Kilku kandydatów na radnych wpadło na pomysł, aby za zaśmiecanie miasta swoimi materiałami wyborczymi odpłacić mieszkańcom Białegostoku czymś pozytywnym. Proponują przekazanie 1% na cele charytatywne z całości kosztów poniesionych na kampanię.
Kandydaci z trzech różnych komitetów wyborczych stwierdzili, że miasto wygląda jak jeden wielki śmietnik reklamowy. Materiały wyborcze wyzierają obecnie z każdego zakątka przestrzeni publicznej. Wpadli na pomysł, aby jakoś zrewanżować się białostoczanom za to, że ci muszą codziennie patrzeć na to tragiczne widowisko. Postanowili zaprosić wszystkich innych kandydatów i komitety wyborcze do wspólnej akcji. Chcą aby od całości kosztów poniesionych na reklamy i materiały wyborcze 1 procent został przekazany na dowolny cel charytatywny.
- Pomysł, jak wszystkie inne, wziął się z głowy. Otóż kiedy stawiałem swój wyborczy rower, podszedł do mnie jeden z przechodniów i powiedział "Panie! A ile ta cała kampania kosztuje? Te wszystkie banery na ulicach? Ile pieniędzy na to poszło?" I przypomniałem sobie wówczas wizytę w drukarni, gdzie odbierałem ulotki i gdzie patrzyłem na te tony papieru, które przecież trafią do kosza. I pomyślałem sobie wówczas, wszyscy kandydaci tak ładnie opowiadają ile to oni zrobią dla dobra miasta i jego mieszkańców. Przestańmy zatem gadać, a w końcu cos zróbmy. Przekażmy chociaż ten jeden procent pieniędzy, które wydaliśmy na kampanię. Na drukowanie olbrzymich plakatów i słodkich obietnic – mówi nam Wojciech Koronkiewicz, jeden z pomysłodawców akcji.
Kandydaci zachęcają by inni startujący włączyli się do tej spontanicznej akcji. Proszą również przy okazji, o rywalizację na zasadach fair play. W okresie kampanii wiele reklam wyborczych jest zwyczajnie niszczonych przez konkurencję. Niekiedy przez osoby, które mają inne poglądy, niż kandydat z plakatu lub billboardu. Nie tak dawno ktoś uszkodził wielką reklamę Jarosława Dworzańskiego. Takie rzeczy są zresztą karalne. Ale niektórych, jak widać, to wcale nie odstrasza.
Tak zaśmieconego reklamami wyborczymi Białegostoku jeszcze chyba nikt nie oglądał. Najbardziej rzuca się w oczy Komitet Truskolaskiego i kampania PiS z Dobrzyńskim na czele. Zaraz później widać dość mocno materiały Platformy Obywatelskiej, Roberta Żylińskiego i SLD. Jeszcze przed kilkoma dniami zwróciliśmy się do kilku niezależnych agencji reklamowych z prośbą o wycenę takiej kampanii. Z uwagi na to, że niektóre z nich zarabiają właśnie na produkcji materiałów i udostępnianiu swoich nośników, nie będziemy podawać nazw żadnej z nich. Jednak trzy niezależne od siebie agencje przyznają, że kampania zwłaszcza Komitetu Truskolaskiego i PiS – u może kosztować od 350 do nawet 500 tys. złotych za każdą.
To dość duży rozrzut. Ale jak twierdzą właściciele agencji reklamowych, wynika on z faktu, że część nośników udostępniana jest po kosztach lub bezpłatnie. Trudno jest oszacować, ile z nich mogło zostać udostępnionych na takich zasadach. Stąd różnica aż 150 tys. złotych. Ale każda z agencji podkreślała, że na pewno te kampanie należą do najdroższych, jakie Białystok do tej pory oglądał. Gdyby dowolny przedsiębiorca chciał zrealizować podobną akcję reklamową, musiałby zapłacić nawet około 1 miliona złotych. Ponieważ przedsiębiorców nie dotyczą aż takie promocje.
Gdyby zatem komitety i kandydaci zdecydowali się przekazać 1 procent na cele charytatywne, tak jak sugerują kandydaci różnych komitetów wyborczych, to tylko od dwóch największych rywali spłynąć by mogło około 10 tys. złotych na konta instytucji pomocowych lub osób, które walczą z chorobami.
- W końcu ktoś pomyślał. Brawo dla tych ludzi. Tego śmiecia jest za dużo. Jeśli ktoś myśli, że ja zagłosuję bo pod blokiem wisi gęba większa od bloku, to się myli. Nie! Nie zagłosuję – mówi nam Aleksander Pietruczuk.
- Bardzo mi się to nie podoba. Zapaskudzone całe miasto. Aż człowieka odrzuca. A to, co proponują ci kandydaci, to jest warte więcej niż największy plakat. Może choć raz będzie prawdziwy pożytek z tych reklam – komentuje z kolei Małgorzata Stasiuk.
- Pomysł mi się podoba. W ogóle uważam, że to nie przystoi tyle na reklamy wydawać, zwłaszcza dla osób, które mogły pokazać co potrafią. Jak nie potrafiły, kiedy były u władzy, niech przynajmniej pomogą tym, co nie stać na leczenie albo dzieciom na obiady dać. Tyle dzieci chodzi głodnych – podzieliła się z nami Katarzyna Maliszewska.
Wkrótce przekonamy się, czy faktycznie hasła o postawach obywatelskich i działania dla dobra obywateli znajdą swój finał w dobrych uczynkach. Niejednokrotnie każdy z nas miał okazję przekonać się ile znaczą hasła i frazesy na ustach, ile czyny.
Komentarze opinie