Reklama

Boją się stracić mieszkania

W Białymstoku jest co najmniej kilkaset osób, które spłacają kredyty hipoteczne we frankach szwajcarskich. Ich sytuacja jest coraz trudniejsza, bo rata kredytu wzrosła niemal dwukrotnie. Zadłużają się gdzie indziej, po to, by stracić dachu nad głową.

Na początku rata wynosiła niecałe 700 zł, ale to było w 2008 roku. Dziś, ta sama rata, za to samo 45 metrowe mieszkanie wynosi już prawie 1300 zł. W tym czasie wynagrodzenie Maćka i Ani podskoczyło, łącznie o 324 zł. Spłacają kredyt, w międzyczasie pojawiło się dziecko i pomału kończą się pomysły, skąd brać pieniądze na dalsze spłacanie rat. Boją się, że już wkrótce nie będą ich płacić, bo nie będzie z czego, a bank odbierze im mieszkanie. Wówczas wylądują na bruku.

- Kiedy się pobraliśmy, mieszkaliśmy kątem u mamy Ani – opowiada Maciek. – Musieliśmy się wynieść, kiedy okazało się, że musi tam zamieszkać jeszcze niepełnosprawna babcia mojej żony. Do moich rodziców nie można było się przenieść, bo mieszkanie jest małe, są dwa pokoje, z czego jeden zajmują rodzice, a drugi młodszy brat. Mieliśmy do wyboru, albo stancję, albo własne mieszkanie. Ustaliliśmy, że zamiast płacić komuś, lepiej spłacać kredyt na swoje mieszkanie.

Małżonkowie postanowili za namową doradcy finansowego wziąć kredyt hipoteczny we frankach szwajcarskich. I wszystko było dobrze do momentu, aż po fali kryzysu, zmieniła się wartość kursu. Wówczas waluta szybko zaczęła drożeć, a raty stawały się coraz wyższe. Nikt nie wiedział co zrobić w tej sytuacji. Ludzie, którzy stanęli oko w oko z problemem musieli radzić sobie sami.

- Nie sądziliśmy, że rata wzrośnie aż tak. Prawie trzy lata temu przyszedł na świat nasz synek i teraz sytuacja rodzinna jest dramatyczna – mówi Maciek. – Mamy już do spłaty kredyt hipoteczny i 4 karty kredytowe wyczerpane praktycznie do zera, które też trzeba spłacać. Ratowaliśmy się, kiedy było źle, bo liczyliśmy, że rata kredytu za mieszkanie wróci do poprzedniego kursu. Pożyczyliśmy też trochę pieniędzy od rodziny, a teraz nic nie wskazuje na to, że będzie można im zwrócić. Nie wiemy co będzie dalej, jak i z czego mamy dalej żyć? Nikt się w ogóle nie interesuje takimi rodzinami jak nasza. Dramat się zacznie, jak nie będzie już z czego płacić rat.

Maciej może mieć rację, ponieważ osób, które znalazły się w podobnej sytuacji jest tylko w Białymstoku co najmniej kilkaset. Izabela wróciła niedawno z powrotem do Polski, bo nie radziła sobie sama z wychowaniem dziecka. Jej mąż został w Wielkiej Brytanii, gdzie pracuje przede wszystkim na spłatę kredytu mieszkania w Ignatkach.

- Najpierw jakoś wszystko było dobrze, a potem te raty tak zaczęły rosnąć, że nie było szans ich spłacać. Kiedy okazało się, że już nawet moja wypłata nie wystarcza na tę ratę, postanowiliśmy wyjechać – opowiada Izabela. – Mieszkanie w tym czasie wynajmowaliśmy znajomym, żeby choć trochę było mniej do spłacania. Teraz musiałam tu wrócić, bo mama pomaga mi w opiece nad córką. Tam nie dałam rady sama. Mąż pracuje na zmiany i było mi za ciężko. Jak tylko Lenka będzie starsza, jadę z powrotem. Na razie jeszcze nie podjęliśmy decyzji co zrobić z tym mieszkaniem. Ja już nie chcę wracać do takiego miasta i takiego kraju, żeby tu żyć.

Na razie raty kredytów spłacanych w szwajcarskich frankach nieco przyhamowały. Jednak nie wiadomo co się stanie przy kolejnej fali kryzysu. Niektórzy zapowiadają ją pod koniec bieżącego roku. W obecnej sytuacji nikt nie ma pomysłu na pomoc tym wszystkim rodzinom, które związały się na 20 lub 30 lat ratami, które już teraz sprawiają ogromne problemy w regularnej spłacie.

Cezarion/ Foto: BI-FOTO

 
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do