Jagiellonia Białystok przeżywa jeden z najgorszych okresów w tym sezonie. W niedzielę (7 grudnia) żółto-czerwoni ulegli w Niecieczy miejscowej Bruk-Bet Termalice 1:2. Białostoczanie - mimo przewagi w posiadaniu piłki (ponad 70%) i ogromnej liczby stworzonych sytuacji - przegrali z ostatnim zespołem w tabeli. Ta porażka symbolicznie otwiera rundę wiosenną i oznacza, że Duma Podlasia po raz kolejny nie wykorzystała szansy na wskoczenie na fotel lidera Ekstraklasy. Co gorsza, był to już czwarty przegrany mecz Jagiellonii w ciągu sześciu tygodni. Chyba to pora mówić o kryzysie Jagi...
Niedzielne starcie było powtórką koszmaru z inauguracji sezonu, kiedy to Termalika sensacyjnie rozbiła Jagę 4:1 w Białymstoku. Białostoczanie wtedy jednak byli w odmiennej sytuacji: w trakcie konstruowania zespołu, z częścią graczy bez odpowiedniego przygotowania i po serii porażek sparingowych w kiepskim stylu. W niedzielę Jaga grała w Niecieczy żądna rehabilitacji, z opinię rewelacji jesieni i niemal pewnym udziałem w wiosennej Lidze Konferencji. Tymczasem scenariusz meczu był jeszcze bardziej kuriozalny niż ten z lata: Jagiellonia strzeliła oba gole – niestety jeden do własnej bramki.
Od początku meczu to białostoczanie przejęli inicjatywę. Strzały Afimico Pululu i Jesusa Imaza z bliskiej odległości wymagały interwencji świetnie dysponowanego tego dnia bramkarza Termaliki, Adriana Chovana. Ekipa Adriana Siemieńca nie miała pomysłu jak zmusić golkipera gospodarzy do kapitulacji, a miejscowi zaparkowali autobus pod własnym polem karny. Cóż z tego, że Jagiellonia tłamsiła rywala, który ustawiony był nisko i czekał tylko na kontry. Na dodatek białostoczanie grali przewidywalnie: dość jednostajnie, wymieniając mnóstwo podań i na granicy ryzyka. Nie jest usprawiedliwieniem gorsza forma Leona Flacha, brak Tarasa Romaczuka (wszedł po godziny gry), Oskara Pietuszewskiego (również pojawił się na boisku na ostatnie 22 minuty) czy Kamila Jóźwiaka.
W 25. minucie doszło do nieszczęścia. Po rzucie wolnym egzekwowanym przez Damiana Hilbrychta, Dawid Drachal niefortunnie podbił piłkę głową, która odbiła się od słupka i wpadła do własnej siatki Jagiellonii. Była to absurdalna sytuacja, gdyż gospodarze objęli prowadzenie, nie oddając wcześniej celnego strzału! Jagiellonia - po chwili konsternacji - przystąpiła do ataków z jeszcze większą determinacją. Niestety: nadal w tym samym stylu, który nie przynosił efektów innych niż miażdżącą przewagę w... statystykach. Dopiero tuż przed przerwą, w 40. minucie, po centrze Bartłomieja Wdowika z rzutu rożnego, wyrównanie głową zapewnił Bernardo Vital. To kolejna sytuacja, która wskazuje, że sztab szkoleniowy Jagi popracował solidnie nad stałymi fragmentami gry także w ofensywie. Do szatni zółto-czerwoni schodzili z remisem 1:1, czując niedosyt z powodu przebiegu gry, w którym zasługiwali na prowadzenie.
Druga połowa przypominała pierwszą: Jagiellonia miała ogromną przewagę w posiadaniu piłki (73% – 23%) i wymieniała setki podań. Niestety ale brakowało tego jednego - kluczowego, które dawałoby więcej stuprocentowych okazji. Zresztą - kiedy już do nich dochodziło to zawodziła skuteczność. Bliski uzyskania prowadzenia dla Jagi był Wdowik, który potężnie huknął z dystansu, ale minimalnie niecelnie. W 68. minucie trener Siemieniec zaskoczył wszystkich: na murawę wszedł Oskar Pietuszewski. Po meczu z GKS-em Katowice media informowały, że jego uraz stawu skokowego wyklucza go z gry do wiosny, tymczasem kontuzja okazała się niegroźna. Był to uraz kostki, a sztab medyczny Jagi doprowadził młodego pomocnika do gotowości do gry. Niestety Pietuszewski, Sergio Lozano i wprowdzony wcześniej Romanczuk nie odmienili znacząco oblicza Jagi. Na domiar złego, kiedy przewaga Jagi zmęczonej szturmami na bramkę Chovanca zaczęła maleć to uderzyła Termalika. W 77. minucie szybki atak gospodarzy celnym strzałem sfinalizował Kamil Zapolnik. Były wychowanek jagiellońskiej akademii skorzystał z niefortunnej pomocy gracza gości – piłka odbiła się od nogi Norberta Wojtuszka, myląc Sławomira Abramowicza. Jagiellonia nie potrafiła już odpowiedzieć, a mecz zakończył się nieoczekiwaną porażką.
Po meczu Adrian Siemieniec miał zafrasowaną minę. Żaden z zawodników gości nie zdecydował się na rozmowę z dziennikarzami, a i sztab medialny nie podesłał do mediów wypowiedzi kogokolwiek z graczy. A Siemieniec na konferencji prasowej odpowiadał na pytania dziennikarzy z Białegostoku mówiących o spadającej formie i początkach kryzysu. Trener Jagiellonii wskazywał na zmęczenie intensywnym terminarzem, ale nie krył frustracji z powodu szukania usprawiedliwień tym właśnie argumentem:
Wnioski mamy takie jak państwo. Analizujemy momenty, w których się znajdujemy. Nie trzeba być specjalistą, żeby wiedzieć, że ostatnio te końcówki rund tak wyglądają. [...] Nie chcę za bardzo o tym mówić, bo nawet jak sam siebie słyszę, to brzmi jak wymówka. Ale to ma wpływ na to, jak zespół wygląda. W grudniu trudno, żeby nie było oznak zmęczenia. Tak jak powiedziałem, to nie jest fajny moment, by o tym mówić, bo to wygląda, jak szukanie wymówek.
A Marcin Brosz, trener gości komplementował białostoczan i ich szkoleniowca nie kryjąc ulgi z przełamania jakim była niedzielna wygrana z Jagiellonią.
Jagiellonia to bardzo dobry zespół. Ilość meczów, które rozegrała, nam na pewno pomaga. Rywale rozegrali w czwartek bardzo trudne spotkanie, ale Jagiellonia jest budowana od dłuższego czasu. My też się przyglądamy i mówimy o niej w samych superlatywach. Bardzo godnie nas reprezentuje w pucharach, wprowadza wychowanków, rywalizuje normalnie na trzech frontach, teraz na dwóch, i jak dzisiejszy mecz pokazał, zawsze są przygotowani do meczu.
Jagiellonia potwierdziła, że tuż przed zimową przerwą nie znajduje się w najwyższej formie. Sytuacja w tabeli, która mogła wyglądać imponująco (Duma Podlasia na pozycji lidera), znów się skomplikowała. Białostoczanie spadli w tabeli na 4. lokatę.
Jadze zostały do rozegrania jeszcze 3 mecze. W czwartek gra istotne dla układu sił w Lidze Konferencji domowe spotkanie z silnym Villarealem, a w przyszłą niedzielę (14 grudnia) mają do rozegrania zaległy mecz z Motorem Lublin. Tegoroczne występy skończą wyjazdową grą z AZ Alkmaar kończącą grupową fazę Ligi Konferencji. Wielu kibiców z niepokojem oczekuje kolejnych występów Jagi zastanawiając się co wydarzy się na finiszu 2025 roku. Nadzieją jest to, że po przegranej z Termalicą na inaugurację Jagiellonia zareagowała serią wygranych. Czy to się powtórzy?
Bruk-Bet Termalica Nieciecza - Jagiellonia Białystok 2:1 (1:1). Bramki: Damian Hilbrycht 25, Kamil Zapolnik 77 - Bernardo Vital 40. Żółte kartki: Bartosz Kopacz (Termalica), Leon Flach, Bartłomiej Wdowik (Jagiellonia). Sędziował: Jarosław Przybył (Kluczbork). Widzów: 3960.
Termalica: Adrián Chovan - Damian Hilbrycht (66 Radu Boboc), Gabriel Isik, Bartosz Kopacz, Arkadiusz Kasperkiewicz, Maciej Wolski - Igor Strzałek (46 Rafał Kurzawa), Krzysztof Kubica, Maciej Ambrosiewicz (46 Sergio Guerrero), Jesús Jiménez (73 Wojciech Jakubik) - Kamil Zapolnik.
Jagiellonia: Sławomir Abramowicz - Norbert Wojtuszek (83 Youssuf Sylla), Bernardo Vital, Dušan Stojinović, Bartłomiej Wdowik - Alejandro Pozo, Leon Flach (60 Taras Romanczuk), Dawid Drachal (68 Sergio Lozano), Jesús Imaz, Bartosz Mazurek (68 Oskar Pietuszewski) - Afimico Pululu.
Przemysław Sarosiek
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie