Leśniczy Zdzisio nie zdążył zalać kawy wrzątkiem, kiedy jego telefon komórkowy zawarczał i zadźwięczał w wyjątkowo nerwowy sposób.
- Oczywiście!- splunął patrząc na wyświetlacz- W tak nieludzki i zezwierzęcony sposób potrafi dzwonić jedynie nadleśnictwo!
Kiedy odebrał, stażystka Marysia i podleśniczy patrzyli na zmieniające się kolory na twarzy leśniczego, która zrazu blada, zrobiła się czerwona, po to by za chwilę przybrać barwę purpury.
- Ku…wa mać! PIP w lesie! – zawołał z wielkim przejęciem leśniczy, kiedy rozłączył się z nadleśnictwem.
- W piątek?! – nie mógł uwierzyć podleśniczy.
- Kto?! – dopytywała stażystka Marysia.
- Dobrze wam tak pasożyty i darmozjady! – zaśmiała się diabolicznie za ścianą małżonka leśniczego Zdzisia, rosła i postawna Kaszubka.
- Jako beneficjent owego pasożytnictwa i darmozjadztwa, powinnaś się bardziej przejąć, że oto w naszym lesie, sroży się zapewne inspektor Państwowej Inspekcji Pracy, wlepia tam mandaty ludziom bez kasków, bez spodni antyprzecięciowych, bez kursów pilarza i bez innych wielu ważnych rzeczy! – wrzasnął w odpowiedzi małżonce leśniczy Zdzisio – Swoją drogą, jak tak można przyjechać bez zapowiedzi na niezapowiedzianą kontrolę?! To co najmniej faux pas!
- Co nas obchodzą robotnicy prywatnej firmy, wykonujący prace leśne? – zapytała stażystka Marysia- To przecież ich szef powinien się martwić!
- Młoda jesteś i pomimo licznych doświadczeń z substancjami psychoaktywnymi czy zwykłą wódką, po prostu głupia – westchnął leśniczy – Szefa Zakładu Usług Leśnych pan inspektor może ukarać jakimś zabawnym mandatem, a poza tym pocałować gdzieś. Przecież to myśmy dopuścili do pracy całą tą czeredę z panem Józkiem na czele, o której można wiele powiedzieć, a na pewno to, że z okazji piątku świętowali już w drodze do pracy i obecnie udzielają rzetelnych odpowiedzi na podchwytliwe pytania inspektora, chuchając na niego wyziewami, których nie powstydziłaby się nawet mała gorzelnia!
- Mimo to nadal nie rozumiem gdzie nasza wina!- kręciła głową stażystka.
- Ten stary dureń na pewno znowu zapomniał wywiesić tablice ostrzegawcze!- zaśmiała się zza ściany małżonka leśniczego – Ha! Ha! Ha!
- Otóż i meritum sprawy!- westchną ponownie leśniczy – Wszystko inne staje się nieistotne, kiedy pan inspektor przyjeżdżając na powierzchnię nie zostanie ostrzeżony przez wiadome tablice o prowadzeniu wycinki lasu!
- To przecież też można zwalić na robotników!- zawołała stażystka.
- Głupiaś jak but – pokręcił głową leśniczy – Napędziłoby to spiralę oskarżeń, z których PIP mógłby wywnioskować, że na terenie leśnictwa Krużganki łamie się prawa pracownicze, celowo i z rozmysłem nie przestrzega zasad BHP, że w nosie mamy obowiązujące procedury! Inspektor pojedzie sobie z powrotem, a my zostaniemy z obrażonymi robotnikami… Jeszcze mi tu potrzebne potem korowody z nadąsanymi pilarzami!
- Najgorsza jest świadomość, że mamy tych tablic od cholery!- zawołał podleśniczy- Przecież nawet Mazgajowi ściągnąłem ostatnio ze zrębu trzy czy cztery!
- I co z tego, żeś je zwędził!- machnął ręką leśniczy Zdzisio- Ten nicpoń i dureń je podpisał! Na Jowisza Kapitolińskiego, ile teraz będzie pisania tych cholernych wyjaśnień!
- Może chociaż pan Józek trzeźwy? – zapytał z nadzieją podleśniczy.
- A ja jestem święty Sebastian, patron zastrzelonych!- powiedział leśniczy Zdzisio.
Komentarze opinie