Reklama

Taka gmina: Niech żyją wybory!



Kampania wyborcza się zakończyła ku zgodnej uldze kandydujących i wybierających. Oznacza to, że skończył się czas cudownych recept, wszelkiej życzliwości oraz nieustającej słodyczy cieknącej z banerów, plakatów, telewizorów i internetu.

Koniec Dumy z Polski będącej jednocześnie w ruinie i w budowie, którą da się urządzić dwa razy lepiej za te same pieniądze. Koniecznie stosując siłę rozsądku i sprawdzonych rozwiązań, będącą jak wiadomo, domeną ludu kandydującego głównie wsi. Ci z miast preferowali inne hasła. Koniec z damy radę, praca nie obietnice i ogólnie wszystkiego najlepszego... Pora na skrzeczącą rzeczywistość.  Oraz kolejną porcję słodyczy. Tym razem z kolęd, które zaczęły płynąć z głośników już 2 listopada.

Po wyborach skrzecząca rzeczywistość zaskrzeczała niemal natychmiast. W pierwszej kolejności ukochana nasza Straż Miejska zaczęła wystawiać mandaty. Strażnicy Truskolaskiego Starszego, jakby czekali aż Truskolaski młodszy dostanie się do sejmu i zaczęli trzepać kasę tym fotogenicznym z kierowców, którzy przeszli filmowy kasting na skrzyżowaniu. Czyli zamiast patrzeć na światła przyglądali się drodze żeby kogoś nie przejechać albo nie zaparkować na sąsiednim samochodzie.

No i teraz mają za swoje. Straż Miejska wyjaśnień nijakich nie słucha i mandaty trzepie równo. Nie wyłapałeś, że zielone znienacka zgasło, żółte błysnęło i świeci czerwone? To płacz i płać! Nawet immunitet nie pomaga o czym boleśnie przekonał się portfel posła Krzysztofa Jurgiela. Kierowców skarżących się radnym, którzy potem z kolei skarżą się prezydentowi uspokaja rzecznik prasowy Straży Miejskiej, że wszystkie sprawy są wnikliwie badane... Mam jednego znajomego w tej instytucji, który skomentował wywody pani Joanny Szerenos- Pawilcz, że wnikliwie to strażnicy badają głównie pisownię i adresy na mandatach. Na inne badania brak czasu. Odrębna kwestia to, po co potrzebny rzecznik prasowy dla Straży Miejskiej? Samo istnienie Straży Miejskiej wzbudza wśród obywateli wątpliwości graniczące z pewnością, że nie jest im do szczęścia potrzebna. A jeszcze rzecznik? Panie prezydencie – jeśli już Pan musi zrealizować jakąś europejską normę rzeczników i absurdów, które głoszą to zapewniam Pana, że dzielna Boublej wystarcza za wszystkie wyśrubowane normy. A jak już Pan naprawdę musi zatrudniać jakiegoś rzecznika to sugeruję dla kierowców. Przyda się ktoś, kto zastąpi przekleństwa pod adresem Pana, Straży Miejskiej i niezawodnego Systemu Zarządzania Ruchem, które miotają kierowcy i piesi. Naprawdę! Nie da się tego cytować! Same k...a kropki!

Białystok jako miasto piratów drogowych wzbudza zrozumiałe emocje wśród kierowców i mieszkańców. Zwłaszcza, że złote żniwa skończą się z końcem roku. Ku szczeremu żalowi prezydentiatu oraz skarbnik miasta, od 1 stycznia 2016 roku Straż Miejska straci prawo wystawiania mandatów pojazdom w ruchu na podstawie kamer i fotoradarów. Czuj duch kierowco! Od tej pory miasto okradać będzie Ciebie tylko kiedy stoisz lub parkujesz. A że przyroda nie znosi próżni, przewiduję zwiększenie stref płatnego parkowania do granic miasta włącznie oraz konsultacje z sąsiadującymi miejscowościami na temat tego, czy na ich terenie też nie dałoby się pograsować z mandatownikiem.

Na finiszu kampanii trafiłem przypadkiem na otwarcie Galerii Jurowiecka. Przemówieniom i radości nie było końca. Cieszył się nawet wielki Tadeusz Truskolaski, który oznajmił, że był zwolennikiem tej budowy (choć wszyscy nie chorzy na amnezję pamiętają to odwrotnie). Zwłaszcza radował go przebieg licytacji, kiedy Konstanty Strus rzucał kolejne miliony w walce o teren po dawnym Placu Inwalidów. Oprócz wielkiego Tadeusza przemawiały wszystkie władze – nawet te na emigracji. Odczytano listy Karoliny Kaczorowskiej i Marii Anders, władz Siedlec oraz Związku Kresowian. Proszę nie pytać czemu adresaci cieszyli się z otwarcia galerii, ale radość wyrażali listownie i ochoczo. Z białostockiego establiszmentu zabrakło mi tylko Roberta Tyszkiewicza i Krzysztofa Kononowicza (podejrzewam, że razem otwierali coś innego w tym czasie). Cała reszta była obecna osobiście albo per procura. Galeria została uhonorowana, otwarta, prześwięcona, uczczona, opita i obżarta. Toasty wznoszono do późnych godzin nocnych. Też tam byłem i wznosiłbym te toasty długo gdyby nie koszmarne mordy na gigantycznych reklamach wyborczych patrzące zza oszklonych szyb. Odechciewało się jeść, pić a nawet siusiu...

Wybory przyniosły szereg niespodzianek. Pierwszą była młoda Truskawa w Sejmie. Syn swojego ojca kampanię – jak twierdził – sfinansował z kieszonkowego oraz tego co zarobił na studiach. Przyznam, że zaimponował mi ten młody dżentelmen. Albo od czasów, gdy skończyłem studia żakom się nadzwyczajnie poprawiło, albo facet jest rasowym politykiem co łże bez zmrużenia oka. Stawiam na to drugie i zgłaszam posła Krzysztofa jako klasyczny dowód na prawdziwość zjawiska dziedziczenia genów. Inna rzecz, że to przygnębiające, że wracają czasy feudalne, kiedy właściwe nazwisko zapewniało przyszłość. Pisząc o dzielnym Krzysiu trudno zresztą znaleźć inne jego zalety. No może poza zgromadzeniem niemasowym zwolenników Nowoczesnej w Białymstoku. Petru musiał się zdziwić widząc grono, które z trudem zapełniłoby niewielką knajpkę. Po raz drugi zdziwił się widząc ile głosów wywalczyła jego partia w Białymstoku. W tym drugim uczuciu dzielnie mu sekunduję...

Druga niespodzianka to promocja marszałka Baszki do Sejmu. Skuteczny Mieczysław porzucił fotel marszałka i stał się jednym z szesnastu ludowców w Sejmie. W efekcie mamy wybory nowego marszałka i zarządu (bo odejście wodza PSL rozwiązuje cały zarząd województwa). Na razie trwają zawody na najdziwniejszą sesję sejmiku. W chwili obecnej prowadzi pięciominutówka ze środy (przyszło 12 radnych PiS i przewodniczący Szamatowicz), o krótki łeb wyprzedzając sesję czwartkową. Ta zaczęła się od zarządzenia godzinnej przerwy, która – zgodnie z czasem północnopodlaskim – trwała półtorej godziny. Następnie przewodniczący Szamatowicz złożył rezygnację i... zarządził kolejną przerwę. Po kolejnej półtoragodzinnej godzinie przerwy padła internetowa transmisja obrad. Nie powstrzymało to radnych przed wyborem marszałka. Z 30 radnych aż 26 udało się zagłosować poprawnie. Trzech oddało głos nieważny, a jeden – były marszałek, były doradca i jeszcze przewodniczący radnych PO poszedł sobie gdzieś tap-tap. I nie zagłosował wcale. No i marszałka nadal nie ma, bo ani radny Dyjuk ani radny Siekierko nie zebrali tylu głosów co potrzeba, W poniedziałek będzie kolejna sesja a ja już obstawiam czy przebije swoje poprzedniczki w oryginalności.

Niespodzianka trzecia – sukces PiS w Białymstoku. Kaczafiści – jak nazywa ich mój sąsiad – pierwszy raz zdobyli większość głosów w stolicy Podlasia. Oznacza to, że mają spore szanse na ewentualne referendum o odwołanie prezydenta oraz niespokojny sen starej Truskawy. A kiedy Wielki Tadeusz źle sypia w obawie o własne cztery litery, to zaczyna mówić ludzkim głosem. Biorąc pod uwagę nasilenie zjawiska ze względu na zbliżające się święta, stawiam, że nagle do Systemu Zarządzania Ruchem da się wprawić sekundniki, a mandaty mogą zostać anulowane. Dlatego – na pytanie w sondach czy jesteś za odwołaniem prezydenta proszę gorliwie potakiwać i pilnie czytać nagłówki gazet z dobrymi nowinami z magistratu. U wielkiego Tadeusza istnieje widać jakieś sprzężenie między przerażeniem a rozumem. Ten drugi włącza się dopiero gdy boi się wyborów. Dlatego niech żyje kampania!

Z innych plotek – w siedzibie białostockiego PiS – tłok. Na korytarzach ustawiono podobno klęczniki, bo niektórzy z tłumów pozdrawiających się tam słowami „Zawsze byliśmy z Wami" i „Aleście im dowalili" zasługują na co najmniej pokutę. Ci bardziej czujni dołączyli do zwycięskiej partii jeszcze w czasie kampanii. Jeden ze znanych białostockich biznesmenów pojawił się na wiecu Beaty Szydło i tak zapamiętale klaskał podczas przemówień, że następnego dnia miał odciski. Krzysztof Jurgiel – wódz zwycięskiej partii na Podlasiu ma podobno bardziej napięty harmonogram audiencji niż papież Franciszek. I po chrześcijańsku musi cieszyć się z każdego nawróconego. Inna rzecz, że obecnie w PiS wartości mogą ulec zachwianiu. Dlaczego? W Ewangelii stoi, że należy cieszyć się bardziej z jednego nawróconego niż 99 sprawiedliwych. Obecnie w PiS na jednego sprawiedliwego przypada 99 nawróconych i ta radość może okazać się per saldo tak zabójcza jak śmiech dla Jokera – wroga Batmana.

(Adam Remy/ Foto: BI-Foto)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do