Właśnie kończą się wakacje, podczas których, pogoda jak nigdy zachęcała do zwiedzania ciekawych miejsc. Aura sprawiła, że turyści zamiast opalać się na plażach wybierali miasta. Najlepiej te – pełne atrakcji. I tu zaskoczenie, szok, niedowierzanie… Bo to nie był Białystok.
Dlaczego o tym piszę? Białystok i Podlasie od dawna wskazują, że turystyka jest bardzo ważna. Nasze władze: miejskie i wojewódzkie inwestują krocie w reklamę Podlasia i jego stolicy, jako miejsca pełnego atrakcji turystycznych. Nawet centrum miasta przekształcono z zielonej oazy drzew i skwerów w deptak z przewagą ulubionego przez prezydenta Truskolaskiego betonu, aby stworzyć namiastkę staromiejskości będącej – zdaniem pomysłodawców – synonimem oazy turystyki. I co? I nic!
Na oficjalne dane ze statystyki z tego roku za wcześnie. Zadałem sobie trochę trudu i obdzwoniłem po największych białostockich hotelach i pensjonatach: obłożenie było na normalnym, a może nawet nieco niższym niż w poprzednich latach poziomie. W tym roku więcej niż w poprzednich latach spacerowałem po ulicach naszego miasta. Nawału turystów i wycieczek nie dostrzegłem. No, może poza okresem Światowych Dni Młodzieży, kiedy faktycznie Białystok odwiedziło wielu ludzi, ale za to akurat wdzięczność należy się duchownym, a nie urzędnikom. Zwiększonego ruchu przyjezdnych nie da się też dostrzec w restauracjach, kafejkach, pubach... W muzeach, operze i innych kulturalnych atrakcjach miasta wakacyjny ruch (a w zasadzie bezruch) na tradycyjnym poziomie, czyli kurz osiada, a muchy umierają z nudów. W nielicznych miejscach, gdzie jest jakiś gwar, to z kolei zasługa warsztatów lub zajęć skierowanych DO MIESZKAŃCÓW.
Pozostaje zapytać dlaczego tak jest? Dlaczego Białystok i Podlasie, których – zdaniem władz – szansą jest turystyka, są jego zadupiem? Pisząc słowo zadupie używam tego określenia z pełną rozmyślnością: byłem w tym roku przez kilka dni w Warszawie, Toruniu, Lublinie, Krakowie (nie w czasie ŚDM) i Poznaniu. I tam widziałem turystów. W niektórych z tych miast, wręcz tłumy: Polaków i gości zza granicy. Ręka w górę kto widział jakiś tłum gości z zagranicy, albo choć z innego miasta w Białymstoku? I nie chodzi mi o znajomą rodzinę z Łomży ani scholę kościelną z Sokółki.
Dlaczego jesteśmy turystycznym zadupiem? A jednocześnie nasze władze wydają pieniądze – grube pieniądze – na promocję turystyki, która podobno jest naszą szansą? Mało? O ile dobrze podliczyłem w ostatniej dekadzie: z województwa i miasta wydaliśmy ponad 100 milionów na ten cel. Organizujemy zajefajne imprezy, które mają nam ściągać turystów: Oktawa Kultur, festiwale, turnieje sportowe. I turystów nie przybywa. Poszukałem zatem informacji o Białymstoku i Podlasiu w internecie – aktualnie głównym nośniku informacji we współczesnym świecie. I się dowiedziałem! Słowo – nie wiecie Państwo, gdzie mieszkacie. Polecam sprawdzić w internecie.
Zdaniem naszych władz Podlasie to przedziwne miejsce, w którym głównie pływa się kajakami. Najlepiej o świcie, gdy wstają mgły, które są zasadniczo głównym walorem turystycznym naszej krainy. Nie wiem tylko czy dlatego, że mają zasłaniać jej urodę czy też mgły są jakieś inne, niż gdzie indziej. Pływający kajakiem mieszkańcy są nastawieni pozytywnie do świata i ludzi, a kiedy już się zmęczą pływaniem, wsiadają na konie. I obowiązkowo jeżdżą nim po puszczy i ostępach strzelając z łuku. Alternatywnym źródłem transportu jest tu rower, którym jeździ się nocami po łąkach i bezdrożach podglądając dzikie zwierzęta. Na Podlasiu – choć na mapach to równina i bagna – to jednak rowerem jeździe się tam zawsze pod górę. Przynajmniej tak wynika z filmów. No i zapomniałbym: są jeszcze narty, którymi – co za zaskoczenie – również trzeba wdrapywać się pod górę lub łazić na nich po puszczach. Dowiedziałem się też, że jak rower, konie lub kajak zawiodą, to alternatywą jest podróż pieszo obowiązkowo po pas w bagnach i bajorach. Zatem witajcie na Podlasiu! Emerytów i rodziny z dziećmi szczególnie zachęcają te konie i kajaki w puszczach oraz jazda rowerem pod górę. Białystok promowany turystycznie też wypada tu nieźle. Po pierwsze film informuje, że głównym środkiem transportu jest u nas rower. Z tajemniczych przyczyn jest to tandem. Motyw przewodni to kolejka do muzeum, a dominujący dźwięk, to cerkiewne dzwony. Plus ucharakteryzowani aktorzy maszerujący po ulicach. Najczęstsze miejsce, które oglądamy, to Wersal Północy czyli pałac Branickich eksponowany głównie poprzez klomby. Z elementami biegających aniołów (?) plus pierzem (wysypanym z poduszek?). Naprawdę – tak się promujemy. Proszę sprawdzić w internecie! Rozumiem, że to wizja artystyczna i jest ona zapewne ciekawa, ale... naprawdę… to ma zachęcić resztę świata do odwiedzenia miasta? Rowery, konie, mgły i kolejka do kasy? To już się nie dziwię temu brakowi turystów.
Pisząc ten tekst wykonałem kilka telefonów do znajomych z innych miast i krajów zadając pytanie z czym im się kojarzy (poza rozmówcą) Białystok. Większość odpowiedziała, że z reklamą piwa Żubr. Naprawdę! Pytanie o kolorowego żubra (nasze logo i herb) potraktowane zostały przypuszczeniem, że sprawdzam skuteczność jakiejś kampanii Białegostoku a"la LBGT. Słowo! A Wschodzący Białystok kojarzył się z tym, że jesteśmy ostatnim cywilizowanym miastem na wschodzie.
- Ale nie mam pojęcia czemu się tym chwalicie. Mnie akurat nie zachęca wiadomość, że zaraz za waszym miastem jest już granica z Rosją. Odbieram to jako mało bezpieczne. Ja bym się nie chwalił, że za płotem mieszka sąsiad z kałachem – podsumował z wahaniem jeden ze znajomych.
Ciekawią mnie teraz opinie władz miasta twierdzących, że logo Wschodzący Białystok jest tak cudownie wymyślone i wybrane oraz, że jest powszechnie rozpoznawalne. Prezydenckich kosztowało to grube miliony i przyniosło szaloną rozpoznawalność. Gratuluję sukcesów! Logo Wschodzący Białystok z pewnością współgra z wizją Podlasia kreowaną przez marszałków, którzy uważają, że główną atrakcją regionu są mgły o wschodzie (i zachodzie) słońca. Tak przynajmniej wynika z filmów promocyjnych. Żubr – logo i główna atrakcja regionu – nie pojawia się prawie wcale. W filmikach promujących województwo jest – a jakże! Jako przebitka dla kilku smętnych gości w saunie na pustkowiach wśród śniegów, gdzie na koniec goły jegomość pada na śniegu. I jest z tego powodu szczęśliwy. Biorąc pod uwagę wszystkie powyższe informacje stwierdzam, że reklamujemy się jako ziemia obiecana dla masochistów. Przyjeżdżajcie – Podlasie to miejsce dla Was!
W sondzie ze znajomymi usłyszałem, że ważniejsze od jazdy rowerem pod górę, kajakami po bagnach (o chwała niebiosom, że twórcy klipów choć komarów nie wyeksponowali w ramach zachęcania do kontaktu z naturą!) są dla nich informacje o Pałacu Branickich, zabytkach, hotelach, kafejkach i ogólnie o tym charakterystycznym coś, co ma Białystok. Czyli jak to określili "kresowość". Dla nich jesteśmy miastem na kresach. Utraconym ale budzącym jakąś tęsknotę i sentyment. Nie wiem dlaczego mają takie skojarzenia, bo na pewno nie z powodu filmików promocyjnych. Po obejrzeniu filmów promujących Podlasie i jego stolicę wszyscy (!) odpowiedzieli, że obejrzeli z przyjemnością I NIE PRZYJADĄ. Nie czują potrzeby uczestniczenia w głównych atrakcjach, do których ich zachęcamy. Zaznaczam, że rozmawiałem z ludźmi młodymi lub w sile wieku, którzy lubią umiarkowany wysiłek fizyczny.
- Wiesz stary... Nie obraź się, ale jak jestem w jakimś turystycznym miejscu, to wolę pospacerować lub pojeździć komunikacją miejską. Naprawdę jeździcie po mieście i okolicy rowerem lub konno? – pytał jeden z przyjaciół zaskoczony wersją miasta i regionu z promocyjnych klipów.
O tym, że mamy tu fajne hotele, że są atrakcje nie tylko dla masochistów, a kolejki nie są stałym elementem zwiedzania, że Białystok to miasto esperanto i Zamenhofa, że jest tu regionalna kuchnia, że obok siebie są kościoły, cerkwie i meczety oraz puszcza z żywym żubrem i wielokulturowość, z reklam się nikt nie dowie. Bardziej nas reklamuje „U Pana Boga za piecem” niż cały dorobek urzędników z wydziałów turystyki i promocji. Niestety... A o tym, że z Białegostoku do tych atrakcji jest blisko – dosłownie o rzut kamieniem – z naszych reklam i internetowej informacji turystycznej też się nie dowiesz. Także i o tym, że o kilka godzin drogi od tych kościołów, cerkwi i meczetów oraz żubra, jest czyste jezioro, gdzie się można wykąpać lub pływać statkiem! A w centrum tych atrakcji jest Białystok, z którego wszędzie blisko i da się łatwo dojechać.
Wniosek: mamy ponad 13000 miejsc noclegowych z czego połowa w obiektach hotelowych i hotelach. Budują się nam drogi, a z Warszawy za chwilę podróż potrwa nieco ponad 2 godziny (obojętnie pociągiem czy samochodem, o lotnisku litościwie pomilczę), ale nam to nie pomoże. Turystyka na dużą skalę, pozostanie sennym marzeniem prezydenta, marszałka i ich speców do promocji. I skończmy bajać, że będzie inaczej. Jeśli nadal będziemy tak idiotycznie zachęcać do siebie ludzi, którzy nic wiedzą o naszym mieście to ciągle będziemy ekscytowali się każdą zagraniczną wycieczką. Która wciąż i wciąż jest w naszym mieście rzadkością. W 2015 z prawie z 200 tysięcy odwiedzających nas ludzi, ponad połowa to Białorusini, Rosjanie, Litwini i Estończycy. Zapewniam, że nie przybyli tu turystycznie i raczej nie planują nocować.
I tytułem puenty: kilka dni temu rozmawiałem z hiszpańskim działaczem sportowym z Madrytu. Opowiadałem o Białymstoku. Był potwornie zdziwiony.
- Naprawdę? U Was są autobusy i hotele? Wasz region i miasto kojarzyło mi się z jakąś dziczą. Ja 50 lat i raczej wolę wygodę. Macie nowoczesną komunikację? Naprawdę? – dziwił się szczerze.
Nie łamiemy żadnych stereotypów, które są nam przypisane. A zgodnie z danymi statystycznymi 70 procent turystów, to rodziny z dziećmi i emeryci. Ich zachwyt nad jazdą konną, kajakami, rowerami i pierzem jest jeszcze mniejszy niż u moich znajomych.
Przemysław Sarosiek
Post scriptum: Wydatki Białegostoku w 2015 roku na promocję: 5,3 mln zł. Głównie promocja poprzez sport (między innymi piłka nożna, football amerykański, tenis stołowy, boks) – Fasionable East (festiwal mody, kultury i sztuki).
Jakich ty masz człowieku znajomych. Ja również często podróżuje i rozmawiam z ludźmi, którzy niestety dla ciebie są zupełnie innego zdania. Bialystok to fajne, zdbane i przyjazne miasto, a atrakcje jak wszędzie - każdy znajdzie coś dla siebie. Więcej obiektywizmu, bo to są wypociny wiecznego malkontenta. Nie jestem rodowitym bialostoczaninem a potrafię docenić to miasto.
Bardzo dobry artykuł. Wreszcie ktoś odważnie nazwał rzeczywistość.
odpowiedz
Zgłoś wpis
PanLukz - niezalogowany
2016-09-01 10:25:01
Przysłowiowy ból dupy aż się wylewa z artykułu. Założę się, że facet nie dostał dofinansowania z urzędu i teraz pokazuje swoje niezadowolenie.
odpowiedz
Zgłoś wpis
aaaaa - niezalogowany
2016-08-31 21:38:59
Tak. Rozwój turystyki bez normalnego lotniska dla pasazerskich lotow charterowych to zaklinanie rzeczywistosci. Krywlany to sciema. Ale tak jest, kiedy ekoterrorysci i idioci rzadzą a kase trzymaja niektorzy deweloperzy. Dobry artykul.
odpowiedz
Zgłoś wpis
Podziel się swoją opinią
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Jakich ty masz człowieku znajomych. Ja również często podróżuje i rozmawiam z ludźmi, którzy niestety dla ciebie są zupełnie innego zdania. Bialystok to fajne, zdbane i przyjazne miasto, a atrakcje jak wszędzie - każdy znajdzie coś dla siebie. Więcej obiektywizmu, bo to są wypociny wiecznego malkontenta. Nie jestem rodowitym bialostoczaninem a potrafię docenić to miasto.
Trafione w samo sedno
Bardzo dobry artykuł. Wreszcie ktoś nazwał rzeczy po imieniu. Tylko czy władze to przeczytają??? i wezmą do serca??? śmiem wątpić...
Bardzo dobry artykuł. Wreszcie ktoś odważnie nazwał rzeczywistość.
Przysłowiowy ból dupy aż się wylewa z artykułu. Założę się, że facet nie dostał dofinansowania z urzędu i teraz pokazuje swoje niezadowolenie.
Tak. Rozwój turystyki bez normalnego lotniska dla pasazerskich lotow charterowych to zaklinanie rzeczywistosci. Krywlany to sciema. Ale tak jest, kiedy ekoterrorysci i idioci rzadzą a kase trzymaja niektorzy deweloperzy. Dobry artykul.