Subiektywne wieści gminne

Ostatnia Rada Miasta dała wysyp kolejnych wieści gminnych. Zanim podamy inne wiadomości podrzucamy garść spostrzeżeń z obrad.

Rekord na sesji

W poniedziałek odbyła się XXVI sesja Rady Miasta. Skończyła sie o 1.30 we wtorek, a jeden z uczestników tuż przed końcem oświadczył, że brakuje 11 minut do rekordu długości obrad ustanowionego przed wakacjami. Przewodniczący Gromko nie podjął wyzwania i ziewając ogłosił koniec obrad. A rekord czeka...

Kochani, obniżmy sobie pensję

Przyznajemy, że mimo licznych zapewnień, że na sesji nic nas nie zaskoczy, to białostockim radnym ciągle udaje się osiągać kolejne szczyty. Tym razem podczas debaty o obniżenie diet radnym radny Karol Masztalerz samokrytycznie przyznał, że rada - w tym i on - pracuje gorzej - o dokładnie 29 procent. I przypadek - tyleż samo gorzej, co obniżono pensję prezydentowi. Mówił długo i serdecznie najpierw zapewniając, że nie jest masochistą, a potem zwracając się do radnych (zwłaszcza tych z PiS) per "Kochani". Wzbudziło to emocje radnego Sebastiana Putry, który oświadczył, że nie jest niczyim kochaniem. A już na pewno na sali obrad.

Emocje jak w operze

A`propos dyskusji w czasie debaty. Są na tym świecie rzeczy, które nie śniły się filozofom. Jedna z nich to sposób prezentowania emocji przez radnych. Podczas debaty zaprezentowano kilka ciekawych postaw. Radny Masztalerz kochał radnych, a szczególnie ukochał swoich wrogów (w domyśle radnych PiS), radny Putra był w szoku (zwłaszcza po analizie wyników i obecności głosowań kolegów z PO), radny Stawnicki oświadczył, że czuje się jak w operze mydlanej i powtarzał, że w PiS "nie mamy problemu z pracą radnych". Z kolei radna Anna Augustyn przyznała się, że nie uprawiała, nie uprawia i nie będzie uprawiać polityki i w radzie ma traumatyczne przeżycia. Radny Jankowski dla odmiany poczuł się jak w teatrze niskich lotów podczas sztuki o krzywdzie prezydenta. Radny Nikitorowicz przyznał, że kieruje klubem dietetycznym komentując tak niską frekwencję radnych PO. Tradycyjnie też oświadczył, że dane są tendencyjne. Słuchając dyskusji zadawaliśmy sobie pytanie czy nie należy wprowadzić obowiązkowego badania przed ślubowaniem radnych i jakichś okresowych - przed sesją. Z drugiej strony - Kabaret Moralnego Niepokoju ma materiały źrodłowe.

Wagarowicze z PO

Pod koniec sesji radni z PiS wykazali się złośliwością żądając sprawdzenia obecności. Była to reakcja na protesty radnych Biernackiego i Nikitorowicza, że dane z obecności klubu PO na głosowaniach są tendencyjne. No i okazało się, że panu Zbyszkowi zwiało czterech kolegów. Na sali poza nim został tylko niezmordowany Maciej Biernacki z uporem demonstrujący nonszalancję a la Zbigniew Cybulski.

Dieta a dobroczynność

W spore zakłopotanie wprawił radnych z PO i Komitetu Truskolaskiego radny Piotr Janowski. Oświadczył, że przekazuje całą swoją dietę od początku kadencji na rzecz organizacji pozarządowych. I w związku z proponuje aby wnioskodawcy - jak i on sam - dobrowolnie się opodatkowali na rzecz białostockich organizacji dobroczynnych zamiast uchwałami obniżać sobie pobory. W końcu radny Masztalerz oświadczył, że też kieruje się zasadą dobroczynności dodając, że nie wie jego lewica co czyni prawica. Znawcy Dobrej Księgi zrozumieli, że to nawoływanie do dykretnej dobroczynności. Pozostali zaczęli stronić od radnego z nieskordynowanymi kończynami uznając, że była to samokrytyka.

Esperanto jak elficki

Znacznie wcześniej w dyskusji zasłużył się radny Dariusz Wasilewski. Przekonywał radę, że nie ma co bronić Ludwika Zamenhofa i języka esperanto czyniąc go patronem czegokolwiek i utrzymując istnienie centrum kultury jego imienia. Jako argument dodał, że język elficki z Tolkiena oraz narzecze postaci z StarTracku ma większą popularność. Poleciało grotestką... Z drugiej strony - radny Wasilewski jeździ konno w zbroi husarskiej z buławą w dłoni. Co do jego rasy i znanych mu języków nie mamy zdania, ale... krasnoluda to wyklucza. One nie znoszą koni. Czekamy na propozycje Czytelników.  

Dreptanie czarnych parasolek

Pod Teatrem Węgierki odbyła się demonstracja w obronie praw kobiet. Uczestniczki z hasłem "Nie odkładamy parasolek" próbowały powtórzyć Czarny Marsz sprzed kilkunastu dni. Zamiast demonstracji odbyło się zebranie równie liczne co większe koło gospodyń wiejskich z udziałem protestantów płci obojga, a zamiast marszu odbyło się dreptanie wokół transparentów, fotoreporterów i kamer. Jedynie parasolki miały sens, bo padał deszcz. Feministkom planującym kolejne hasło podpowiadamy: nadal "nie odkładajcie parasolek" i dodatkowo hasło z Seksmisji "weź pigułkę".

Diabłu świeczkę, Panu Bogu ogarek

Północ to zły czas dla organistów. Karol Masztalerz w imieniu radnych PO i Komietu Truskolaskiego wnioskujący o zmniejszenie diet dla radnych dokonał interesującego odkrycia twierdząc, że pali diabłu świeczkę a Panu Bogu ogarek. Wywołał - o ile to jeszcze było możliwe - jeszcze większą wesołość tych radnych, którzy jakimś cudem nie drzemali. Jak na organistę (taki zacny zawód wykonuje radny Masztalerz) to zadziwiający lapsus. Chyba, że jednak nie. 

Prezydent powinien dopłacać

W trakcie dyskusji nad obniżką diet do ciekawych wniosków doszedł radny Sebastian Putra. Idąc tropem autorów uchwały o obniżce zasugerował, że może należy stosować wyższe obniżki dla nieobecnych na sesji, spóźnialskich i obijających się na sesjach. Rozważając ten interesujący pomysł doszedł do niecodziennego wniosku: Jeśli za nieobecności i spóźnienia byłyby kary, to pan prezydent powinien nam dopłacać. I to jest pomysł! Choć znamy sporą grupę białostoczan, która z radością zrobiłaby ściepę, aby pan prezydent stał się w magistracie i na sesji nieobecny trwale. 

(Adam Remy/ Foto: BI-Foto)