
Polski system edukacji jest, zdaniem wielu, katorżniczy oraz nie ewoluuje, jak w innych państwach. Polskie dzieci i młodzież, która wraca z wieloletniej emigracji i kontynuuje naukę w naszej ojczyźnie, nie potrafi przestawić się na słynne „polskie zakuwanie na blachę”. Gdzie kartkówka goni klasówkę, a odpytywanie na wyrywki goni test. Psychologowie alarmują, że depresja we wczesnym wieku nastoletnim staje się powszechna. Młodzież nie ma czasu na swoje pasje lub zwyczajne poleniuchowanie. Temu systemowi sprzeciwił się Wojciech Kępa (18l.) z Wrocławia i przeszedł na edukację domową. Okazuje się, że to w Polsce również jest możliwe. Z Wojciechem Kępą rozmawiała Julia Talik
Mnóstwo uczniów na całym świecie zmierzyło się podczas pandemii koronawirusa z nauką zdalną i dla wielu ta sytuacja jest niewygodna, mimo że wydawać by się mogło, iż jest wręcz wymarzona. Ty od jakiegoś czasu uczysz się indywidualnie w domu, powiedz proszę, co było powodem decyzji o nauce w domu?
- Na początku warto powiedzieć, że edukacja zdalna, to zupełnie co innego niż edukacja domowa, czyli ta w moim przypadku. Powodem podjęcia takiej decyzji był fakt, że szkoła zabierała mi masę czasu i energii, nie dając wiele w zamian. Nie zdobywałem tam potrzebnej wiedzy, gdyż, po pierwsze, szkoła, kolokwialnie mówiąc, to dla większości jedno wielkie spotkanie towarzyskie. Po drugie, format lekcji pozostawia wiele do życzenia. Mówię o zajęciach polegających na tym, że nauczyciel zostawia uczniów w klasie, każe im czytać podręcznik, a sam idzie załatwiać swoje sprawy. Cały ten wadliwy system sprawiał, że praktycznie przez całą moją edukację systemową - szkolną, na lekcje przychodziłem po to, żeby dowiedzieć się, co mam zrobić w domu. W ten sposób nie dość, że wraz z dojazdami szkoła kosztowała mnie 8-9 godzin dziennie, to jeszcze w domu poświęcałem co najmniej 3 godziny na naukę. Po czym byłem tak zmęczony, że zwyczajnie nie miałem możliwości, aby efektywnie uczyć się tego, co realnie mi się przyda oraz czasu na spotkania z bliskimi mi ludźmi, czy też robienie innych rzeczy, które kocham. Szkoła mnie w tym tylko ograniczała. Cóż, można by rzec, że oferta - my przekazujemy ci wiedzę w ustalonym przez nas systemie, który nie zakłada indywidualnego podejścia do ucznia, ale za to ty musisz do nas przychodzić przez pięć dni w tygodniu po 8 godzin – nie odpowiadała moim potrzebom. Jeśli w tym wymiarze godzin ktoś uczyłby się programowania, to po kilku miesiącach mógłby iść do pracy jako młodszy programista.
Ktoś mógłby zapytać, dlaczego przeszedłem na edukację domową dopiero w drugiej klasie liceum. Ponieważ wcześniej nie miałem pojęcia o istnieniu takiej możliwości, a decyzję o przejściu na naukę w domu podjąłem dwa dni po tym, jak się o niej dowiedziałem. Niestety, proces przejścia trwa czasami nawet 2 miesiące, tak było też w moim przypadku i na ED znalazłem się na początku października. Do stycznia zdałem wszystkie przedmioty, nie licząc języków, które zostawiłem sobie na koniec, bo i tak cały czas się ich uczę. To były bardzo intensywne trzy miesiące, ponieważ oprócz ogromu nauki, w życie wchodził jeden z moich projektów, oraz nastąpiło wiele zmian w moim życiu prywatnym. Ale już od lutego miałem czas na rozwijanie się w kwestiach, które mnie naprawdę interesują. Jak patrzę teraz wstecz na ostatnie miesiące, to jestem pod wrażeniem, ile da się zrobić w kilka miesięcy, dzięki wręcz cudownemu systemowi, jakim jest edukacja domowa.
Na pewno wymaga to ogromnej samodyscypliny. Powiedz proszę o zaletach takiej formy uczenia się z Twojego punktu widzenia.
Tak, wymaga to ogromnej samodyscypliny, ale spokojnie, jeśli ktoś jej specjalnie nie posiada, a chce, to da się ją wyrobić, jestem tego przykładem. Zalet takiej formy uczenia się jest sporo. O zdanie poprosiłem również moich znajomych z edukacji domowej i najczęściej pojawiające się zalety to: dużo czasu na realizację swoich własnych celów, pasji; możliwość nauczenia się wydajnego zarządzania sobą w czasie; brak narzuconej przez szkołę formy nauki; wolność w organizacji swojego czasu; połączenie kilku przedmiotów, na przykład w wymaganiach na WOK (wiedza o kulturze przyp. red.) są filmy, ale można pogłębić wiedzę np. z historii czy biologii oglądając odpowiednie produkcje.
Chodząc do szkoły, średnio ma się na to ochotę, a jeśli już, to zwykle brakuje czasu. No i jeszcze ważną zaletą jest czas i przestrzeń na tworzenie swojego życia takim, jaki chcemy.
Jak weryfikowana jest Twoja wiedza w ciągu semestru? Czy nie jest i podchodzisz dopiero do egzaminów?
Wiedza jest weryfikowana pod postacią egzaminu składającego się z części pisemnej i ustnej z danego przedmiotu, który obejmuje cały rok szkolny. Nie mamy więc podziału na semestry. Jest to jeden duży egzamin robiony w formie matury, więc automatycznie oswajamy się ze stresem maturalnym. Na egzaminie ustnym jest trochę inaczej, ponieważ nauczyciel pozwala wykazać się wiedzą i zaangażowaniem w najbardziej interesującym nas temacie z danego przedmiotu. Ta forma egzaminu zmusza do solidnego przyswojenia wiedzy. Nie ma czegoś takiego, jak w większości liceów, że da się jakoś prześlizgnąć bez nauki. Szczerze, czując presję tego egzaminu, nauczyłem się tak solidnie, że nigdy w życiu nie opanowałem tak dobrze jakiegokolwiek materiału szkolnego. Do dzisiaj pamiętam, jak wyglądały obrzędy pogrzebowe w starożytnej Babilonii (śmiech).
Nie wierzę, że ten system edukacji nie ma wad. Nie brakuje Ci powiedzmy obcowania na co dzień z rówieśnikami? I czy nie miałeś jakichś okresów zwątpienia, żeby nie powiedzieć, załamania?
À propos obcowania z rówieśnikami, moim zdaniem szkoła skutecznie sabotuje życie towarzyskie poprzez zabieranie masy czasu. Owszem, można trafić na klasę, gdzie spotka się ludzi, z którymi można zbudować jakieś relacje. Mi się to nie udało i praktycznie przez całe liceum udawałem kogoś innego niż jestem w rzeczywistości, aby dostosować się do grupy. Po przejściu na edukację domową, paradoksalnie, poznałem masę cudownych ludzi (również na edukacji domowej), przy których wreszcie mogłem się szczerze wyrazić. Od dyskusji na tematy typu “czy prawda uniwersalna istnieje”, po bardziej codzienne, np. problemy w domu czy związku. Oprócz samej szczerej rozmowy z kimś takim, można też liczyć na jego realną pomoc. To jest naprawdę niesamowite, jakie świetne relacje zbudowałem od czasu przejścia na edukację domową.
Ponadto mamy grupę tutorską, prowadzoną przez pana Andrzeja Horyzę, któremu naprawdę należy się imienna pochwała. Jest on najwybitniejszym pedagogiem, jakiego kiedykolwiek poznałem. Spotykamy się co 3 tygodnie i przez dwa dni chodzimy na różnego rodzaju festiwale np. filmowe, wystawy sztuki oraz na tematyczne zajęcia obejmujące jakiś realny problem i jak sobie z nim radzić. Często mamy też różne, bardzo interesujące dyskusje filozoficzne.
Jeśli chodzi o wady takiej edukacji, to ich praktycznie nie ma. Oczywiście jeśli się spełnia pewne warunki: ma się chodź trochę samodyscypliny, a ją da się wyrobić; posiada się powód, dla którego przechodzi się na edukację domową, istotny jest jasno sprecyzowany cel, który przydaje się zwłaszcza w chwilach zwątpienia; umie się zapewnić sobie życie towarzyskie na własną rękę, co z kolei nie jest tak ważne, gdy jest się w grupie tutorskiej.
Ja nie wiążę swojej przyszłości z byciem naukowcem, czy też lekarzem, więc może paść argument, że taka forma edukacji jest nie dla ścisłowców. Nic bardziej mylnego. Znam kilka osób, które są lub były na edukacji domowej, a osiągają wysokie miejsca na olimpiadach przedmiotowych, czy też zdały świetnie maturę z fizyki. Owszem, jest to trudniejsze, ale doświadczenie w samodzielnym planowaniu sobie nauki zdecydowanie zwiększa szanse ukończenia studiów również z nauk ścisłych.
Swoją drogą, w internecie obecnie jest wszystko, także nauczyciele, pasjonaci w swoich dziedzinach, których materiały, opracowania są o wiele przystępniejsze i merytorycznie cenniejsze niż zdecydowana większość tradycyjnych lekcji. Zresztą puszczanie filmików wspomnianych nauczycieli na lekcjach w szkole mówi samo za siebie i moim zdaniem już to kwestionuje potrzebę istnienia szkoły w takiej formie, w jakiej ona obecnie funkcjonuje. Oczywiście zdarzają się dobrzy nauczyciele, ale czy gra jest warta świeczki?
Nie, nie miałem żadnych okresów zwątpienia, szkoła i cały system edukacji od zawsze mnie uwierał. Nie znaczy to, że byłem złym uczniem. Dopiero właśnie w liceum zacząłem odpuszczać na rzecz moich pasji i projektów. Jestem jednak zdania, że zamiast winić innych lub okoliczności za własne kłopoty, to lepiej wziąć we własne ręce odpowiedzialność za swoje życie, jakie by ono nie było. Warto sobie uświadomić, że wszystkie okoliczności w życiu są świadomie lub nieświadomie, w dużej mierze zaaranżowane przez nas samych. Wziąłem w ręce tę odpowiedzialność, zamiast oddawać ją systemowi i wynikły z tego same bardzo dobre rzeczy.
Co na to Twoi koledzy, są pod wrażeniem, czy raczej mają Cię za dziwaka? Wiesz, to naprawdę rzadkość w Polsce, że ktoś uczy się sam w domu.
Zależy którzy. Jeśli chodzi o znajomych z liceum, do którego chodziłem, to jestem skłonny twierdzić, że mają mnie za dziwaka. Wydaje mi się, że chodzi o to, iż wyłamałem się ze schematu, chociaż szczerze, to nie wiem, bo nie mam z nimi kontaktu. Spotkałem się z głosami typu “co ja chcę niby osiągnąć” albo że w ogóle nic nie osiągnę. To jest całkiem zabawna kwestia, ponieważ mówią to ludzie, którzy uzależniają osiągnięcie jakiegoś sukcesu od systemu, który kuleje i się sypie. Który może działał przez 200 lat, ale obecnie, w dynamicznie rozwijającym się świecie traci swoją rację bytu. On w moim mniemaniu nie daje poczucia bezpieczeństwa i ja swoje buduję sam, chociażby poprzez rozwijanie umiejętności umożliwiających mi zarabianie na siebie, jak programowanie czy ekonomia oraz tworzenie własnych projektów. W liceum, ze względu na chroniczny brak czasu, nie miałem na to szans. Nie wspomnę już o przestrzeni na poszerzanie swojego światopoglądu czy odnajdywanie duchowości. Te wszystkie rzeczy budują moją uniwersalną pewność siebie i poczucie bezpieczeństwa - oparcie we własnej osobie.
Natomiast druga grupa znajomych, czyli ludzie, których poznałem poza szkołą, są raczej pod wrażeniem. Pytają mnie o rady, niektórzy czasami nawet w kwestii wychowywania dziecka (śmiech).
(Z Wojciechem Kępą rozmawiała Julia Talik/ Foto: arch. rozmówcy)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie