Policja z miasteczka Ypsilanti w stanie Michigan miała nie lada problem. Pomiędzy jesienią ub. roku, a kwietniem 2014., na jednej ze zjeżdżalni w miejskim parku regularnie pojawiały się ludzkie odchody. Enigmę kupy udało się w końcu rozwikłać.
Amerykańscy stróże prawa dokonali tego dosłownie w ostatniej chwili - temperatury w Michigan zrobiły się bowiem właśnie na tyle wysokie, że umożliwiały dzieciom z Ypsilanti zabawę na świeżym powietrzu. Ale jak tu się bawić, kiedy na placu zabaw czają się ludzkie odchody?
Prowadzona sumiennie obserwacja pozwoliła ustalić, że regularnych defekcji dokonywał jeden z mieszkańców lokalnego halfway house"u, czyli takiej instytucji, która przygotowuje byłych więźniów do powrotu na łono społeczeństwa. Winnemu nie postawiono zarzutów. Obie strony podpisały jednak kontrakt na mocy którego defekator zobowiązał się zaprzestać procederu. G*wnianą sprawę rozwiązano więc po gentlemańsku. Od tego czasu zjeżdżalni w parku nikt już nie... zanieczyszcza.
Komentarze opinie