Reklama

Jagiellonia po Gliwicach: Nie możemy powtórzyć takiego meczu

Rozczarowanie, zaniepokojenie, złość, obawa? Sądząc po lekturze niektórych komentarzy internautów, którzy sympatyzują z Jagiellonią to uczucie najczęściej spotykane. Wśród kibiców można mówić tylko o pewnym rozczarowaniu, a najczęstszym słowem używanym po tym meczu jest "frajerstwo". Bo o ile faktycznie remis w Gliwicach z Piastem przed meczem (a nawet po I połowie) można uznać za wynik przyzwoity (lub choćby akceptowalny) to po zakończeniu meczu akurat to słowo przychodziło najczęściej do głowy. Bo stracić gola w 3 minucie doliczonego czasu gry z rywalem, który grał w osłabieniu i zaraz po stracie gola myślał, żeby nie przegrać bardziej trudno gładko usprawiedliwić.

Odpoczynek im nie służy

Jagiellonia grała tak jak ostatnio po dłuższej przerwie od gry. Jagiellończycy grający co kilka dni po jakimś czasie budzą współczucie dziennikarzy i kibiców, bo widać, że walczą z narastającym zmęczeniem i problemami zdrowotnymi. Mimo to ich gra jest dobra, a drużyna potrafi zrealizować to co chce. Czasami pomoże jej szczęście, częściej pomaga sobie sama Jagiellonia, choć dobre momenty przeplata słabszymi to tych pierwszych jest więcej, a jej gra może się podobać. Po przerwach na reprezentację zespół wraca z większym zasobem sił, ale jakby rozkojarzony i potrzebuje czasu na wejście w rytm. Może to subiektywne odczucie, ale żółto-czerwoni po każdej rozbracie z graniem potrzebują jakby rozbiegu na złapanie formy. W Gliwicach było podobnie. Tak jak zapowiadał Adrian Siemieniec i - w sumie my też w naszym programie - Piast grał ofensywnie, starał się uzyskać przewagę i strzelać na bramkę rywali. No... powiedzmy, że w kierunku bramki, bo z celnością to było różnie. Jagiellonia próbowała powstrzymywać rywali i też jej to raczej wychodziło. Tak jak Piast miała problem ze skutecznością i ich doświadczonym golkiperem Frantiskiem Plachem, który w sobotę bronił naprawdę dobrze. Inna rzecz, że strzały Afimico Pululu (bo to on najczęściej zatrudniał bramkarza gospodarzy) nie był wczoraj bezwzględnym egzekutorem i bardziej przypominał Afiego z początku sezonu, kiedy to - po okresie słabszej gry - Siemieniec posadził go na ławkę. Angolczyk miał co najmniej dwie setki, które powinny wpaść do bramki Piasta mimo tego, że Plach miał swój dzień. Jaga nie imponowała w pierwszej połowie, ale nikt nie oczekiwał zdominowania gospodarzy, którzy byli dodatkowo zmotywowani uroczystościami osiemdziesięciolecia swojego klubu. Potem Jaga miała swoje szanse, które wykorzystała od 52 minuty grając w dziesiątkę. I dopóki grała w podstawowym składzie to czuło się, że albo dobiją Piasta drugą bramką, albo gliwiczanie rozbiją sobie głowy, którym walili w mur. 

Błędne zmiany? Czy na pewno? 

Czy trener Siemieniec popełnił błąd dokonując zmiany jak twierdzi część kibiców? Możliwe, tyle, że zmian dokonać musiał. W każdym meczu dawał szanse rezerwowym, a nie po to mamy tak szeroką kadrę aby szafować siłami i zdrowiem graczy eksploatując ich bez potrzeby. Pietuszewski i Drachal zeszli bo mieli w nogach reprezentacyjne boje w młodzieżówce, a pozostali schodzący faktycznie włożyli sporo siły w mecze. Zwłaszcza, że na boisku byli doświadczeni liderzy: Taras Romanczuk i Jesus Imaz, którzy - w razie kłopotów potrafią poderwać zespół do walki. Okazało się jednak, że rezerwowi jakości jeszcze nie wnoszą (a przynajmniej nie wszyscy) i to co niektórzy pokazali w meczu przeciw Zniczowi Biała Piska przypadkową wpadką nie było. Po prostu są pod formą i nawet kwadrans w ekstraklasie to może być zbyt wiele. Jaga mniej więcej od 80 minuty postanowiła czekać do końca meczu wykorzystując międzynarodowe doświadczenia w takiej grze. Tyle, że część wykonawców nie znała nut do tej muzyki, bo pucharów albo nie wąchała albo ich nie widziała na żywo od dawna. Na dodatek gol padł w najgorszym możliwym momencie, bo 120 sekund przed końcowym gwizdkiem, kiedy nawet doświadczeni Jesus i Taras nie mogli nic poradzić. Fakt, że wcześniej było kilka ostrzeżeń: strzały Piasta niebezpiecznie blisko mijały naszą bramkę lub Abramowicz musiał naprawdę pokazywać umiejętności. I Piast zrobił to w czym zwykle dotąd specjalizowała się Jaga: zagrał do końca na pełnej ambicji i otrzymał premię. Tyle!

Są powody do obawy? 

Czy to powód do obaw o przyszłość ekipy Siemieńca? Dla panikarzy - tak. Poza tym wszyscy wiedzą, że nie wygrywa się zawsze. Remis na wyjeździe to wynik, który trzeba szanować. To co niepokoi to fakt, że to już druga taka drzemka Jagiellonii w tym sezonie: pierwsza miała miejsce z Silkeborgiem. Wtedy jednak przewaga wypracowana w dwumeczu była za duża, aby koszt lekcji był duży. W Gliwicach uciekły jednak prawie pewne trzy punkty i oby - pod koniec sezonu - nie okazało się, że ich do czegoś ważnego zabraknie. 

Co mówili żółto-czerwoni? 

A co powiedzieli Jagiellończycy po meczu? 
Punkt zdobyty w ostatnich sekundach spotkania, choć z perspektywy przebiegu gry ocenili jako sprawiedliwy, ale pozostawił w drużynie duży niedosyt i poczucie straconych dwóch oczek. Głosy zawodników i trenera po meczu wyrażały rozczarowanie, a także wskazywały na błędy, które doprowadziły do straty gola.

Komentując mecz, Bartłomiej Wdowik nie ukrywał, że remis jest uczciwym wynikiem, ale w danych okolicznościach czuje się jak porażka.

- Myślę, że widać było, że chcieliśmy wygrać ten mecz i jest niedosyt, to wydaje mi się, że z perspektywy gry i meczu, gdy graliśmy 11 na 11, to spotkanie było takie właśnie na remis, z Piastem mającym swoje sytuacje. (...) Ale z przebiegu meczu myślę, że remis był sprawiedliwy, bo w tych okolicznościach, w których Piast zdobył gola, tracimy dwa punkty, ale patrząc całościowo – jest to uczciwy podział - powiedział nasz obrońca. 

Podobne zdanie na temat przebiegu spotkania miał Dušan Stojinović, który był mocno rozczarowany postawą zespołu po czerwonej kartce dla rywali.

- Myślę, że to niezrozumiałe, że nie potrafiliśmy szybciej rozstrzygnąć spotkania. Nawet gdybyśmy mieli tylko 0:0, nie moglibyśmy sobie pozwolić na stratę gola w 95. minucie - trafnie zauważył nasz stoper..

Trener Jagiellonii, Adrian Siemieniec, ocenił postawę swoich podopiecznych bardzo krytycznie. Przyznał, że zwycięstwo byłoby niezasłużone, a drużyna nie potrafiła wykorzystać gry w przewadze.

- Uczciwie oceniając ten mecz uważam, że nasze zwycięstwo byłoby na wyrost. To nie był nasz wybitny mecz. (...) Biorąc pod uwagę jak wyglądał ten mecz to gdybyśmy stracili bramkę na początku i wyrównali w 95. minucie pewnie byłbym zadowolony. To był mecz, w którym trudno było mieć poczucie, że jesteśmy zdecydowanie lepsi i zasłużyliśmy na zwycięstwo.”

Siemieniec podkreślił, że brakowało kontroli i pewności w poczynaniach zespołu, szczególnie w końcówce meczu.

- Końcówka wyglądała tak, jak byśmy chcieli tylko dotrwać do końca. To czasami udaje się w piłce, a czasami nie.

A debiutant w barwach Jagi czyli Kamil Jóźwiak? On cieszył się z powrotu na murawę po kontuzji, ale nie krył bólu z powodu straconych punktów.

- Z przebiegu meczu nie byliśmy lepszą drużyną i trzeba to sobie powiedzieć, jeśli chodzi o przebieg meczu, ale też trzeba zwrócić uwagę na to, że graliśmy jednego zawodnika więcej, strzeliliśmy bramkę i na pewno taka strata punktów boli, bo mogliśmy nie grać najlepszego meczu, jak Jagiellonia grała już lepiej w tym sezonie, ale prowadzimy 1:0 na wyjeździe, jednego zawodnika więcej i musimy ten wynik dociągnąć.

Mimo rozczarowania, zawodnicy Jagiellonii zgodnie stwierdzili, że trzeba wyciągnąć wnioski i skupić się na kolejnych meczach. Dušan Stojinović podsumował, że taka strata punktów jest bolesną lekcją dla całej drużyny.

Myślę, że dzisiejsze spotkanie pokazało nam, że nie możemy grać na 99%, tylko musimy dawać z siebie 110%. A jeśli będziemy to robić, znów zaczniemy wygrywać. Nie możemy powtórzyć takiego meczu jak dzisiaj.

I to jest najlepsze podsumowanie tego spotkania. Dużo lepsze niż słowa o frajerstwie, obawie czy rozczarowaniu. 

Przemysław Sarosiek 

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do