Reklama

Nasi w Rio: Nowicki – tylko i aż brązowy



Wojciech Nowicki zdobył brązowy medal igrzysk olimpijskich. Zawodnik białostockiego Podlasia zajął 3. miejsce w finałowym konkursie rzutu młotem z wynikiem 77,73. To pierwszy medal z igrzysk olimpijskich wywalczony przez zawodnika ze stolicy Podlasia od 1976!

Nowicki po katastrofalnym występie Pawła Fajdka w eliminacjach znalazł się w centrum uwagi polskich kibiców. Przypomnijmy – Fajdek, żelazny kandydat do olimpijskiego złota odpadł w kwalifikacjach. Nowicki zakwalifikował się do finału z najlepszym wynikiem i nic dziwnego, że kibice mieli spore apetyty na jego występ.

Tymczasem turniej zaczął się dla niego wyjątkowo niekorzystnie. Wojtek w pierwszym rzucie posłał młot na odległość nieco powyżej 77 metrów, ale sędziowie uznali że spalił ten rzut. Decyzja była kontrowersyjna, bo Polak wykonał go na granicy zaliczenia. W drugiej próbie również wskazano, że jest ona spalona. Tym razem jednak były znacznie większe wątpliwości i Polak zaprotestował. Chwilę przed trzecią próbą (Nowicki musiał mieć ją udaną i posłać młot na odległość powyżej 74 metrów aby rzucać dalej) nasz zawodnik otrzymał informację, że zaliczono mu drugą próbę.

- Zastanawiałem się po dwóch pierwszych próbach czy sędziowie oślepli czy co... Było bardzo nerwowo, bo sędziowie dwie pierwsze próby uznali za spalone. Głowa nie wytrzymała presji. Miałem koszmarne myśli. Protesty składałem w pierwszej i drugiej kolejce. Przy tym pierwszym rzucie podobno lekko musnąłem pierścień. Nie czułem jednak tego. Rzeczywiście było blisko krawędzi, ale na pewno nie dotknąłem. W tym drugim rzucie, to była jakaś pomyłka. Skończyłem pięć centymetrów od pierścienia, a sędzia podniósł czerwoną chorągiewkę. Zacząłem panikować. Miałem na koncie dwa "iksy". Zacząłem się zastanawiać, co ten sędzia wyprawia. Złożyłem protest, ale o tym, że go uwzględnili dowiedziałem się dopiero w połowie trzeciej serii i to dopiero w momencie, kiedy sam się o to zapytałem. Czekanie na decyzję niemal do ostatniej chwili sprawiło, że zagotowała mi się głowa w tej trzeciej kolejce – opowiadał Nowicki.



W czwartej próbie młot poszybował bardzo daleko – powyżej 78 metrów, ale rozpędzony Polak nie otrzymał się w kole i spalił. Kolejny również nie był udany. Polak – sklasyfikowany na 7. lokacie – podszedł do ostatniej próby i rzucił na 77,73. O sześć centymetrów bliżej niż wicemistrz olimpijski Ivan Cichan z Białorusi.

- Dla mnie to tylko, a może i aż brązowy medal. Szkoda tego konkursu, bo byłem naprawdę dobrze przygotowany. Pozbierałem się na ostatnią kolejkę i niestety wywalczyłem tylko brązowy medal. Może kiedy opadną emocje i zawiśnie ten medal na mojej szyi, to będę się cieszył. Na razie jestem bardzo zawiedziony, bo stać mnie było na rzucenie rekordu życiowego. Niestety nie zrobiłem tego, że mogę powalczyć z tymi zawodnikami, a nawet z nimi wygrać. Zabrakło do tego złotego medalu. Pomyślałem bowiem, że jak nie przerzucę Meksykanina, który zajmował trzecie miejsce, to będzie wstyd wracać do kraju – podsumował Nowicki.

Na trybunach wraz z zawodnikiem konkurs przeżywała trenera Malwina Sobierajska-Wojtulewicz, która po ostatnim rzucie swojego podopiecznego z radości ucałowała flagę a potem rzuciła się na szyję Henryka Olszewskiego, szefa szkolenia PZLA.

- Trenerka o mało zawału się nie nabawiła. Zapytała się, czy nie mogłem wcześniej rzucić tak daleko. Gdybym zaliczył ten pierwszy rzut, inaczej by to wyglądało. Spaliłem się. Miałem dwa "iksy" i byłem w podbramkowej sytuacji – zakończył Nowicki.

Ambitny białostoczanin i tak jest bohaterem, choć trudni nie zauważyć, że po raz pierwszy w historii konkursu rzutu młotem lepszy wynik osiągnęła mistrzyni olimpijska Anita Włodarczyk niż mężczyźni walczący w konkursie rzutu młotem.

(Adam Remy/ Foto: pixabay.com/ rio)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do