Reklama

Pandemiczne wakacje - bez dystansu i maseczek. Zalecenia? Zostały w domach

Już z początkiem lata media obiegły zdjęcia polskich, nadmorskich plaż, na których widać tysiące turystów za nic mających sobie zalecenia prewencyjne, mające ograniczać rozprzestrzenianie koronawirusa. Ale takie obrazki nie tylko nad Bałtykiem. Zapuściliśmy się w rejony nieco bliższe - ot między 140 a 200 kilometrów od Białegostoku, do miejscowości mazurskich. Tu aż takich tłumów jak w Łebie, Sopocie czy osławionym Władysławowie nie było, a to dlatego, że i miejscowości, i plaże mniejsze, a i do dyspozycji jest ogromna liczba akwenów. Mimo tego nad jeziorami jest tłok, a wypoczywający Polacy zachowują się, jakby żadnej epidemii nie było.

Powyższe zdjęcie wykonaliśmy nad jeziorem Śniardwy, w Nowych Gutach - wsi położonej w województwie warmińsko - mazurskim, kilka kilometrów od Orzysza. Nie oddaje ono w pełni obrazu, jaki napotka przyjezdny. Na parkingu samochody na rejestracjach z całego kraju: Krakowa, Katowic, Poznania, Warszawy, Kolna, Moniek, Łomży. Na plaży koc przy kocu. Można odnieść wrażenie, że turyści kwestię epidemii zostawili w domach. Nikt nikomu nie zwraca uwagi, gdy obca osoba rozkłada ręcznik obok. Zasłonięte usta i nos? Zero na kilkuset wypoczywających. W wodzie jest lepiej, bo tu można swobodnie zachowywać dystans. To akurat wyjątkowe miejsce, ponieważ idąc nawet powyżej stu metrów w głąb jeziora woda dorosłemu człowiekowi sięga co najwyżej do pasa.

W znajdującym się nieopodal barze kolejka kilkunastu osób. Maseczek - brak, odstępy - kilkanaście do kilkudziesięciu centymetrów, dezynfekowanie rąk przez klientów czy obsługę po wymianie gotówki - brak. To samo choćby w miejscowości Krzyże, gdzie w weekend na teren restauracji w ogóle ciężko wejść, nie mówiąc o - dosłownie - dopchaniu się do kontuaru, przy którym składa się zamówienia.

Podobnie sytuacja wygląda na plażach w Giżycku czy nad jeziorem Nidzkim albo na nabrzeżu portu jachtowego w Mikołajkach. Przynajmniej 1,5 metra odstępu? Można zapomnieć.

Na stacji paliw w Piszu dwóch kierowców płaci za tankowanie. Mimo że na drzwiach wejściowych umieszczono informację, że klienci bez maseczek nie będą obsługiwani, kasjerzy nie zwracają panom uwagi.

Inny obrazek: sklep w Spychowie na Mazurach, kolejka około dziesięciu osób do kasy. Trudno oszacować odstępy między nimi, bo ich po prostu nie ma. Wchodzi rodzina, pytając, czy można kupić maseczki. Okazuje się, że już zeszły. No to nic nie stoi na przeszkodzie, by zakupy zrobić bez.

Tak wyglądają tegoroczne wakacje. Wakacje w czasie pandemii SARS-CoV-2, podczas których wielu Polaków zrezygnowało z urlopów poza granicami i zdecydowało się na letni wypoczynek w kraju. Bo zagranicą panuje COVID-19, a w Polsce już nie i tutaj pilnować się nie trzeba.

Trudno wytłumaczyć takie swobodne podejście rodaków. Bez wdawania się w dyskusję, czy epidemia jest, czy jej nie ma, czy jest groźna, czy to tylko nakręcony temat - to fakt jest taki, że rzesza turystów oficjalne zalecenia ma gdzieś. A apele? A kto by się nimi przejmował! Tymczasem w Polsce wciąż notuje się po kilkaset zarażeń dziennie. W różnych częściach kraju. Bo przypadki tych, którzy wrócili do domów, notowane są w ich miejscach zamieszkania.

Lato wkrótce się skończy, przyjdzie jesień. Byle zdrowa.

(Piotr Walczak)

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do