
Sodoma i Gomora – powiedzieliby niektórzy. W Białymstoku, mieście miłosierdzia, istniała armia niezarejestrowanych nierządnic. Samo miasto zaś było sklasyfikowane niemal w krajowej czołówce pod względem rozpusty i nierządu.
Nie wiemy jak dziś wygląda sytuacja w Białymstoku pod względem zachowania moralności i dobrego prowadzenia się. Nie dysponujemy żadnymi badaniami na ten temat. Zresztą nie wiadomo, czy w ogóle ktokolwiek takie badania przeprowadzał w ostatnich latach. Ale blisko sto lat temu ktoś najwyraźniej przeprowadzał badania lub wywiady środowiskowe. Okazuje się, że Białystok pod tym względem dobrej opinii nie miał. Funkcjonowała tu armia nierządnic.
„Pod względem nierządu i rozpusty „miasto Branickich” zajmuje nieostatnie miejsce. Pod kątem widzenia obyczajowo-moralnym „wielki Białystok” może być nazwany „małym Babilonem”… „Zarejestrowany” nierząd białostocki paraduje po nocach na Rynku Kościuszki, na ulicy Piłsudskiego i przyległych uliczkach; niezarejestrowany zaś – uprawia swój haniebny proceder potajemnie w suterenach, na poddaszach i w ciasnych komórkach chałupek na wszystkich prawie ulicach i uliczkach miasta” – donosiła prasa w artykule „Białystok bez szminki” z 1936 roku.
We współczesnym mieście, także w tych samych okolicach, istniały do niedawna tak zwane przybytki, w których można było się pobawić w towarzystwie pań. Zazwyczaj za słoną opłatą. Do wejścia zachęcały panie z charakterystycznymi parasolkami, które snuły się właśnie po Rynku Kościuszki i okolicznych uliczkach. Widać niewiele się w tej materii zmieniło. Ale czy był w tych lokalach uprawiany nierząd i czy był on zarejestrowany, ustalić dziś trudno. Pewne natomiast jest, że nierząd dziś niekoniecznie musi być uprawiany w suterenach, tudzież na poddaszach. W niektórych przypadkach wystarczy klubowa toaleta lub winda.
„Niezarejestrowanych heter, trudniących się sprzedażą swego ciała, posiada Białystok – całą armję. Bezrobocie, nędza i głód zwiększają rezerwy tej „armji” z dnia na dzień” – pisano w gazecie z 1936 roku.
I choć minęło ponad 80 lat od tamtych czasów, jak widać wiele pod względem moralności i powodów nierządu, jednak się nie zmieniło. Choć trzeba dodać, że ówczesne społeczeństwo płci męskiej mogło bawić się w towarzystwie pań w mleczarni, piwiarni, jadłodajni, kawiarni, a nawet w cukierni. Dziś to jakby mało prawdopodobne. Choć, kto wie… ? Wiadomo też z przedwojennej prasy, że przed wojną w Białymstoku nie było ani jednego zarejestrowanego domu publicznego, a prostytucja nie była zakazana. Zakazane, podobnie jak i teraz, było sutenerstwo.
„Ostatnie oględziny lekarskie ustaliły, że 30 proc. kelnerek z białostockich knajp są chore na wenerję i że prawie w każdej knajpce tutejszej znajdzie się kelnerka-luetyczka” – pisano.
Łącznie na choroby weneryczne, które były zdiagnozowane od 1931 do 1936 roku, leczonych było aż 3420 pacjentek i pacjentów. Ile osób zaś nie korzystało z pomocy medycznej, tego nie wiadomo.
Pocieszające jest, że we współczesnych czasach, kelnerki chyba prowadzą się lepiej. Obowiązkowe badania medyczne wykluczyłyby osoby chore z obsługi klienta. W każdym razie Białystok dawniej na pewno nie był miastem miłosierdzia. Tylko teraz nie wiadomo jak podtrzymać tradycję i kulturę minionych epok, skoro istniała tu armia nierządnic…
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: BI-Foto)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
rok sa pl i widac skale
pseudo dzinnikarski bełkot
Pokoj24h