Reklama

Niech magistrat przestanie się mazać i ustawi te stojaki na rowery

Białystok chyba musi być – mimo gospodarki kapitalistycznej – miastem typowo socjalistycznym. Bo tylko socjalizm rozwiązuje stworzone przez siebie problemy, jakie nie są znane w żadnym innym systemie. Identycznie jest ze stojakami na rowery pod Akcentem ZOO, których ustawienie urosło do rangi niemal cudu inwestycyjnego.

Wydawałoby się prosta sprawa, kupić kilka metalowych prętów, wbić w ziemię, zamocować i gotowe. Prosta, ale nie w Białymstoku. Tu tak banalna sprawa urasta do problemu wagi międzymiastowej co najmniej, jak nie europejskiej. Tylko czekać, aż sztab urzędników zostanie zaangażowany do pisania skomplikowanych wniosków o dofinansowanie z Unii Europejskiej, albo wniosków do ministerstwa infrastruktury. Bo na tak potężną inwestycję nie ma pieniędzy w budżecie. To by było nawet śmieszne, gdyby nie fakt, że może być całkiem realne.

Niespełna miesiąc temu radny Henryk Dębowski wystąpił z interpelacją do prezydenta Białegostoku, w której prosił o montaż kilku stojaków pod Akcentem ZOO. I słusznie, bo tam nie ma żadnego stojaka. Ludzie, którzy przyjeżdżają na rowerach, przypinają teraz swoje rowery do bramy lub siatki Akcentu ZOO. Niszczą się rowery i ogrodzenie, co jest bez sensu. Prezydent w odpowiedzi co prawda pochwalił pomysł, ale kazał radnemu znaleźć pozycję w budżecie, z której przesunie środki na ten cel. A chodzi o tak zawrotną kwotę, że aż żal o tym pisać.

Radny Dębowski sprawdził cóż to za taka droga inwestycja. Po czym znalazł u komercyjnego sprzedawcy takie stojaki za mniej niż 200 złotych – koszt jednego stojaka dla pięciu rowerów. Te z kolei skrytykowało Stowarzyszenie Rowerowy Białystok, które jest zdania, że lepiej zamontować trochę droższe stojaki, ale przyjaźniejsze jednośladom i służące na dłużej.

Musimy więc stanąć po stronie Miasto Białystok (jeśli chodzi o rodzaj stojaków), bo nie po to wiele lat zabiegaliśmy by na jego terenie stosowano tylko stojaki U kształtne, by teraz w imię złudnych oszczędności dopuszczać nieprzyjazne rowerzystom rozwiązania” – wskazuje Rowerowy Białystok, ale w dalszej części wpisu dodaje: – „Zupełnie zaś nie rozumiemy problemu znalezienia pieniędzy na kilka stojaków. Przy ilości pieniędzy wydawanych na rozdmuchaną infrastrukturę samochodową w mieście, koszt tego parkingu wydaje się być mikroskopijny. Pana radnego Dębowskiego musimy pochwalić za zauważenie potrzeby stojaków pod ZOO i niniejszym zachęcamy do kontaktu w związku z przyszłymi interpelacjami rowerowymi, aby uniknąć niepotrzebnych przepychanek z przedstawicielami magistratu” – czytamy na jego facebookowym fanpage.

Na stojaki rowerowe Miasto #Białystok nie ma pieniędzy, za to na zakup #samochodów #elektrycznych pieniądze się znalazły” – skwitował radny Henryk Dębowski na swoim facebookowym profilu.

W tej sprawie odezwał się zastępca prezydenta Białegostoku Przemysław Tuchliński. Bo wyjaśniał, że nie chodzi o mniej niż 200 złotych. Powiedział, że stojaki na rowery, których oczekują rowerowi aktywiści, są droższe. Kosztują dwa razy drożej, czyli 400 złotych plus robocizna 50 złotych za stojak, a miasto do tej pory montowało je po cztery sztuki w jednym miejscu. Co daje nadal zawrotną kwotę aż 1800 złotych, których w budżecie miasta nie ma. Jeszcze na dodatek Przemysław Tuchliński oburzył się pomysłem szefa gabinetu marszałka województwa podlaskiego Roberta Jabłońskiego, który zaproponował, aby stojaki zamontować z pieniędzy, jakie Miasto Białystok będzie musiało mu zapłacić w wyniku przegranego procesu.

- Trudno komentować twitterowy wpis, który nie przystoi urzędnikowi – skwitował na łamach Kuriera Porannego Przemysław Tuchliński.

A my się zastanawiamy, cóż takiego nieprzyzwoitego pojawiło się we wpisie Roberta Jabłońskiego, żeby tak reagować? Można wręcz się zastanawiać, czy w tym białostockim magistracie to klepki urywa po dłuższym okresie zatrudnienia, czy o co chodzi? Można byłoby zrozumieć, że urzędnikowi nie przystoi pisać z wulgaryzmami, czy obrażając kogoś. Jednak w tym przypadku szef gabinetu marszałka nie zamieścił ani wulgaryzmu, ani nikogo nie obraził. Rzucił kulturalną propozycję i jeszcze na dodatek z sensem.

Skoro ponad 1000 urzędników nie jest w stanie znaleźć w ponad dwumiliardowym budżecie raptem 1800 złotych, to pan Tuchliński zamiast oburzać się na jakieś jemu tylko znane nieprzyzwoitości zawarte w normalnej propozycji, to powinien się raczej głęboko zastanowić nad tym, dlaczego i za co mieszkańcy Białegostoku muszą wciąż płacić mu wynagrodzenie i dlaczego w zatrudnieniu pozostają ludzie, którzy na taki pomysł nie zareagowali z entuzjazmem? Bo przychylając się do pomysłu Roberta Jabłońskiego, problem ze stojakami rowerowymi właśnie zostałby rozwiązany.

Warto dodać, że całkiem niedawno prezydent Białegostoku pooklejał całe miasto bannerami, jaki to ważny jest białostocki samorząd. Jak to samorząd dba o zaspokajanie potrzeb mieszkańców. Jak to wszystko zależy od tego najważniejszego w całym kosmosie i okolicach samorządu, żeby wszystkim żyło się najlepiej… A montażu głupiego stojaka za 400 złotych nie potrafi załatwić.

W tej sytuacji, wydaje się, że zamiast użalać się nad propozycją Roberta Jabłońskiego i stroić miny, jakby ktoś tu naprawdę coś niestosownego powiedział oraz bredzić bez sensu o jakiejś nieprzyzwoitości, urzędnicy w tym prezydent i jego zastępcy muszą w końcu uruchomić myślenie i wziąć się zwyczajnie do roboty. Mieszkańcy Białegostoku mają dość głupich wymówek urzędniczych i robienia problemów z czegoś co problemem nie jest dla żadnego normalnego człowieka. Niech magistrat przestanie się użalać nad sobą, tylko zamontuje te stojaki – bo źródło finansowania wskazał szef gabinetu politycznego marszałka województwa podlaskiego. W końcu chodzi o rozwiązanie prostego problemu, a nie tworzenie nowego, tam, gdzie go nie ma.

(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: bialystok.pl)

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do