Reklama

Dwie twarze Jagiellonii. Punkt jest cenny, ale głupie błędy są kosztowne (WIDEO)

Mecz Lech - Jagiellonia był hitem 10. kolejki Ekstraklasy i jako widowisko zasłużył na to miano. Spotkanie zakończyło się sprawiedliwym remisem. Jeżeli ktoś może jednak czuć niedosyt to jest to „Duma Podlasia". Mecz okazała się kompletnie innym widowiskiem niż środowe spotkanie z Legią i to żółto-czerwoni byli tu stroną dominującą. Duma Podlasia, mimo ogromnych problemów z noclegiem, pokazała się ze znakomitej strony w pierwszej połowie i dwukrotnie prowadzili, głupie błędy indywidualne w kluczowych momentach napędziły „Kolejorza”.

Żółto-czerwona nieprzespana noc 

Dla zrozumienia postawy Jagiellonii ważne są kulisy przygotowań do meczu, o których poinformował trener Jagiellonii, Adrian Siemieniec. Szkoleniowiec wspominał o nich dopiero po meczu. 

– W nocy w naszym hotelu był alarm przeciwpożarowy, musieliśmy być 2 razy ewakuowani, w tym wyjść przed hotel. Mieliśmy nieprzespaną noc. Nie chciałem mówić o tym przed meczem, by nie szukać alibi. Tym bardziej dziękuję zawodnikom za wartości, które pokazali. Mieliśmy dziś problemy, na które nie mieliśmy wpływu – powiedział Siemieniec, co stawia występ zespołu w zupełnie nowym świetle.

Zespół, mimo nieprzespanej nocy i braku kluczowego defensora Bernardo Vitala, postawił się mistrzowi Polski. I o ile przez 45 minut piłkarze nie potrafili trafić do bramki to potem w doliczonym czasie pierwszej i w czternaście minut drugiej połowy padło ich aż cztery.

Przewaga potwierdzona golem Imaza

Początek spotkania pokazał, że obawy kibiców o postawę defensywę bez kluczowego dla defensywy Jagi Vitala były przedwczesne. Żółto-czerwoni z wielką ochotą szukali akcji ofensywnych i bardzo solidnie blokowali ofensywne zapędy Lecha oddalając zagrożenie od własnej bramki. Już w pierwszych minutach Taras Romanczuk oddał zablokowany strzał z dystansu, a potem w polu karnym Lecha kilkakrotnie się zakotłowało. I choć ofensywa Dumy Podlasia nie była tak skuteczna jak zazwyczaj to przewaga w liczbie prób (12 strzałów Jagi przy 2 Lecha w pierwszej połowie) była wyraźna. Cyfry bardzo dokładnie oddawały to co działo się na boisku i skalę przewagi Jagiellonii. Najgroźniejsze sytuacje miały miejsce jednak w końcówce meczu: najpierw 41. minucie Filip Jagiełło strzelił soczyście sprzed pola karnego, ale płaski strzał bez trudu wybronił Sławomir Abramowicz. A kilkadziesiąt sekund kibice Jagi złapali się za głowę: golkiper Lecha Bartosz Mrozek mógł tylko popatrzeć jak piłka odbiła się od murawy i została uderzona głową przez Dusana Stojinovicia, a potem trafiła w poprzeczkę.

Kiedy wydawało się, że do przerwy utrzyma się bezbramkowy remis, Jesus Imaz dał Żółto-Czerwonym zasłużone prowadzenie. W trzeciej minucie doliczonego czasu gry Kamil Józwiak obsłużył Alexa Pozo. Ten szarpnął skrzydłem i z narożnika boiska  płasko dośrodkował. Piłka trafiła do Jesusa Imaza, który płaskim strzałem pokonał Bartosza Mrozka zaliczając to 103. gol w Ekstraklasie

– Czasami brakowało nam trochę szczęścia i jakości, by do przerwy prowadzić wyżej niż 1:0 – podsumował trener Siemieniec dominację swojego zespołu w pierwszej części gry.

Horror po przerwie: Gol 16 sekund po wznowieniu

Zaraz po wyjściu z szatni na głowy Jagiellończyków spadł lodowaty prysznic. Nasi jeszcze nie zdążyli się na dobre przywitać z murawą, gdy w 16 sekundzie po wznowieniu gry. mający zbyt dużo miejsca Leo Bengtsson uderzył sprzed pola karnego. Trafienie wylądowało w tzw. okienku i było nie do obrony dla Sławomira Abramowicza, Odpowiedź Jagi była niemal natychmiastowa: zaledwie dwie minuty później zółto-czerwoni przejęli piłkę w środku boiska, wyprowadzili kontrę. W środku pola Leon Flach przepchnął w męskiej, twardej walce Joela Pereiry, podał do Afimico Pululu, a ten podał bez namysłu do Oskara Pietuszewskiego. Siedemnastolatek ze stolicy Podlasia popisał się fantastycznym strzałem w okienko, a wcześniej zwodem posadził na ziemię dwóch obrońców Lecha.  Trafienie to wzbudziło kontrowersje, gdyż Lech domagał się faulu Leona Flacha na Pereirze, ale VAR nie dopatrzył się przewinienia.

Niestety, radość trwała krótko. W 59. minucie doszło do błędu, który napędził gospodarzy. Leon Flach fatalnie zachował się przy rzucie rożnym, przytrzymując Mateusza Skrzypczaka za koszulkę we własnym polu karnym. Sędzia podyktował rzut karny, który na gola zamienił Mikael Ishak, ustalając wynik na 2:2. W zaledwie 13 minut kibice zobaczyli trzy gole, a Jagiellonia straciła kontrolę nad meczem.

– Dobrze zareagowaliśmy na gola na 1:1, finalnie jest jakieś tam rozczarowanie, bo byliśmy dzisiaj lepsi – przyznał Adrian Siemieniec.

Remis, który pachnie zwycięstwem (i porażką)

Po trafieniu Ishaka Lech wyraźnie przycisnął, mając kilka groźnych okazji, m.in. strzał z przewrotki Ishaka, który obronił Abramowicz. Jagiellonia skupiła się na defensywie, choć w końcówce trener Siemieniec wprowadził Dimitrisa Rallisa do duetu z Pululu, szukając decydującego ciosu. Ostatecznie, piąty gol w Poznaniu nie padł.

Mimo remisu, Jagiellonia może czuć rozczarowanie, ponieważ Lech był dla Jagi do ogrania. Białostoczanie prezentowali się przez długie minuty bardzo dojrzale i niczym nie przypominali broniącego się desperacko zespołu ze środowego meczu na Łazienkowskiego. Zdecydowanie zasłużyli na komplet punktów, które uciekły uciekły przez proste błędy. Jednakże z drugiej strony, wywiezienie punktu z Bułgarskiej, zwłaszcza po tak fatalnej nocy, jest osiągnięciem.

– Mamy punkt, ale mam wrażenie, że byliśmy lepsi mogąc wygrać na trudnym terenie w Poznaniu. Z ostatnich 2 wyjazdów mamy 2 punkty rywalizując z bardzo trudnymi przeciwnikami. W Poznaniu czy w Warszawie jeszcze niejeden zespół przegra, my z Legią czy Lechem zagramy wiosną u siebie – podsumował Adrian Siemieniec, patrząc z optymizmem w przyszłość.

Pierwszy mecz od pierwszych minut w kadrze Jagi zaliczył Kamil Jóźwiak. 

 Kamil ciężko pracował, dał dobry sygnał zmianą w Warszawie  Dostaje swoją szansę i wierzę, że ją wykorzysta - - powiedział trener Siemieniec w stacji Canal+.

- Trochę nam zabrakło do zwycięstwa, ale szanujemy ten punkt, zdobyty na ciężkim terenie - podsumował występ Jagi jej kapitan Taras Romanczuk.

Lech Poznań - Jagiellonia Białystok 2:2 (0:1). Bramki: Leo Bengtsson 46, Mikael Ishak 59-karny - Jesús Imaz 45+3, Oskar Pietuszewski 48. Żółte kartki: Gísli Þórðarson (Lech), Oskar Pietuszewski, Leon Flach, Andy Pelmard, Taras Romanczuk (Jagiellonia). Sędziował: Bartosz Frankowski. Widzów: 35 299.
Lech: Bartosz Mrozek - Joel Pereira, Mateusz Skrzypczak, Antonio Milić, João Moutinho (60 Michał Gurgul) - Filip Jagiełło, Gísli Þórðarson (59 Timothy Ouma), Antoni Kozubal (83 Yannick Agnero), Leo Bengtsson (80 Kornel Lisman) - Mikael Ishak, Pablo Rodríguez (59 Taofeek Ismaheel).
Jagiellonia: Sławomir Abramowicz - Alejandro Pozo (86 Alejandro Cantero), Dušan Stojinović, Andy Pelmard, Bartłomiej Wdowik - Kamil Jóźwiak (71 Norbert Wojtuszek), Taras Romanczuk, Leon Flach (71 Dawid Drachal), Jesús Imaz (79 Aziel Jackson), Oskar Pietuszewski (86 Dimítris Rállis) - Afimico Pululu.

Dzięki remisowi Jagiellonia awansowała na czwarte miejsce w tabeli z 18 punktami i traci zaledwie jeden punkt do liderującego Górnika Zabrze.

Czy myślicie, że Jagiellonia, gdyby nie alarm przeciwpożarowy, wygrałaby ten mecz? Dajcie znać w komentarzach!

Przemysław Sarosiek 

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Wróć do