Jeśli potwierdzą się w końcu notowania wyborów samorządowych w Białymstoku, to być może Prawo i Sprawiedliwość będzie miało zdecydowaną większość w Radzie Miasta. Gdyby do tego dołożyć kolejną wygraną Tadeusza Truskolaskiego w wyborach prezydenckich, powstanie pytanie – jak rządzić.
Zresztą takie pytanie pomału stawiają sobie członkowie prezydenckiego komitetu. Dotychczas to właśnie PiS był główną opozycją wobec Prezydenta Białegostoku i radnych PO, którzy wspierali i kolejno głosowali wszystkie jego pomysły. Teraz, gdyby PiS nadal chciał pozostać w opozycji, byłaby to chyba najciekawsza kadencja w historii białostockiego samorządu od 8 lat.
Łatwo na pewno nie będzie. O tym doskonale wiedzą radni PO, ale i także ci radni, którzy z PO zostali wyrzuceni i obecnie zasilają szeregi Prawa i Sprawiedliwości. Partyjne doły Platformy Obywatelskiej też nie mają dobrych wspomnień ze współpracy z Truskolaskim. A przynajmniej nie za ostatnie 3 lata. Jak udało nam się ustalić, ta tak zwana współpraca polegała głównie na jednostronnym słuchaniu tego, co miał do przekazania prezydent i w zasadzie dalej pozostawało już tylko wykonać polecenie. Jeśli padały głosy sprzeciwu, to w odpowiedzi zawsze był jeden argument.
- Truskolaski nas szantażował. Mówił, że jak nie poprzemy tego czy innego pomysłu, to zerwie z nami koalicję. Mówił, że odejdzie, ale najpierw powyrzuca zastępców, albo innych ludzi, co dla niego pracowali – mówi nam anonimowo jeden z członków PO.
Jak podkreślał nasz rozmówca, jego zdaniem to dobrze że Tadeusz Truskolaski dostał kubeł zimnej wody na głowę, w postaci drugiej tury wyborów. Szeregowi działacze PO od dłuższego czasu negatywnie oceniali taką jednostronną współpracę, która finalnie zakończyła się założeniem własnego komitetu.
- Niech sobie teraz pan prezydent zobaczy jak to jest. Skoro nie potrafił rządzić z większością, jaka stała po jego stronie, to teraz niech się pomądrzy z opozycją, którą będzie miał w większości. Mogę powiedzieć jedno. To mu się należało.
W samej PO nie ma rozczarowania wynikiem wyborów. Mimo, że partia przyzwyczaiła się do wygrywania. Niemniej członkowie już od dłuższego czasu zdawali sobie sprawę ze słabych notowań, które lecą w dół z każdym miesiącem. To przede wszystkim efekt głosowania prezydenckich projektów. Bo to Platforma Obywatelska dostała baty za głosowanie w sprawie sprzedaży MPEC, podwyżek cen za śmieci, klikania w autobusach, a także szeregu innych decyzji, które białostoczanie oceniali zdecydowanie negatywnie.
- Trzeba było nas szanować i z nami współpracować jak z normalnymi ludźmi. A tak, przez zachłanność i wyniosłość Truskolaski stracił bardzo wiele. Stracił aż 20 procent poparcia. My się pozbieramy jakoś, ale na pewno nie ma specjalnej chęci do nadstawiania karku kolejne cztery lata – dodał nasz rozmówca.
Oficjalnie PO nadal pozostaje w koalicji z Truskolaskim i jego komitetem. Ale trudno nie zauważyć, że w czasie kampanii dochodziło do szeregu mało przyjemnych sytuacji. Sama nieobecność kandydata na prezydenta podczas konwencji politycznej, była odczytana bardzo nieprzyjemnie. Na dodatek część osób, które z PO odeszły do prezydenckiego komitetu, raczej do PO drogi powrotnej mieć nie będzie. Warto w tym przypadku podkreślić „raczej”, bo polityka, także białostocka, widziała już niejeden egzotyczny sojusz. Jedno jest nieuniknione. Po oficjalnym ogłoszeniu wyników, ktoś będzie na pewno musiał – jakoś rządzić. Pytanie czy z tym czy z nowym prezydentem.
Komentarze opinie