Nie ja go wymyśliłem. Skrzętnie, kronikarsko spisuję wynalazek polityków. Otóż najpierw należy postawić sobie jakiekolwiek cele. Nie za trudne, żeby obciachu nie było. Najlepiej takie, które już są w poważnym stadium zaawansowania, bezpieczne, sprawdzone przez specjalistów. Innymi słowy – nie obarczone ryzykiem. Wybrane zadania można dla bajeru ogłosić publicznie.
W drugiej kolejności czekamy spokojnie na realizację, która nawet siłą bezwładności dobrnie do finiszu. I wtedy – ta daam! mamy wypichcony sukces.
W oczy rzuca się teraz przede wszystkim lista podobnych osiągnięć pani premier, którym przy zastosowaniu literackiej przesady sama autorka dodaje wielokrotnie słówko „ogromnych”. Wtóruje jej na lokalnym rynku poseł Tyszkiewicz, także utalentowany literat, malujący Podlasie na tle kraju jako niemal torpedę wśród okrętów. Ten sam schemat działania wykorzystał niedawno Tadeusz Truskolaski, deklamując sławetny dekalog postanowień i dopiero co chwaląc efektami, a jeszcze wcześniej obiecując w kampanii wyborczej zrobienie rzeczy, które już od jakiegoś czasu były i tak w urzędowym toku.
Wątpliwe zasługi i wyimaginowane powody do dumy ciężko obnażyć, dopóki to sami politycy oceniają się według własnych kryteriów. Z podziwem obserwuję, jak oni mogą bez nabierania oddechu wręcz, opowiadać o swych błyskotliwych posunięciach, rozsławiać się, puszyć...
Problem w tym, że konfrontacja z rzeczywistością – gdyby ją jakoś umiejętnie wyrazić liczbami i wskaźnikami – skłaniałaby raczej, żeby tych samochwałów karać i degradować, a nie cenić. O ile pan Komorowski wydał w wyraźny sposób ledwie 100 mln. zł z Budżetu Państwa na swoją „prywatną” kampanię prezydencką, pani Kopacz już daje w zastaw miliardy, w ramach choćby przymilania się Ślązakom (patrz: koszmarne pomysły w sprawie Kompanii Węglowej). Poseł Tyszkiewicz nie widzi, że Podlasie plasuje się w cieniu polskiej gospodarki, wlecze się w ogonie i to z coraz większym uporem. Z kolei prezydentowi Białegostoku podpowiem (choć przyznaję, że ostatnio zyskał u mnie kilka punktów), że prezydent Rzeszowa, gdy chciał w wywiadzie pokazać się w lepszym świetle jako przedsiębiorczy gospodarz, wymienił nasze miasto jako negatywny kontrast. Poza tym umówmy się, że główne bolączki miasta od lat nie są rozwiązywane efektywnie.
Najlepszą miarą dla rządowców i samorządowców są rezultaty, nie to co mówią czyjekolwiek usta. Przy tej okazji zapowiadam powoli, że mija rok nowej władzy miejskiej i czas zacząć wymagać, i to tego co ważne według mieszkańców, a nie rządzących.
PiS może wszystko w Radzie Miasta, pan Truskolaski może wszystko w Urzędzie Miejskim. W zapowiedziach zarówno partii Kaczyńskiego jak i Komitetu Truskolaskiego gospodarka (więc i nowe miejsca pracy) stanowiła bardzo istotny punkt, bo faktycznie nim jest. Czy ktoś coś zrobił w tej materii? Jakoś nie przypominam.
(Grzegorz Żochowski/ Obywatel Gie Żet/ Foto: BI-Foto)
Komentarze opinie