To był powrót do starych, dobrych „Basów”. Polana Boryk, zwłaszcza drugiego dnia koncertów, była wypełniona po brzegi. To cieszy, że kultura kwitnie, muzyka się rozwija, a organizatorzy kolejny raz spisali się na medal.
To już 26 raz na polanie Boryk w Gródku niosło się echo białoruskiej muzyki. Do Polski zjechała czołówka białoruskich zespołów muzycznych oraz kilka świeżych twarzy, które bardzo spodobały się publiczności. W tym roku pierwszego dnia trwania imprezy można było posłuchać i zobaczyć cztery składy, które walczyły w konkursie o występ przed głównymi koncertami w sobotę. Zarówno jury jak i publiczności najbardziej spodobał się zespół Navi oraz Tonqixod. I trzeba przyznać, że słusznie, bo zaprezentowany został bardzo ciekawy materiał muzyczny z bardzo dobrymi wokalistami, a szczególnie wokalistką z zespołu Navi.
Festiwal Basowiszcza z pewnością nie umiera. Mimo, że jest obecny w naszym regionie od 26 lat, wciąż ma stałą rzeszę fanów, którzy przyjeżdżają do Gródka raz w roku, aby doświadczyć atmosfery, jakiej nie ma nigdzie indziej.
- Pierwszy raz byłem tu cztery lata temu. Nie znam białoruskiego, ale można się dogadać. Wiele osób mówi po polsku. Najpierw myślałem, że w ogóle trafiłem za granicę. Ale jest świetnie. Strasznie mi się spodobała ta atmosfera i muzyka. Jest inna, niż na większości festiwali. W zasadzie mogę powiedzieć, że chyba nie ma nigdzie w Polsce czegoś podobnego – powiedział nam Adam, który na Basowiszcza przyjechał z dziewczyną i kolegami aż z Poznania.
- Co roku tu jestem i powiem, że teraz jest inaczej niż jeszcze z 10 lat temu. Byłem pierwszy raz z rodzicami jako dziecko. Teraz przyjeżdżam tu co roku. Nie wyobrażam sobie, żeby w lipcu nie było mnie na Boryku – powiedział Tomasz z Białegostoku.
Basowiszcza mają swoją długoletnią tradycję, więc i nie zabrakło tradycyjnie znanych postaci białoruskiego muzycznego świata. W piątek doskonale zaprezentował się zespół Volski z wokalistą z byłego NRM, który święcił triumfy na największych scenach, również w Polsce. Niezmordowany PomidorOFF także mimo upływu lat, wciąż potrafi bawić publiczność tak samo jak na początkach festiwalu. W tym roku polską gwiazdą festiwalu był Lao Chce. Przekaz, który niósł idealnie pasował do klimatu imprezy.
Trzeba dodać, że organizatorzy kolejny raz nie zawiedli. Wszystko było dopięte na ostatni guzik i cała impreza przebiegła bezpiecznie. Mimo, że na placu koncertowym i na całej polanie bawiło się kilka tysięcy ludzi, obeszło się bez żadnych incydentów. Obszerna fotorelacja z wydarzenia znajduje się na naszym redakcyjnym fanpage na portalu społecznościowym Facebook.
Komentarze opinie