Dron nad leśniczówką pojawił się nagle i bez ostrzeżenia. To nie kto inny jak właśnie Szarik, bezwzględne bydlę, mieszaniec wyżła z chartem afgańskim (a jak twierdził zamieszany w transakcję kupna-sprzedaży podleśniczy- terriera), swoim opętańczym skowytem i ujadaniem, dał znać, że w przestrzeń powietrzną leśnictwa Krużganki, dotąd oazę spokoju, wtargnął obcy statek powietrzny.
- Jest to zapewne dron rosyjski – orzekł podleśniczy przyglądając się dronowi przez lornetkę.
- Ruski już by dawno spadł – machnął ręką leśniczy Zdzisio, od dawna kreujący się na wybitnego znawcę wszelkiej awiacji – To na pewno z nadleśnictwa przysłali go na przeszpiegi! Udawajmy, że coś robimy!
- Czyli robimy to co zwykle – pociągnęła nosem stażystka Marysia.
Leśnicy czym prędzej schronili się w kancelarii, ale nie zaznali oczekiwanego spokoju, albowiem Szarik dostał autentycznej szajby z powodu obecności drona i zaczął zębami rwać stalową siatkę ogrodzeniową.
- Co ja powiem na dorocznym przeglądzie osad służbowych?!- zawołał leśniczy Zdzisio łapiąc się za głowę – Należy owo hadztwo zestrzelić bez zbędnej zwłoki!
I udał się do kotłowni po stary, wypróbowany na niejednym życiowym zakręcie kbks.
Dron nie wystraszył się kilku pierwszych strzałów i burczał pogardliwie nad kominem leśniczówki, urągając swą obecnością zrównoważonemu modelowi leśnictwa, którego reprezentanci z głupimi minami usiłowali przepędzić go ze swego najświętszego terytorium.
- Mnie się ręce trzęsą! – stwierdził leśniczy – Za bardzo się wnerwiłem! Ty strzelaj!
I oddał karabinek podleśniczemu. Równie dobrze mógł go oddać Szarikowi, ponieważ podleśniczy strzelał gorzej niż wyglądał, a wyglądał marnie (i wcale nie chodziło tu o wielką plamę po oleju silnikowym na służbowym polarze i licznie wypalone na nim dziurki – pamiątki z wielu ognisk).
Efektem jego ostrzału były znaczne zniszczenia na klinkierowych cegłach komina leśniczówki.
Dron tymczasem burczał coraz bardziej pogardliwie, szydząc już zupełnie jawnie ze Służby Leśnej. Broń z polecenia służbowego leśniczego Zdzisia została przekazana stażystce Marysi.
Tego co stało się potem, nie sposób było wyjaśnić . Łatwiej poszłoby z tajemniczym zaginięciem Amelii Eckhart czy katastrofą smoleńską.
- Celowałam w drona! – tłumaczyła stażystka Marysia.
- A wyszło jak zwykle – odparł z ponurą miną leśniczy Zdzisio patrząc na doczesne szczątki ulubionego koguta małżonki leśniczego, rosłej i postawnej Kaszubki, który został przypadkową ofiarą strzelaniny.
- Dobrze, że nie Szarik – usiłował żartować podleśniczy- Musielibyśmy prosić o azyl na Białorusi.
- Raczej na Kamczatce – sapnął leśniczy – Ale i tam by nas dopadła moja małżonka.
Dron tymczasem odleciał, jakby przeczuwał, jakie piekło za chwile rozpęta się na podwórku osady służbowej leśnictwa Krużganki, bo oto małżonka leśniczego, we własnej, postawnej i zwalistej wręcz osobie, pojawiła się na rzeczonym podwórku, celem przeliczenia drobiu (robiła tak zawsze, kiedy leśniczy używał kbks-u).
Leśniczy dał hasło do odwrotu, który w początkowej fazie przebiegał w sposób skoordynowany i zorganizowany, dopóki nie natknął się nasz Zdzisio na wiadro, zostawione przez jakiegoś zdrajcę, ukrytego pośród licznej progenitury. Nieszczęsne wiadro uczyniło wiele hałasu i pozwoliło małżonce rychło namierzyć uciekających.
Uciekający przed rozwścieczoną małżonką, okładany zwłokami koguta, usiłował leśniczy przekonać małżonkę, że historia z dronem jest absolutnie prawdziwa. Wszystko na próżno:
- Prędzej opał grabowy stanieje niż ci uwierzę stary durniu!- ryczała małżonka wymierzając bolesne razy, nie zwracając nawet uwagi, że oto w osobie swego męża, poniża majestat Państwowego Gospodarstwa Leśnego za pomocą kurzego truchła.
Komentarze opinie