W Płocku urzędnicy poszli w marszu poparcia dla prezydenta. Oczywiście nikt zmuszany nie był – tak przynajmniej twierdził na łamach prasy gospodarz Płocka. U nas za to nikt nikogo nie zmuszał do wpłat na prezydencki komitet wyborczy. I nawet urzędnicy wysokiego szczebla biorą sobie wolne w pracy, aby pomóc w agitacji swojego szefa lub kolegi.
Szef? Przełożony? Kolega? Trudno ustalić. Wszystko w jednym najwyraźniej. Dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Białymstoku w miniony poniedziałek zamiast być w pracy wolała wziąć wolne by agitować za kandydatami prezydenckiego komitetu, z prezydentem Białegostoku na czele. Kodeks etyki urzędniczej można najwyraźniej uznać za nieobowiązujący, skoro na ulicach widziane są takie obrazki. Nawet po godzinach pracy lub przy wolnym dniu zachowanie dyrektorki MOPR – u można uznać za co najmniej nie na miejscu.
Dziennikarz innej redakcji na uwagę skierowaną do Zdzisławy Sawickiej usłyszał:
„Mam dziś wolne, wezmę jeszcze w środę i czwartek, żeby pomóc kolegom w wyborach”.
Powstaje pytanie czy można mieć zaufanie do instytucji publicznej, której szefowa zachowuje się w ten sposób? Czy ktoś, kto przyjdzie załatwiać sprawy urzędowe będzie mógł liczyć na bezstronność obsługi? Oczywiście agitować Sawicka ma prawo, ale głosować już nie, ponieważ nie jest mieszkanką Białegostoku. Głos odda w gminie Supraśl, na terenie której mieszka. Ale być może widmo utraty stanowiska skłoniło dyrektor MOPR – u do agitacji za prezydentem, którego nawet nie wybierze.
- Pani dyrektor może pójść na urlop, może popierać kogo jej się podoba i może roznosić ulotki zachęcające do czegokolwiek. Jednak poza tym, co można lub nie można, jest jeszcze tak zwany dobry obyczaj. A ten obyczaj każe, aby funkcjonariusz publiczny, tym bardziej pełniący kierownicze funkcje, nie afiszował się ze swoimi poglądami politycznymi, a już na pewno nie wykonywał pracy w kampanii przedwyborczej. Obniża to szacunek do urzędników, który i tak jest przecież bardzo niski – komentuj Radek Oryszczyszyn, socjolog.
Najwyraźniej etyka i dobre obyczaje są obce dyrektorce MOPR – u. Choć nie łamie prawa, jej zachowanie śledzą także inne osoby zatrudnione w ośrodku pomocy społecznej. Jak mogą się czuć wiedząc co robi dyrektor? Na dodatek agitowała na ulicy, na której MOPR ma swoją główną siedzibę.
- Oburzający jest fakt, że bohaterka nazywa kandydata z ulotki swoim "kolegą" i deklaruje, że wzięła urlop tylko po to, aby pomóc w kampanii. Skala kumoterstwa, sieci powiązań między polityką a tysiącami posad w instytucjach publicznych jest prawdopodobnie większa, niż się komukolwiek wydaje. Wójtowie, burmistrzowie i prezydenci są wybierani na kolejne kadencje często dlatego, że mają wpływ na obsadzenie niezliczonych posad. Ludzie, którzy w nich zasiadają i ich rodziny to naturalny elektorat rządzących, który skutecznie blokuje zmianę w samorządach – dodaje Radek Oryszczyszyn.
Wpłaty, jak twierdził Prezydent Białegostoku oraz członkowie jego komitetu, były dobrowolne. Urlop również jest wyborem własnym urzędników, także termin urlopu. Mimo takiego stanu rzeczy część osób może uznać, że płaci wynagrodzenia pracownikom podległym prezydentowi, żeby ci mogli agitować de facto za swoimi miejscami pracy. Przypominamy, że przy zmianie prezydenta przed ośmiu laty, wszyscy dyrektorzy i kierownicy jednostek organizacyjnych miasta, którzy podlegali prezydentowi Turowi, złożyli dymisje i oddali się do dyspozycji nowo wówczas wybranego Tadeusza Truskolaskiego. Nie ze wszystkimi gospodarz zdecydował się pracować dalej. W tym przypadku zapewne byłoby podobnie, gdyby zmieniła się osoba piastująca najwyższy urząd w naszym mieście.
Ciekawe ilu takich pracowników i dyrektorów musiałoby poszukać sobie innego zajęcia? Zatem agitacja za osobą, na którą nie można nawet oddać głosu, wyraźnie może sugerować, że to jest tak, jak powiedziała dyr. Sawicka – pomaga kolegom. My uważamy, że lepiej by było, gdyby funkcjonariusz publiczny w godzinach pracy zajmował się obowiązkami służbowymi, zamiast pomagać kolegom.
Komentarze opinie