Magistrat chwali się, że w żłobkach i przedszkolach powstało ostatnio 2,1 tys. nowych miejsc. Nie chwali się, że to i tak jest o wiele za mało.
W tym roku miejsc w przedszkolach zabrakło 620 dzieciom (w poprzednim 900). W żłobkach oprócz tego, że miejsc brakuje, to w sumie nie wiadomo ilu. Już w 2013 r. mówiło się o wprowadzeniu elektronicznej rekrutacji na wzór tej przedszkolnej (z wyborem trzech placówek), ale skończyło się na mówieniu. W efekcie rodzice do żłobków zapisują dzieci tak szybko, jak szybko uda się dostać dla niego numer pesel i najczęściej we wszystkich siedmiu na raz.
- Pobyt dziecka w przedszkolu, czy żłobku samorządowym to nie powinien być luksus, tylko możliwość dostępna dla wszystkich tych rodziców, którzy chcą z niej skorzystać - przekonuje Robert Żyliński, kandydat na prezydenta z KWW Rozbudźmy Białystok.
Białystok nie słynie z wysokich pensji. Jeżeli w rodzinie nie ma babci na emeryturze, wielu rodzin po prostu nie stać na prywatny żłobek czy przedszkole, nie mówiąc o wynajęciu niani. W efekcie – najczęściej mama – zostaje z dzieckiem w domu i skazuje się w przyszłości na wykluczenie z rynku pracy.
- Chcemy wprowadzić dopłaty do przedszkoli i żłobków. Jeżeli w samorządowej placówce brakuje miejsca, to niech magistrat dopłaci rodzicom do prywatnej placówki. Kwoty trzeba ustalić tak, by były realnym wsparciem - przekonuje Magdalena Guzowska, kandydatka na radną z okręgu III.
Musimy pamiętać, że państwo zobowiązało samorządy do tego, by 2015 r. do przedszkola przyjęto wszystkie 4-latki, a w 2017 r. – wszystkie 3-latki. Jeżeli nie pomyślimy o tym jak to zrobić wcześniej, powtórzy się obecna sytuacja ze szkolnymi świetlicami. Po tym jak wprowadzono obowiązek przyjęcia wszystkich chętnych, te przepełnione są do granic możliwości. Miasto nie chce zaś zatrudniać dodatkowych opiekunów.
- System dopłat ma też inne ważne efekty. Aktywizuje na rynku pracy kobiety oraz pobudza drobną przedsiębiorczość. Panie, jeżeli będą chciały, będą mogły wrócić do pracy, czy w miarę spokojnie jej poszukać. Zaś przedszkole czy żłobek to też firma. Jak będzie więcej w nim dzieci, to trzeba będzie zatrudnić więcej osób. To takie koło zamachowe naszej gospodarki – dodaje Robert Żyliński.
Miasto nie może oszczędzać na edukacji: ani na przedszkolakach, ani na szkołach.
Komentarze opinie