Dwa dni przed wigilią posłowie PiS zadają kłam słowom kolędy. Władza tak arogancka była ostatnio bodaj we wczesnych latach osiemdziesiątych. Jarkacz natomiast sumiennie pracuje nad tym, żeby skończyć jak Causescu. Czyli nadal jest śmiesznie.
19 grudnia
Okazuje się, że umyślni białostockiego PiS wpadli na pomysł, jak zadbać o lokalną dzietność i walczyć z niżem, czy wręcz kryzysem demograficznym. Tą metodą jest... dobrze się domyślacie - kalendarzyk. Czyli coś eufemistycznie nazywanego naprotechnologią. Metoda ta, poza z oczywistych względów minimalną skutecznością nie jest de facto metodą leczenia niepłodności. Czyli jeśli kobieta ma problemy z niedrożnymi jajowodami, albo mężczyzna z ruchliwością, lub ilością plemników, naprotechnologia w żaden sposób nie może im pomóc. Dodatkowo wiedza naprotechnologiczna jest absolutną podstawą, kiedy starania o dziecko się podejmuje. Bo czyż nie od tego się zaczyna – liczenia dni płodnych i nie? Jest to wiedza powszechna, a jeśli niewystarczająco, służy nią każdy ginekolog. Podsumowując więc... niepłodni płodnymi się nie staną, a chytrzy radni, pucując sobie PR, wywalą z publicznych pieniędzy 100 tysięcy złotych na kompletną bzdurę. Kolejny dowód, że PiS traktuje ludzi jak idiotów i albo nie umie liczyć, albo ma w du*ie publiczne pieniądze. W końcu to nie ich własne...
***
W kinach nie tylko "Przebudzenie mocy", ale i wielce dyskutowana ostatnio "Mandarynka". W czym rzecz? Jest to historia o transseksualnej prostytutce, która w wigilijny wieczór wychodzi z aresztu i zaczyna szukać swojego chłopaka-alfonsa. Dlaczego go szuka? Bo to jej chłopak i alfons, a dodatkowo doszły do niej słuchy, że ów zdradził ją z... biologiczną kobietą! Bydlę! I oto mamy film złożony z anegdot, dziejący się w pięknych okolicznościach przyrody Los Angeles. Nie we wszystkim powyżej jednak rzecz, ale w tym, że "Mandarynka" jest pierwszym filmem w całości kręconym nowym modelem iPhone"a. Co z tego? A to, że to kolejny dowód na to, jak pauperyzuje się dostęp do technik kinematograficznych. Kiedyś do nakręcenia filmu potrzebna była masa niedostępnego każdemu sprzętu. Dziś wystarczą wiedza i umiejętności. Czy przekłada się to na ilość? Tak. Czy na jakość? Niekoniecznie. Prędzej jest tak, że przy kilku perłach, rośnie nam liczba wieprzy, czyli szeroko pojęty informacyjny szum.
***
Skoro już przy tym szumie, widzę we współczesnej kulturze paradoks. Wiele mówi się o tym, że zawód krytyka, czy recenzenta umiera. To pewnie fakt. Tylko jak pogodzić to z coraz większą podażą dóbr kultury? Kiedyś, na dobrą sprawę, każdy mając w miarę dużo wolnego czasu, był w stanie ogarnąć tak ważniejsze premiery kinowe, jak i płytowe na własną rękę. Dziś jest to i praktycznie, i teoretycznie niemożliwe. Czy w takich okolicznościach ktoś, kto zawodowo odsiewa ziarna od plew i zazwyczaj jest w stanie przedstawić nam wyselekcjonowany zestaw rzeczy do konsumpcji nie powinien zyskiwać na znaczeniu? Okazuje się, że nie.
20 grudnia
Honor – rzecz ważna. Może nienajważniejsza, bo są jeszcze takie powszechniki, jak życie, wolność etc, ale ważna. Zastanawiam się, jak pod jego nieobecność sypia Andrzej Duda. Czy zdarza mu się płakać wieczorami? Czy goląc się pluje w lustro? Nie dość, że powszechnie wyśmiewany w środowisku zawodowym i akademickim ogólnie, będzie musiał zasiąść do stołu ze swoim teściem. Czy dostanie po uchu? Powinien. Ze wszech miar powinien. Ale czy dostanie?
W sumie to mu nawet współczuję. Facet (?) miękki, oślizły, idealnie sterowalny. W dodatku podporządkowany pełnemu kompleksów leśnemu dziadkowi. W dodatku pracujący w charakterze takim, który wszystkie te fakty wystawia na świecznik. I z co najmniej kilkoma współpracownikami, o których wiadomo, że podrzucono mu ich, żeby go pilnowali. Smuteczek. Łza posoli zimnioka. Albo rozmoczy opłatek.
22 grudnia
Beata "Toadie" Szydło w nowym świątecznym spocie promocyjnym PiS, zapewne zrobionym za publiczne pieniądze. Obok niej szereg ministrów, którzy niemal bez wyjątku wypadają jak intelektualnie obciążeni, choć starają się wypadać, jakby byli dobrymi wesołymi ludźmi, a nie sobą. Najśmieszniejsza rzecz w tym tygodniu z pewnością. Sztosem sztosów jest niezamierzona ironia w postaci Mariusza Paszczaka ze swetrem. Jeśli nie widzieliście, koniecznie musicie zobaczyć.
https://www.youtube.com/watch?v=xAYUlZECp7g
***
Krzysztof Kieślowski, zanim stał się reżyserem filmowym, był znakomitym dokumentalistą. Szczytowym osiągnięciem z tego okresu był film "Z punktu widzenia nocnego portiera" (1977), który znajdziecie tutaj:
https://www.youtube.com/watch?v=V0Zu719PefM
Postanowiłem sobie go ostatnio powtórzyć. Ku mojemu zdziwieniu, typ osobowości bohatera jak się wydaje, wrócił do mody. PiS-owska mentalność aż cieknie z każdej jego wypowiedzi. Szczególnie, że PiS komunistycznymi służbistami się nie brzydzi – choćby prokuratorem Piotrowiczem, któremu przy każdym kłamstwie (a tych wszak nadpodaż) rośnie wstrętny guz na czole. Ot podwójna, czy nawet potrójna moralność. Ale nadal jest śmiesznie.
***
Ot i kolejny krok ku dobremu. Szwajcaria wprowadza MDMA jako środek medyczny. Chodzi o tzw. ecstasy. To kolejny kraj po Izraelu i USA (gdzie używa się tej substancji choćby w terapii stresu pourazowego), który od nierozsądnej polityki zera tolerancji przechodzi do uzasadnionego użycia psychodelików. U nas chwilowo nie ma szans na taki pozytywny obrót spraw. Rządzący psychodeliki produkują we własnych mózgach. Psychodeliki zgoła groźniejsze od ekstazek.
***
Jako ateista nie obchodzę świąt. Prędzej niż o "bożym narodzeniu" będę więc mówił o "yule" (bo to jakoś estetyczne), albo zwyczajnie – o "zimowej przerwie". Nie zmienia to faktu, że zawsze to dobra okazja do składania życzeń. Przede wszystkim wyborcom PiS, żeby wrócił im rozum. Kucom – żeby wyciągnęli wnioski z nauczki, którą funduje im rząd. Pozostałym, a zatem tej mądrzejszej części społeczeństwa – żeby obecny (nadal uważam, że śmieszny) stan nie trwał za długo. Bo ze śmiechu można dostać zakwasów mięśni brzucha.
Komentarze opinie