
Krzysztof Bosak, wicemarszałek Sejmu uczestniczył w sobotniej manifestacji w sercu Białegostoku. Polityk Konfederacji, poseł z województwa podlaskiego i lider Ruchu Narodowego mówił, że propozycje rządu dotyczące powstrzymania nielegalnej migracji mają tylko charakter działań propagandowych. Wskazał, że rząd nie przedstawia danych na temat skali nielegalnej migracji, ale chwali się, że jego działania zmniejszyły ją o 90 procent. Pytał od jakiej cyfry Donald Tusk to liczy i punktował brak polityki rządu w sprawie powstrzymania fali nielegalnej migracji. "Co z Wami jest nie tak dziennikarze?" - pytał mediów wskazując, że nie weryfikują tych danych i bezkrytycznie publikują informacje przesyłane przez rządowe agencji. Znalazł też czas na rozmowę z naszą redakcją.
Przemysław Sarosiek: Panie Marszałku. Powiedział Pan, że ma Pan pewne wizje i pomysły, jak należałoby poprawić obecną politykę rządu. Czy mógłby Pan przedstawić takie najważniejsze punkty, bo diagnozę postawił Pan bardzo trafną?
Krzysztof Bosak: Politykę rządu to trzeba zmienić, bo obecny rząd raczej zamiast prowadzić racjonalną, odpowiedzialną politykę emigracyjną i ochronę granic, to zajmuje się pudrowaniem sytuacji, że niby jest "okej", a nie jest "okej" Trzeba wzmocnić Straż Graniczną, trzeba wzmocnić politykę polegającą na usuwaniu nielegalnych imigrantów z kraju. W tej chwili tego nie ma. Potrzeb wprowadzić realne limity, selekcje tych, którzy do Polski przyjeżdżają. Bez limitów nie będzie w ogóle żadnej integracji czy asymilacji. Wykształcają się społeczeństwa równoległe, więc trzeba zmniejszyć znacząco te liczby. No i zabezpieczyć granice przed nielegalną imigracją. Ale na serio, a nie pozornie. Trzeba wprowadzić - tam, gdzie ich nie ma - umowy readmisyjne i w ogóle przestać przyjmować imigrantów z państw, gdzie nie mamy umów readmisyjnych. A tych którzy popełnią przestępstwo lub zagrażają bezpieczeństwu albo dotarli tu nielegalnie natychmiast bardzo surowo deportować. Tu nie może być żadnej dwuznaczności. I tylko wówczas nasze państwo zacznie być poważnie traktowane, gdy przede wszystkim samo zacznie przyjmować i przyciągać wyłącznie ludzi zdolnych, pokojowo nastawionych. I taka sytuacja byłaby dobra. To, co mamy obecnie jest nieakceptowalne. My często od niektórych narodów przyjmujemy najgorszą ich część, dlatego, że nie prowadzimy realnie - jako państwo - w tej chwili żadnej selekcji tych, którzy przyjeżdżają. Agencje, które ich ściągają do Polski są często prowadzone przez cudzoziemców. To jest coś tak niemądrego - co się w tej chwili dzieje - że aż mi brakuje słów na opisanie tego.
Był Pan Marszałek w Podlaskim Urzędzie Wojewódzkim, o czym wspominał Pan podczas swojego publicznego wystąpienia. Opowiadał Pan o pytaniach, które Pan zadał urzędnikom o nielegalną migrację i braku odpowiedzi z ich strony. Jaka jest diagnoza, jeżeli chodzi o województwo podlaskie w sprawie nielegalnych migrantów?
Województwo podlaskie jest województwem, w którym jest dość spokojnie, jeżeli chodzi o sytuację legalnej migracji. Jeszcze jej tak bardzo nie widać, tak jak w innych częściach naszego kraju, więc można powiedzieć, że nie jest tutaj źle. I też dlatego wydaje mi się, że poza mieszkańcami samego obszaru przygranicznego nie widać zaniepokojenia sprawą migrantów. W każdym państwie europejskim jest tak, że są regiony bardziej tradycyjne, trochę mniej uprzemysłowione, takie jest w Podlasie, które w drugiej kolejności doświadczają wszystkich problemów związanych z masową imigracją. Ale to nie powinno usypiać naszej czujności. Naprawdę, Francuzi z małych miast i wiosek też uważali, że do nich to nie dotrze. Dotarło. Już nie ma miejsca, gdzie mogą żyć bezpiecznie. Gdzie nie będą napadani, okradani. Dlatego musimy reagować wcześnie. No ale mamy oczywiście pas przygraniczny, gdzie sytuacja jest bardzo trudna. Dlatego, że i białoruskie służby, i presja nielegalnych imigrantów działa coraz ostrzej, coraz bardziej siłowo, coraz bardziej radykalnie. A funkcjonariusze i żołnierze są po prostu zmęczeni ciągłym strzeżeniem tej granicy. To nie jest tak, że też zwykły funkcjonariusz czy żołnierz pali się, żeby jechać na granicę. Nie mają wsparcia z góry. Niestety w okresie poprzedniego rządu można było powiedzieć, że oni czuli, że mają wsparcie z góry. W tej chwili jest przeciwnie. Raczej czują, że jak spotka ich jakieś potknięcie to skończą w prokuraturze. Być może z jakąś dyscyplinarką. To jest bardzo niekorzystna sytuacja. No i też mamy kryzys kadrowy. W Straży Granicznej brakuje ludzi, w wojsku brakuje ludzi, w policji brakuje ludzi. Nie ma funkcjonariuszy, którzy mogliby na patrol wyjechać. Brakuje miejsc w ośrodkach strzeżonych. Brakuje prawie wszystkiego. Także myślę, że ta sytuacja tylko pozornie jest dobra, bezpieczna, stabilna. A faktycznie ona się może tak z roku na rok drastycznie zmienić. Bo gdyby tak polityka Rosji czy Białorusi albo w przyszłości Ukraina - jeszcze zobaczymy jaką politykę będzie prowadzić ten kraj - zdecydowała się pójść bardziej ostro, większą presję przyłożyć to może być różnie. Mogą na przykład wypuścić na granicę nie kilkadziesiąt osób, a kilka tysięcy albo kilkanaście tysięcy osób. A my nie mamy siły środków, żeby się przed tym obronić.
- Bardzo ostro Pan Marszałek krytykował rząd, mówiąc, że nie mają żadnej polityki, a 98% zmniejszonej nielegalnej migracji należy liczyć od czegoś - jakieś cyfry. W tej chwili nieznanej. Czy dysponujecie jako posłowie w parlamencie jakimikolwiek danymi, które rząd podaje w tej sprawie? Ponieważ wszyscy zadają sobie to pytanie: z czego na Boga wychodzą te cyfry i te sukcesy?
Moim zdaniem to wszystko jest polityka PR-u. To jest polityka tworzenia wrażenia. Premier Tusk uważa się za bardzo dobrego w tej polityce. I będzie moim zdaniem ją uprawiał tak długo, jak będzie tylko potrafił. Teraz jest duża rola dla mediów, żeby to demaskować. Z przykrością muszę to powiedzieć - ale uczciwie - w parlamencie nie dysponujemy praktycznie żadnymi innymi liczbami, niż te, które są znane publicznie. Rząd nie przysyła do parlamentu żadnych sprawozdań, żadnych dokumentów. Jedyny sposób, żebyśmy coś więcej ustalili to wysyłanie interpelacji. A ministerstwa i tak zawsze tak kombinują, żeby nam odpowiedzieć jak najbardziej ogólnie.
Panie Marszałku: a jeżeli chodzi o kwestię związaną z uzupełnieniem ubywającej liczby ludności. Podlaskie jest jednym z województw, które się najszybciej wyludniają i przedsiębiorcy zastanawiają się skąd wziąć ręce do pracy. Do nich trafiają argumenty: "ściągnijmy imigrantów, żeby pracowali, podjęli się tych obowiązków, których nie chcą albo nie potrafią nasi rodacy wykonywać". One brzmią bardzo atrakcyjnie. Co by mi pan powiedział?
- No cóż, ten problem nie występuje po raz pierwszy w historii. Przedsiębiorca to jest ktoś, kto konkuruje na rynku. I powstaje w tej chwili rynek pracownika, nie tylko rynek towarów. Myślę, że po prostu trzeba rywalizować wynagrodzeniami. Wiem, że to jest bardzo trudne. Ale będzie łatwiej bo powinniśmy odrzucić politykę klimatyczną Unii Europejskiej, która spowodowała wzrost kosztów dla przedsiębiorców. I wiem, że bardzo trudno jest jednocześnie podnosić wynagrodzenia, jak się więcej płaci za surowce czy za energię. Ale tutaj rząd powinien całą politykę gospodarczą prowadzić taką, żeby po prostu produkcja w Polsce czy prowadzenie działalności gospodarczej się opłacało. Natomiast my nie możemy pogodzić się z tym, że będziemy zatrudniać dalszych cudzoziemców, bo Polaków nam brakuje. Są powiaty w Polsce, gdzie bezrobocie jest spore. Moim zdaniem powinniśmy uruchomić migracje wewnętrzne, wewnątrz naszego kraju. Dla przykładu, jeden z moich znajomych, który prowadzi małe przedsiębiorstwo i potrzebował pracowników, nie mogąc ich znaleźć na miejscu, ściągnął ich po prostu z Warszawy. To nie byli ludzie o jakichś bardzo wysokich kwalifikacjach, przeciwnie, proste prace, ale okazało się, że w Warszawie jest bardzo trudno niektórym znaleźć stabilną pracę. On ich zaprosił do siebie. Tu chodziło akurat o województwo warmińsko-mazurskie, alokalnie nie był w stanie znaleźć pracowników. Ale jeżeli się poszuka dalej to już się znajduje. Natomiast wydaje mi się, że po prostu ta agencja dostarczająca cudzoziemców to jest czasem pójście po najmniejszej linii oporu. Ale to nie jest naturalne, że nam łatwiej jest znaleźć Nepalczyka czy Bengalczyka niż Polaka z Dolnego Śląska, ziemi lubuskiej, czy z Warszawy, czy z Mazowsza. To nie jest normalne. To wymaga debaty i to wymaga polityki, polityki państwa.
Szacuje się, że Polonia poza granicami Polski to ponad 20 milionów Polaków, czasami pozbawionych obywatelstwa polskiego. To Polacy wywożeni w różnym okresie, a po roku 1989 to tacy, którzy sami wyjechali w czasie, kiedy obaj dorastaliśmy. Wtedy wielu naszych rówieśników wyjeżdżało za pracą zagranicę i już nie wracało do kraju. Czy w waszym programie nie znalazłaby się pomysł na to, żeby tych Polaków ściągnąć z powrotem i uzyskać w ten sposób rozwiązanie problemu depopulacji?
- My oczywiście popieramy i repatriację, jeżeli chodzi o Polaków wywiezionych na wschód, o ich potomków, jak i powroty Polaków, którzy wyemigrowali za pracą. Takie powroty mają miejsce. Ja o tym sam słyszałem w ostatnich tygodniach od moich rozmówców Anglików, których znajomi polscy wrócili do kraju. Mają miejsce też - co ciekawe - migracje Europejczyków z Europy Zachodniej do nas, do Polski. Młodych Włochów, młodych Hiszpanów, niekiedy młodych Niemców, Anglików czy Szwedów, bo tutaj się czują bezpieczniej. Taki ruch też się zaczął. Natomiast istnieje ograniczenie u tych Polaków z Polonii czy repatriantów, którzy są skłonni tu powrócić. Wielu z nich ma ułożone życie rodzinne i zawodowe za granicą i po prostu tego powrotu nie rozważa. Natomiast gdyby stworzyć np. bazę dobrych miejsc pracy i miejsc zamieszkania, być może zaczęliby to rozważać na poważnie. Izrael ma taką agencję, która zajmuje się stale przekonywaniem Żydów z całego świata, żeby przyjechali do Izraela. Być może czas na podobną agencję polską, która dawałaby propozycje, organizowała te powroty, wspierała je.
W maju przyszłego roku wchodzi w życie pakt migracyjny. Póki co nie mamy - jako Polska - sposobu, żeby go powstrzymać. Jego wejście w życie nie zależy od tego, co zrobi nasz rząd czy co zrobi nasz parlament. Czy ma Pan pomysł, w jaki sposób można uchronić się przed skutkami paktu?
- Pakt migracyjny Unii Europejskiej to zbiór rozporządzeń, dyrektyw, które już weszły w życie i obowiązują. Natomiast nie jest jeszcze do końca jasne, w jaki sposób. Te przepisy mają też - żeby było jasne - różny charakter. Najbardziej ryzykowna jest dla nas ten o relokacji. Natomiast nie jest jasne jeszcze, jak dokładnie będą wprowadzane w życie. W tej chwili powinniśmy - moim zdaniem - te przepisy, z którymi się nie zgadzamy, zaskarżyć do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej i ich nie wykonywać. Stanąć na stanowisku, że one są sprzeczne z naszym porządkiem konstytucyjnym i z traktatami i po prostu ich nie realizować. Jak będziemy karani, trudno! Natomiast nie realizować! Natomiast te pozostałe, które nie są nieszkodliwe, tylko mają taki bardziej proceduralny charakter, wdrażać, ale po swojemu i z sensem. Negocjować cały czas, jak są wdrażane. Jeżeli byłoby coś na naszą niekorzyść, po prostu tego nie robić. Czyli selektywne odrzucenie, selektywne wdrażanie i skarżenie do TSUE.
Mówił Pan, że subiektywna, właściwie wyrywkowa kontrola na granicach to żadna kontrola. Taką granicę wprowadzono na granicy polsko-litewskiej tu w województwie podlaskim. Stawiając tezę, że ci, których odstawiają nam Niemcy na zachodniej granicy, to właśnie ci, którzy przebyli przez granicę polsko-litewską. No skoro 98% nielegalnych powstrzymuje na polsko-białoruskiej granicy, to skąd się ci ludzie biorą?
- Przede wszystkim teza, że wyrywkowa kontrola to żadna kontrola, to nie moja teza, tylko funkcjonariusza Straży Granicznej, z którym rozmawiałem. Jeżeli chodzi o imigrantów, którzy się pojawiają, oni oczywiście jadą przez państwa bałtyckie, a wcześniej do państwa bałtyckich docierają przez Białoruś. Być może też przez Rosję, tego nie wiemy. I następnie kurierzy zabierają ich czy z Estonii, czy z Łotwy, czy z Litwy i jadą przez północną Polskę do Niemiec. Przypomnę, że na części granicy polsko-niemieckiej nie ma nawet już Odry, tylko mamy granicę czysto lądową. Więc to jest dla nich bardzo prosta ścieżka, niespecjalnie zabezpieczona. I cały czas - z moich informacji wynika - że przynajmniej kilkadziesiąt osób tygodniowo nielegalnie próbuje po prostu przejechać autami przez Polskę do Niemiec. I coraz częściej to się udaje. Ta motywacja jest dość wysoka, żeby to zrobić. Aby to zablokować, trzeba by wprowadzić pełną kontrolę na granicy polsko-litewskiej, nie tylko polsko-białoruskiej.
Tutaj w województwie podlaskim padł postulat, który popierają też zwolennicy Konfederacji i także Ruchu Narodowego. Chodzi mianowicie o otwarcie przejścia granicznego polsko-białoruskiego tu w województwie podlaskim. Takie przejście jest w województwie lubelskim jedno jedyne między Polską, a Białorusią. Wszyscy, którzy znają chociaż trochę realia, wiedzą, że nielegalna migracja nie odbywa się przez przejścia graniczne. Więc jeżeli to są tylko retorsje wobec Białorusi, to dlaczego te retorsje odbywają się tylko i wyłącznie na województwie podlaskim, a w Lubelszczyźnie już nie obowiązują? Czy jest pan za tym, żeby właśnie tego rodzaju zmiany wprowadzić?
- Tak, oczywiście. Oczywiście moim zdaniem przejście graniczne powinno funkcjonować. Ewentualnie, jeżeli byłoby coś nie tak, można na tym przejściu kogoś nie przepuścić albo - nie wiem - zamknąć je czasowo. Nawet na dobę czy na kilka dni. Natomiast zamykanie przejścia granicznego na stałe nie jest moim zdaniem dobrym pomysłem. Powinna być po prostu staranna kontrola na tym przejściu, ale wydaje mi się, że to wynika co jest teraz to wynika z braku wyobraźni rządu. Ktoś chciał zrobić jakiś gest wobec Białorusi i myślał, "co tu można zrobić? Zamknijmy przejście graniczne". A że społeczność lokalna ucierpi, no to już chyba nikt się nie zastanowił.
Rozmawiał Przemysław Sarosiek
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie