Nie da się budować silnego Białegostoku. Nie da się likwidować bezrobocia. Nie da się mówić, że miasto sprzyja prowadzeniu działalności gospodarczej, jeśli dzieją się takie rzeczy, jakich doświadczają od kilku lat Państwo Bzura. Na decyzjach magistratu tracą rocznie około 100 tys. złotych obrotu.
Wszystko zaczęło się cztery lata temu. Pojawiła się informacja o tym, że ma zostać zlikwidowany wjazd do posesji, na której prowadzą działalność i państwo Bzura, i firmy, które wynajmują u nich pomieszczenia. Były rozmowy z urzędnikami, była również osobista rozmowa z prezydentem. Nic to nie dało. Rozpoczęła się walka i droga przez piekło o wjazd. Później o to, czego dorobili się pracą własnych rak.
Na razie wjazd pozostał, choć władze Białegostoku usilnie starają się doprowadzić do zamknięcia wjazdu do posesji, na której prowadzona jest niejedna działalność gospodarcza. O tym szerzej napiszemy wkrótce. W 2011 roku na posesję państwa Bzurów wjechały ciężkie maszyny w asyście policji i straży miejskiej. Po co? Rozebrać im parking, który wybudowali za własne pieniądze. Bez żadnej decyzji, bez żadnego dokumentu pojawili się robotnicy, policja, straż miejska i kierownik budowy (podopieczny Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie). Rozbiórki parkingu wartego wiele tysięcy złotych dokonano bez żadnego dokumentu. Żadnego! Robotnicy mieli przy sobie jedynie zwykłe pismo informujące, że należy rozebrać parking. I parking rozebrano na podstawie informacji skierowanej przez dyrektora Zarządu Dróg i Inwestycji Miejskich Janusza Ostrowskiego do pracowników firmy Mipa. Informacji niestety nie da się ani zaskarżyć, ani się od niej odwołać. Ale dla robotników wystarczyła by zniszczyć, to co zostało zbudowane.
W tym miejscu informujemy, że parking był zlokalizowany na gruntach miejskich, ale państwo Bzura otrzymali ten kawałek terenu w zamian za uprzątnięcie i wybudowanie z własnych środków ogólnodostępnego parkingu. Wywieźli więc kilkadziesiąt wywrotek śmieci, ponieważ w tym miejscu znajdowało się dzikie wysypisko śmieci, a następnie zbudowali parking, który służył i im, i okolicznym mieszkańcom aż do 2010 roku.
- Gdybym nie miał tego na piśmie, nigdy bym nie planował budowy obiektu handlowo – usługowego w tym miejscu, bo to by było bez sensu. Mieliśmy jeszcze napisane, że kiedy zacznie się budowa drogi, wydamy z tej miejskiej działki tyle terenu, ile będzie potrzebne do inwestycji budowlanej – powiedział nam Józef Bzura.
I kiedy budowa drogi się zaczęła przy przedłużeniu ulicy Piastowskiej, państwo Bzura zgodnie z decyzją wydali kawałek terenu, który był potrzebny robotnikom. Ale miastu okazało się to za mało. Próbowano najpierw zmienić decyzję, co się nie udało, próbowano nachodzić, w końcu próbowano zmusić do rozbiórki parkingu wysyłając pisma na niewłaściwy adres. Aż w końcu przyjechały maszyny i robotnicy i zdewastowali parking, który do dziś nie został odbudowany.
- Nigdy żadnej decyzji o rozbiórce nie było. Mam pismo podpisane przez pana Polińskiego, że rozbiórka parkingu nie była na mocy decyzji, tylko na podstawie pisma – mówi nam Maria Bzura.
Nikt z urzędników miejskich, ani prezydent, ani zastępcy prezydenta, nawet dyrektor zarządu dróg i inwestycji miejskich nie poczuwają się do odbudowania zniszczonego parkingu. Państwo Bzura po kilku latach ciągania się po urzędach i sądach w końcu wiedzą, że parking rozebrano im niesłusznie. Wystarczył tylko ten kawałek, który udostępnili, kiedy trwały prace przy budowie drogi. Na dodatek i tak jest on schowany za ekranami akustycznymi i nic więcej tam nie ma oprócz kilku pustaków i trawy. Za to parking, który służył mieszkańcom i klientom pawilonu wygląda tak, jak widać to na zdjęciu. I to od czterech lat. Winnych nie ma, szkody również nie ma komu naprawić.
- Przez to, jak ten parking wygląda straciliśmy klientów. Około 100 tys. złotych rocznie obrotów jest mniej. Bo u nas głównie zarabialiśmy na weselach. Przyjeżdża para młodych, widzi jak to wygląda i rezygnuje, bo to nieestetycznie wygląda. Poza tym w sklepie najemcy musieli zwolnić cztery osoby, bo też mają mniej klientów. Wjeżdżają tu ludzie i myślą, że nieczynne, więc jadą dalej – powiedział nam Józef Bzura.
Państwo Bzura złożyli finalnie sprawę do sądu i domagają się ukarania winnych samowoli budowlanej. Obecnie ich sprawą zajmuje się Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie. Małżeństwo mówi jednym głosem.
– I gdzie jest ta dbałość prezydenta o przedsiębiorców? W Białymstoku prezydent i jego urzędnicy tylko niszczą to, co człowiek wypracował pracą własnych rąk.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: materiały Państwa Bzura)
Komentarze opinie