Reklama

Najbardziej kochany grubasek na świecie



Jako dziecko czaiłam się wielokrotnie, by wytropić dziadka w czerwonych gaciach z długą brodą. Nie udało mi się do tej pory. Może dlatego, że ów jegomość naprawdę niekoniecznie był grubaskiem, a jego gacie mogły tak naprawdę mieć inny kolor.

Grudzień to długo wyczekiwany miesiąc obfitujący w niespodzianki. Niektórzy jeszcze jesienią próbują odłożyć kilka złotych i już w listopadzie, kuszeni kolorowymi reklamami, rzucają się w wir zakupów. Oczywiście większość z nas i tak poczeka na pierwszą wigilijną gwiazdkę i dopiero wtedy dopadnie do choinki, zgarniając skarby z paczki, na której będzie widniało jego imię. Jednak już 6 grudnia mamy pierwszą okazję, by zafundować drugiej osobie uśmiech na twarzy.

Powiesić czerwoną skarpetę

Imieniny obchodzi wtedy Mikołaj. W przeddzień tej szczególnej daty każdy, kto żyw, wiesza w domu czerwone skarpety w nadziei, że rankiem następnego dnia znajdzie w nich coś miłego. Ludzie mówią, że w nocy do domu zakrada się po kryjomu pewien grubas w czerwonym stroju z długą siwą brodą i stęka przeciskając się przez komin. Zdawałoby się, że w ciemnościach, nie znając wszystkich mieszkań, musi co rusz strącić wazonik babci, popchnąć krzesło, uderzyć się najmniejszym palcem u nogi w regał z książkami… On jednak robi to w absolutnej ciszy. To zagadka nie do rozwiązania. A i Sherlock Holmes zakończyłby karierę detektywa znacznie wcześniej, gdyby komuś wpadło do głowy powierzenie mu zadania wytropienia śladów reniferów na niebie…

Rodem z Patary

Myślicie, że rzeczony tłuściutki brodacz przyjeżdża do nas z zimnej Finlandii? Nic bardziej mylnego. Prawdziwy Mikołaj przybył na świat w Patarze (dzisiejsza Turcja), w 270. r. naszej ery. Był ponoć tak pobożny i wielkoduszny, że cały odziedziczony po dość zamożnych rodzicach majątek roztrwonił na prezenty – niczym antyczny Mike Tyson, choć ten drugi majątku sam się dorobił. Druga różnica, że Mikołaj niegrzeczny jak Tyson nie był. Nie ma doniesień o tym, że kogoś pobił, zgwałcił czy odgryzł kawałek ucha. Można więc przypuszczać, iż prowadził się jak należy, modlił się i pomagał ubogim (takich świętych i teraz przydałoby się więcej). Mało tego, zdążył jeszcze ratować żeglarzy i jedno z miast ówczesnego świata od głodu. Dlatego nazywany jest Mikołajem Cudotwórcą.

Choć w początkach naszej ery nie było Internetu, ani TVN24, ani Polsat News, dobre uczynki Mikołaja rozniosły się szerokim echem po całej okolicy. Nie było wyjścia – w takich okolicznościach Mikołaj musiał zostać biskupem. I został. Ale biskupem nie swojej rodzinnej miejscowości. Już wtedy znane były „słoiki” i Mikołaj, by awansować społecznie, musiał przenieść się do większej Miry. Był tak serdeczny i miły, a ludzie zapamiętali go na tyle życzliwie, że zaraz po śmierci zaczęli sami oddawać mu hołd. Szybko stał się jednym z głównych świętych. I to od razu w pakiecie, bo w Kościołach katolickim i prawosławnym naraz. Nic dziwnego, że wkrótce zaczęły powstawać świątynie pod jego wezwaniem. Jedną z nich mamy także w Białymstoku.

(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: thenamesponyboy)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do