Reklama

Na ulicach Białegostoku protestowała Gastronomia i branża eventowa z Podlasia

Zwolnienia z ZUS, zwolnienia z podatku dochodowego od wynagrodzeń, obniżenia podatku VAT z 23 na 5 proc. – to część postulatów, z jakimi wyszli na ulice Białegostoku przedsiębiorcy z branży gastronomicznej oraz eventowej. Kolejny lockdown jest dla tej branży ciosem, po którym wielu się nie podniesie.

Jeszcze przed wyjściem na ulice Białegostoku w wielu lokalach gastronomicznych pojawiły się bannery i transparenty informujące o proteście przeciwko lockdownowi tej branży. Przedsiębiorcy bardzo mocno odczuli wiosenne zamknięcie lokali, zaś drugie zamknięcie oznaczać dla części będzie po prostu bankructwo. I nie chodzi tylko o samą branżę gastronomiczną, bo z powodu ograniczeń i obostrzeń od wielu miesięcy cierpi jeszcze bardziej branża związana z organizowaniem eventów. To przede wszystkim firmy zajmujące się scenotechniką, tak nagłośnieniem, jak i oświetleniem. A do tego jeszcze artyści, w tym muzycy, DJ-e, prezenterzy, czy w końcu firmy dekoratorskie. A trzeba wiedzieć, że to na lockdownie cierpią nie tylko przedsiębiorcy, ale również zatrudnieni u nich pracownicy.

Z tego powodu w sobotę, 31 października, przedstawiciele tych wszystkich branż, wyszli na ulice Białegostoku w proteście. Jak twierdzą, nie chodzi o krytykę działań rządu dla samej krytyki, ale podjęcie rozmów i przyjęcie postulatów, z jakimi skierowano się do wojewody podlaskiego, jako przedstawiciela rządu w naszym regionie.

- Miejmy nadzieje, że ustawiony na Rynku Kościuszki stół z restauracyjnym nakryciem oraz zniczami nie okaże się nazbyt symboliczny. Bowiem jeżeli przedstawione postulaty nie zostaną wysłuchane branża gastronomiczno-eventowa nie przetrwa najbliższego sezonu i będzie musiała zamknąć swoją działalność – mówią zgodnie przedsiębiorcy z Podlasia.

Uczestnicy spaceru zrobili hałas używając tego czego aktualnie używać nie mogą. W ruch poszły garnki, patelnie oraz inne kuchenne rekwizyty. Rozbrzmiewały hasła: "Podlaskie gastro idzie w miasto", "Kochamy gotować, dajcie nam pracować" bądź "Miasto bez gastro, to nie miasto". Same postulaty są znane od dłuższego czasu i zostały podczas protestu podtrzymane. Chodzi o:

- zwolnienie z opłacania składek ZUS,

- zwolnienie z opłacania podatku dochodowego od wynagrodzeń,

- obniżenie stawki podatku VAT na wszystkie świadczone usługi z 23 i 8 na 5%,

- subwencji, które pozwolą na regulowanie zobowiązań, w tym przede wszystkim: na wypłaty wynagrodzeń, opłacanie czynszów i rachunków związanych z utrzymaniem obiektów, spłatę rat kredytów i leasingów,

- wprowadzenie obostrzeń, które pozwolą pracować nawet w ograniczonym zakresie.

- Szacunkowa liczba uczestników protestu to około 500 osób. Wzięło w nim udział również około 50 motocyklistów i około 10 pojazdów. Nie odnotowaliśmy incydentów – przekazało już po zakończeniu protestu biuro prasowe podlaskiej Policji.

Nie tylko przedsiębiorcy z Podlasia zmagają się z problemami. W całym kraju z powodu epidemii koronawirusa pozamykane są puby, restauracje, kluby, dyskoteki, nie odbywają się koncerty, nie ma praktycznie żadnych wydarzeń o charakterze masowym – poza niektórymi ze znacznie ograniczoną widownią, jakie odbyły się w okresie wakacyjnym.

Polska gastronomia to ponad 76 tysięcy lokali, które generują blisko 37 mld złotych dla krajowego PKB. To przede wszystkim rodzinne, lokalne biznesy budowane latami. To ponad 1 mln osób pracujących w tej branży. Jej przedstawiciele wychodzą na ulice w całej Polsce, walcząc o to by utrzymać zatrudnienie osób i stworzyć warunki dzięki, którym będą mogli przetrwać w obecnej rzeczywistości do wiosny.

(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: Emilia Kajkowska)

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do