Reklama

Słowo po niedzieli: Człowiek z deszczem w butach



Czasami mam wrażenie, że dostęp do internetu powinni mieć nie tylko ludzie dorośli, ale jeszcze na dodatek z odpowiednim wskaźnikiem IQ. Jak czytam sobie niektóre komentarze, to opadają ręce, nogi, majtki i wszystko inne. Doszliśmy do punktu, w którym posługujemy się półsłówkami, domysłami, niedopowiedzeniami i przede wszystkim nie rozumiemy, co czytamy.

Nie wiem czy to efekt walki politycznej tak bardzo podzielił Polskę i Polaków na pół, że dziś jak już ktoś napisze dobre słowo na temat opozycji, to znaczy, że jest przeciwny PiS i rządowi. A jak nie daj Bóg pochwali fakt, że jakaś rodzina dzięki 500 plus pojechała na pierwsze w życiu wakacje, to od razu pisior jako żywo. Jeszcze gorzej, jak zamieści zdanie, że skoro ONR jest legalnie działającą w Polsce organizacją, to od razu nazista. Nie mam pojęcia co się stało z ludźmi i czemu to wszystko tak się pomieszało, że już nic nie jest takie, jakie jest w rzeczywistości. Wszystko musi koniecznie być poszufladkowane. I zupełnie nie rozumiem jak można, w wydawałoby się inteligentnym społeczeństwie, nie dostrzegać rzeczy oczywistych.

Wydaje się, że dziś łatwo jest nami manipulować. Wielu udaje się to do tego stopnia, że bezwiednie poddają się masowej propagandzie. Nie ma znaczenia, z której strony propaganda jest kierowana wprost do naszych umysłów. Tak, czy owak, ja tego nie cierpię. Mam zawsze swoje zdanie, którego nie boję się wyrażać. Czasami go bronię, a czasami zwyczajnie nie chce mi się wchodzić w bezsensowne gadki i tłumaczyć rzeczy oczywistych. Jedną z takich oczywistych dla mnie rzeczy jest choćby to, co wyprawia Gazeta Wyborcza. Naturalnie nie wszyscy i nie chcę mówić o konkretnych nazwiskach. Ale jeśli ktoś, ktokolwiek, uważa że to gazeta opiniotwórcza, to polecam popatrzeć na jeden dość znamienny fakt. Otóż Gazeta Wyborcza jest patronem spotkań tak zwanych klubów obywatelskich. Jakby ktoś nie wiedział, te kluby obywatelskie organizuje Platforma Obywatelska w ramach dialogu ze społeczeństwem. Tak się stało, że przez ostatnie osiem lat partia tak zwana obywatelska, zapomniała że dialog ze społeczeństwem to rzecz ważna i potrzebna.

Na spotkania klubów obywatelskich przyjeżdżają politycy Platformy Obywatelskiej, czasami jakieś inne osobistości ze świata kultury, nauki lub celebryci. Bardzo często występują na nich dziennikarze. Tak było kilka miesięcy temu w Białymstoku, kiedy na jeden z takich klubów przyjechał niejaki Piotr Kraśko oraz Justyna Dobrosz-Oracz. Czy nie mają prawa? Owszem mają, jak najbardziej mają. Tylko proszę mi nie wmawiać, że to są jakieś wybitne jednostki, znające się na swojej robocie i niezależni, jak pewnie sam papież. Przyjechali, pogadali, zainkasowali gaże za wykład, padły ochy i achy od członków Platformy i ich sympatyków obecnych na spotkaniu. I wszystko gra. Bo można. To jest w porządku i nie ma nic dziwnego w takim zachowaniu. Patronatu przypominam udzieliła wspomniana Gazeta Wyborcza.



Teraz polecam pomyśleć, co by powiedzieli najznakomitsi komentatorzy tego miasta, gdyby to na przykład Prawo i Sprawiedliwość wpadło na taki pomysł, żeby zrobić pogadankę ze swoimi politykami skierowaną do większości swoich członków i sympatyków, a ja pojawiłabym się tam w roli eksperta od mediów. Śmierdzi, mocno śmierdzi, co nie? To jak to jest do cholery, że jedno by śmierdziało, a inne jest cacy i nie podnosi żadnego larum grono najmądrzejszych tego miasta? Nie widziałam ani jednego komentarza, który by wyraźnie wskazał, że coś w tych klubach obywatelskich Platformy z udziałem dziennikarzy, jest nie halo. Dość bacznie śledzę różne dyskusje w internecie i nie widziałam ani jednego komentarza, który potępiłby takie praktyki. Za to ja sama doczekałam się wielu komentarzy pod własnym adresem, bo miałam czelność napisać coś dobrego o Ruchu Kukiza, albo o PiS. A jak jeszcze na portalu pojawiło się kilka tekstów na temat ONR-u, to już w ogóle portal stał się miejscem dla nazioli. Bo jak to?

A no tak to. Mogę i robię, co mi się podoba. Nie trzeba mnie szufladkować, ani tym bardziej szufladkować portalu, bo ktoś dostrzegł, że w tym mieście i w tym kraju jest cokolwiek innego poza PiS i PO. Często można znaleźć na mojej stronie internetowej informacje odnośnie partii Razem, o partii KORWIN, o innych mniejszych ugrupowaniach, które z trudem próbują cokolwiek przekazać, ale z różnych powodów nie są w stanie przebić się przez mainstreem. Że co? Że krytykuję prezydenta? A kto go krytykował przez ostatnie 8-9 lat? Był ktoś, kto zwracał uwagę na błędy w jego wykonaniu? Był ktoś, kto odważył się powiedzieć, co naprawdę myśli o układach i wzajemnych powiązaniach w mieście? Był taki ktoś? Naprawdę? Nie mówię, że jestem jedynym sprawiedliwym i słusznym głosem tego miasta. Są też inne. Tylko, że różnica w moim przypadku polega na tym, że ja mogę pisać, co mi się żywnie podoba, bo nie otrzymuję od początku istnienia portalu ani złotówki, nawet jednego grosza, od żadnej publicznej instytucji lub urzędu. A to oznacza zupełnie inny przekaz, bo niczym nie ryzykuję i nic mi nie można nakazać lub wręcz poprosić o zmianę treści, która może się nie podobać. Nie można mnie zwolnić, bo sama się u siebie zatrudniłam.

Niektórzy mi zarzucają, że piszę na zamówienie. Ale jeszcze nikt od początku do chwili obecnej nie wskazał mojego mocodawcy lub kogokolwiek, kto mi płaci za takie, a nie inne myślenie. Czytałam już o sobie, że jestem usłużną dziennikarką. Ale wobec kogo? Tego też jak dotąd nikt mi nie powiedział. To, że dla kogoś treści mogą się nie podobać lub być niewygodne, wcale jeszcze nie świadczy o tym, że jestem na czyichkolwiek usługach. Jeśli jestem, chętnie poznam źródło i zgłoszę się po należną mi w związku z tym zapłatę. Każdy kto mnie choć odrobinę zna, wie doskonale, że prędzej kontynenty się połączą, niż uda się na mnie wywrzeć jakąkolwiek presję, albo zmusić do czegoś, co nie jest zgodne z tym, co myślę lub z tym, co jest moją wartością.

Tym, którzy oceniają mnie w ten sposób, że niby jestem usłużna wobec bliżej, czy dalej nieznanych mi ludzi, współczuję. Bo widocznie mierzą mnie swoją miarą. I ci, którzy piszą, że się sprzedałam, albo jestem na czyichś bliżej nie znanych mi usługach, pewnie gdyby byli na moim miejscu, właśnie tak by zrobili. Poszliby na płatne usługi. Oni tak, ale nie ja. I tym wszystkim ludziom, którzy w ten sposób oceniają innych lub mnie, mierząc nas swoją miarą, mogę napisać, że są jak ten człowiek z deszczem w butach. Dlaczego tak? Bo normalnie głowa służy do czegoś więcej niżeli do tego, żeby deszcz nie lał się do środka. Ale skoro buty są mokre, to najwyraźniej zabrakło na górze tej głowy, która powinna przynajmniej od czasu do czasu być wykorzystywana do samodzielnego myślenia. Moje buty są suche. I to by było na tyle.

(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: Trzecie OKO)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do