniej pod zarzutem z myszami podpisuję się obiema rękoma i twierdzę, że ten akurat nie jest w ogóle śmieszny i pana Truskolaskiego popieram.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
"Lepiej z mądrym zgubić niż z durnym znaleźć". Jeszcze trochę i zaczną się publiczne egzekucję za brak przypiętej do klapy flagi unijnej.
Ha, Ha , Ha ...hi hi dobre sobie . Truskolaski djdzejem. Zapomniał ekonomista o prądzie. A wystarczyło przytachać ze sobą jeszcze agregat prądotwórczy i by mógł sobie odtworzyć tę Odę do starości , wszak co prawda godzina dla seniorów się kończyła ,ale jeszcze i seniorzy mogliby wysłuchać. Widać , że obywatel gie żet powinien już udać się na emeryturkę, bo strasznie jest kapryśny. Umysł już nie ten .
Grzesiu zjedz snikersa