Reklama

Białostocka Kolej Miejska? – opinia czytelnika



22 września pojedziemy, a przynajmniej mamy taką możliwość, komunikacją publiczną za darmo. Ale, ale! nie będzie to zwyczajny dzień z tą tylko różnicą, że autobusy za friko. Onego dnia w mieście pojawi się "kolej miejska". Na hura, na trzy-cztery będziemy przez kilkanaście godzin sprawdzali, czy kolej miejska jest naszym marzeniem i czy jej pragniemy.

W imieniu miłośników kolei odpowiem, że owszem - bardzo by nam było przyjemnie i cudownie, gdyby owa zaistniała. Powiem więcej - najbliższy poniedziałek to udowodni. Mogę tak przypuszczać, bo żona podekscytowana zapowiedziała, że jak za darmo, to musimy się przejechać. I tym sposobem tacy obywatele i obywatelki Gie Żet podkolorują statystykę, choć na co dzień, to bij-zabij, nie mam pojęcia gdzie miałbym jeździć białostockim pociągiem, choć potencjalny przystanek znajduje się pod nosem.

Albo nie, będę przez chwilę nastawiony entuzjastycznie - „Yeeeeha! Ha, ha, ha! W końcu będę mógł dojechać na Bacieczki!”. A tak poważnie, to strasznie się boję, żeby nie było tak jak z lotniskiem, że po wydaniu kilku milionów zapadnie wiążąca, przemyślana decyzja, żeby nic nie robić.

Mam sentyment do kolei, „Kolejówka” (istniało kiedyś takie technikum) wychowywała mnie przez 5 lat. Z całym więc szczerym pokładem sympatii jaki mam dla pasjonatów pojazdów szynowych, których poczynania z przyjemnością obserwuję, wyrażę zdecydowanie odmienne zdanie - kolej miejska nie może w Białymstoku powstać, jeśli się wspólnie nie umówimy, żeby wcześniej walić się po łbach tłokiem od Stara aż do popadnięcia w stan ogłuszenia. Odrobina "zioła" również może poprawić przychylność dla tego środka transportu. Ale w żadnym wypadku w pełni władz umysłu nie podchodźmy do zastanowienia nad problemem bo nici z kolejki.

Biorę pod uwagę aspekty celowe, finansowe, podmiotowe, organizacyjne i infrastrukturalne, czyli - przekładając na prosty język: po co, komu, za ile, kto i czym? Kolej to nie tylko szyny i toczący się po nich pojazd, ale bardzo skomplikowany zespół zasad, przepisów, rozwiązań technicznych i korelacji z otoczeniem. Nie wnikając w nazbyt szczegółową analizę wypunktuję pokrótce mankamenty pomysłu:

- znaczna część naszych torowisk zawiera jeden tor, nie pozwalając na jednoczesny ruch dwukierunkowy;

- przystanki? Ruiny obszczane i zarobaczone;

- perony byłyby w niektórych miejscach na nasypach, jak przystanek Węglówka , albo Jurowiecka (potrzebne windy, dojazdy, poza tym wygodne dojścia);

- koło przystanków powinny być parkingi, w tym także rowerowe;

- kto miałby organizować przejazdy? Czy ten ktoś dogadałby się z Miastem w sprawie dofinansowania i jednolitego systemu biletowego?

- jednopoziomowe przejazdy kolejowe (im lepsza komunikacja tym częściej trzeba wstrzymywać ruch kołowy);

- stacje nawrotne - muszą spełniać pewne wymagania techniczne;

- obwodowe ułożenie linii kolejowych. Brak dobrych celów podróżny na trasie;

- stale poprawiana infrastruktura drogowa. Przecież lokalną kolej wprowadza się tam, gdzie miasto się korkuje, wtedy ma sens.

Wprowadziwszy nowy środek transportu zbliżymy się niechybnie do Warszawy, która musi dotować transport w ponad 60% (u nas obecnie nie przekracza raczej 25%, choć nie robiłem kalkulacji z kosztami generowanymi przez BiKeRa). Wszystkie powyższe kłopoty są rozwiązywalne, ale każdy z nich pociąga ogromne koszty.

Zamiast kolei proponuję zastanowić się nad dozbrojeniem BKM o minibusy. Tak jak do osiągnięcia efektu militarnego dowodzący dobiera właściwą formację, która ma cechy potrzebne do wypełnienia misji, tak i u nas nie duży i szybki przewoźnik jest obecnie potrzebny ("bo lubimy takie"), tylko mały i zwrotny. Biedą utrwalaną przez BKM jest systematyczne zmniejszanie liczby kursów. Tylko minibusy, przez tańszy koszt eksploatacyjny, pozwolą na przywrócenie ich części, a nawet mam nadzieję, że przyczynią się do wyraźnego zwiększenia częstotliwości. Inne korzyści:

- minibusami można spenetrować uliczki wewnątrzosiedlowe i zwiększyć dostępność komunikacyjną miasta, a więc i zyskać nowych odbiorców;

- nic nie trzeba budować, żeby się nimi posłużyć. Cała infrastruktura jest gotowa;

- flota maluchów daje możliwość oferowania usług niestandardowych lub obecnie nieosiągalnych, jak finansowo korzystny wynajem środka przewozu niewielkich grup, niedzielna oferta dla chcących dostać się wygodnie do kościoła (trasy osiedlowe), dowóz do szkół i powrotem (zabieranie dzieci prawie spod domów, a przynajmniej z miejsc widocznych przez rodziców z okien). Oczywiście te ostatnie za normalną opłatą komunikacyjną w formie biletu miesięcznego lub jednorazowego.

Pomyśl o minibusach

(Grzegorz Żochowski)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do