
Zakończone wczoraj głosowanie pokazało dobitnie, że Polacy żadnych zmian w Polsce nie chcą. Przed nami jeszcze dogrywka za niespełna dwa tygodnie, ale nawet i bez tych wyników wiadomo, że Polacy nie chcą żadnych zmian. Mimo, że narzekają, mimo że są zmęczeni, mimo że mówią o zmianach, to w rzeczywistości żadnych zmian nie chcą w swojej zdecydowanej większości.
Lata mijają, a w Polsce, na dużej scenie politycznej, praktycznie nic się nie zmienia. Były co prawda jakieś incydenty a to z Ruchem Palikota, a to z Kukizem, a to z Petru, później z Lewicą i ostatnio z Hołownią. Ale czy coś to zmieniło?. To incydenty nie mające żadnego znaczenia dla całości sprawy. Polacy w swojej zdecydowanej większości nie chcą żadnych zmian. A skoro tak jest, to i najwyraźniej pasuje im to, co jest.
Taki wniosek nasunął mi się po ostatnich wyborach prezydenckich, choć nie tylko. Sama biorę udział w wyborach odkąd otrzymałam prawa wyborcze i co każde wybory obserwuję co się dzieje. O ile na początku naszej młodej demokracji bywało różnie i do Sejmu, albo w wyborach samorządowych dostawało się wiele różnych ludzi, z różnych ugrupowań, wiele nazwisk zostało do dziś. Zmieniły się tylko szyldy partyjne, albo logo partii. Doszło też trochę nowych nazwisk, ale te nowe nazwiska niezmiennie uczestniczą w tej samej wojnie plemiennej, którą obserwuję najbardziej od początków tego wieku. I to ona każe mi stwierdzić, że Polacy nie chcą żadnych zmian.
Oczywiście, że część osób oceniając wyłącznie po samym tytule tego felietonu uzna tradycyjnie, że wielbię PiS. I od razu powiem, że bardzo mi z tego powodu wszystko jedno. Bo pisząc o tym, że Polacy nie chcą żadnych zmian nie mam na myśli wyniku wyborczego Andrzeja Dudy, który co prawda nie wygrał jeszcze tych wyborów, ale pierwszą turę z dużą przewagą po prostu wygrał. Pisząc ten felieton i mówiąc o tym, że Polacy zmian nie chcą, mam jednak na myśli ogólny wynik wyborów. Czyli kolejne okopanie się po dwóch stronach barykady tak PiS, jak i PO. Nikt więcej w tym wyścigu nie dobiegł do półmetka. I tak jest od lat.
Polacy mogą marudzić, że są zmęczeni nieustannymi wojenkami, czy wojnami na scenie politycznej. Mogą nawet twierdzić, że nie mam racji, ale wyniki wyborcze mówią same za siebie. PiS nie istnieje bez PO, a PO nie istnieje bez PiS. I ten układ Polakom pasuje najbardziej. Musi pasować, skoro od lat właśnie tak tę scenę polityczną modelują, żeby ten układ trwał i trwał. A skoro tak, to będzie trwał, bo trwa mać. Wyborcy zachłyśnięci czasowo rzekomym powiewem świeżości, jaką miał wnieść Palikot przekonali się z czasem, że powiało starym, nieświeżym powietrzem, więc pożegnali szybko tak lidera, jak i znakomitą część jego ferajny nazbieranej na zgliszczach PRL.
Największe szanse na zbudowanie czegoś nowego miał w rzeczywistości Paweł Kukiz, który jednakże roztrwonił zaufanie całkiem sporej części społeczeństwa. Niezależnie od tego, kto mu doradzał, kto podpowiadał, albo i co sam wymyślił, dziś jest w zasadzie w niebycie politycznym. Paweł Kukiz nie zdoła już przekonać tak dużej grupy Polaków, że można inaczej, że można lepiej, albo gorzej, ale jakoś inaczej. Ten rozdział jest zamknięty, a drzwi za Kukizem w polityce zaspawają się na dobre z pewnością z końcem tej kadencji Sejmu.
Próbował Petru, choć dziś wiadomo, że jego świeżość w polityce była tak świeża, jak powietrze w miejskim autobusie przy 30 stopniach ciepła i bez włączonej klimatyzacji. Sporo Polaków zdołało się nabrać na kłamstwa i ładne hasełka, które w środku były kompletnie puste. Partia Nowoczesna miała być ekspercką drużyną fachowców od gospodarki, a skończyła z poparciem poniżej błędu statystycznego z długiem, który najprawdopodobniej będą musieli spłacić także ci, którzy na wizje Ryszarda Petru nie dali się nabrać ani razu. I tyle zostało z tego powiewu świeżości z ciągnącym się za nim nieprzyjemnym zapachem z Unii Wolności oraz Platformy Obywatelskiej i postkomunistycznych pijarowców.
Kolejnym wytworem tego powiewu rzekomej świeżości miał być Szymon Hołownia. Faktem jest, że ludzie, którzy za nim stali i stoją, zmodyfikowali nieco wizerunek swojej pierwszej twarzy w stosunku do wytworów z poprzednich wyborów. Ten wizerunek jednak też nie zadziałał. Kolejny raz tylko coś tam namieszał, ale większych sukcesów to nie przyniosło i raczej nie przyniesie. Gdyby było tak jak pięć lat temu i na jesień odbywały się jeszcze jakieś wybory, pewnie udałoby się wprowadzić do polityki trochę różnych ludzi Hołowni. Ale trzy lata czekania na wybory, na dodatek bez struktur, może być okresem zbyt długim na to, żeby przetrwać, albo znów zaistnieć. W tym może pomóc chyba tylko jedno – rozpad Platformy Obywatelskiej.
Dlaczego tak? Dlatego, że Polacy wyraźnie powiedzieli, że nie chcą żadnych zmian. Chcą dalej tłuc się pomiędzy PiS, a PO. Chcą nadal brać udział w walce po jednej ze stron. Bo gdyby było inaczej, w drugiej turze nie widzielibyśmy kandydata ani PiS, ani PO. A przynajmniej nie widzielibyśmy jednego z nich. Platforma nie istniałaby ani tygodnia, gdyby nie trzymała jej przy życiu walka z PiS i Kaczyńskim. Prawo i Sprawiedliwość też straciłoby impet, gdyby nie musiało notorycznie wskazywać błędów i tego wszystkiego, co zrobiła PO od początku swojego istnienia. Te dwa ugrupowania są jak żywe organizmy, które nie funkcjonowałyby bez siebie. I tylko rozpad jednego z nich może dać szansę na pojawienie się realnie czegoś nowego, choćby zbudowanego na zgliszczach jednej z tych partii.
Czy drugą turę wyborów wygra Andrzej Duda, czy Rafał Trzaskowski, będziemy oglądać ten sam spektakl, z tymi samymi aktorami w roli głównej. Tak zdecydowali Polacy w swojej większości. I to dlatego uważam, że nie chcą oni żadnej zmiany, bo z jakiegoś powodu w takiej właśnie rzeczywistości czują się najlepiej, a przynajmniej stabilnie. Jak mawiał klasyk: „Wróg? A wróg. Ale swój, mój, nasz… Na własnej krwi wyhodowany. Trzeba nam szukać nowego wroga, jak tu pod bokiem znalazł się stary? Toż to by było nie po Bożemu”. I na tym ta cała polityczna zabawa polega jeszcze od początków tego wieku. Dotyczy to obydwu zwaśnionych stron.
Reszta różnych tworów, jakie się nam pojawiały w ostatnim czasie po drodze, to tylko plankton polityczny używany w wojnie dwóch głównych wojowników i konkurentów. A dlatego, że jest planktonem, większej roli nigdy nie odegrał. Urosnąć może tylko w jednej sytuacji i w drodze ewolucji, ale wyłącznie pod tym warunkiem, że będzie mógł pożywić się trupem jednego z dwóch głównych graczy. Do tego czasu będzie jak jest. I może to dobrze.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: Trzecie OKO)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Obawiam się że będzie to nie takie proste. Byłem w komisji w niedzielę i przykro to mówić dużo głosowało na Trzask. i Hołownie i to nie w mieście ale na wsi....