Po Białymstoku nie jeździ się tragicznie. Przepustowość wielu głównych skrzyżowań nie jest katastrofalna, jak marudzą moi niektórzy koledzy kierowcy. Ale po co chwalić się, że jest lepiej niż faktycznie jest? Tego nie rozumiem.
Kilka dni temu naczelna DDB opublikowała materiał dotyczący tzw. zielonej fali. Dla niezorientowanych - chodzi o system sterowania ruchem, którym szczycą się białostoccy urzędnicy. Jednym z elementów miała być zielona fala na kilkunastu szlakach komunikacyjnych. Na razie nieszczęsna. Nieszczęsna, bo specjalnie płynność ruchu się nie poprawiła. Podkreślę jednak, że i wcześniej - przynajmniej moim zdaniem - tragiczna nie była. Tylko po co wszem i wobec rozgłaszać czy szczycić się w mediach rozwiązaniami, które wiele nie wniosły?
Szukałem zielonej fali, choć chyba tylko z przekory. Po godzinie 20 w środku tygodnia działa. W godzinach szczytu wygląda to średnio. Co do tego, to się nie dziwię. Wystarczy zdroworozsądkowo pomyśleć, że ciężko byłoby dogodzić kierowcom jadącym ze wszystkich stron. Zachęcony jednak prasowymi doniesieniami, szukałem. W centrum miasta na sygnalizatorach widziałem raczej światła czerwone. Nic, myślę, jakoś jednak się jedzie, bez większych korków. Oczywiście omijam mniej znaczące ulice, bo tam można popaść w depresję (np. próbując wyjechać ze Słonimskiej na Piłsudskiego).
Prawdziwy horror przyszedł dopiero przy lewoskrętach. Tam, gdzie znajdują się światła kierunkowe, a jazda jest bezkolizyjna. W tym przypadku jest tragedia. Wymyślający zieloną falę stwierdzili widocznie, że ma ona dotyczyć wyłącznie jadących na wprost. Ci którzy próbują skręcić, to już inna kategoria kierowców dla organizatorów ruchu. Lewoskręty w centrum - skrzyżowanie Sienkiewicza/Piłsudskiego czy próba dotarcia do ul. Św. Rocha z Piłsudskiego mogą irytować (choć to mało powiedziane). Nie lepiej na głównych skrzyżowaniach na os. Zielone Wzgórza. Czym kierowali się ustawiający sygnalizację, by na zielonym mogły przejechać dwa, w porywach trzy samochody - ciężko stwierdzić.
Przyzwyczaiłem się, że od urzędników nie można za wiele wymagać. Niczego więc nawet wymagać nie próbuję. Nie warto też dawać nowemu systemowi "trochę czasu". Jak coś działa według nich, to samo już lepiej nie zadziała.
Reasumując. Źle po Białymstoku mi się nie jeździ. Inaczej: bardzo źle mi się nie jeździ. Tylko po co tak jak setki mieszkańców karmiony muszę być bajkami?
Wlasńie bardzo dobre pytanie po co karmic nas bakjami jak wszyscy widzą jak jest naprawdę