Cóż by znaczyła trwała, wielofunkcyjna i zrównoważona gospodarka leśna bez pielgrzymek, kapelanów i przymusowego uczestnictwa delegacji leśników w rozmaitych nabożeństwach?
Otóż to mili czytelnicy, trafiacie w sedno. Nic.
Nie przedstawiałaby żadnej wartości.
Rosłyby te drzewka, rosły, ale rosłyby świecko, bezbożnie. Drzewko, które rośnie bez błogosławieństwa odpowiednich organów, rośnie wbrew porządkowi boskiemu. Może i ma jakiś tam przyrost, ale nic on nie jest warty, bo laicki. Zsekularyzowany.
Pożary zupełnie strawiłyby polskie lasy, mniszka i to brudnica zeżarłaby co tylko by się dało zjeść, nie wspominając o wysłanniku piekieł – szeliniaku, który pożarłby każdą uprawę, teraz chronioną dzięki wstawiennictwu określonych sił. Dzięki modłom, dzięki święconej wodzie nie pożera wszelaka kuzaka leśnych upraw! Powie niedowiarek – to dzięki opryskom! To dzięki chemii! Nieprawda! Nawet najlepsza chemia nie zadziała gdy nie wspiera jej gorąca modlitwa kapelanów środowisk leśnych.
Oby nigdy leśnym decydentom nie przyszło do głowy, w ramach eksperymentu, zrezygnować z takiej pomocy!
Pójdźmy też dalej!
Jak bardzo moglibyśmy zwiększyć przyrost miąższości polskich drzewostanów, gdyby Derektor odważył się wydać ukaz, że pod rygorem nagany, każdy leśnik w Polsce ma korzystać z kościoła w każdy pierwszy piątek miesiąca!
Zwolnijmy też wszelkich rozwodników, przedstawicieli mniejszości i zwolenników dżęder, którzy obrażają swoją obecnością w strukturach Lasów wiadome wartości! To przez nich las rośnie wolno, a płonie szybko!
Komentarze opinie